Gwałtowne zmiany na rynkach finansowych

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2008-08-11 14:36

Na świecie wydarzenie goni wydarzenie, a kanikuła i sezon ogórkowy wydają się być jedynie w ich tle. Tylko media udają, że ich obowiązkiem jest dostarczanie nam lekkostrawnej papki. Chociaż przyznać trzeba, że czasem się budzą. Tak jak na przykład teraz, w czasie konfliktu Gruzja - Rosja. Zastanawiałem się, czy o tym pisać, bo to przecież czysta polityka, której poruszać nie powinienem - szczególnie, że moje poglądy na tę sprawę nie są zgodne z oficjalnymi. Jednak uważam, że to wydarzenie może mieć spory wpływ (nie wprost) na gospodarkę, więc kilka słów napiszę. Potem przejdę do rynków finansowych, więc jeśli kogoś ten konflikt nie interesuje to może parę akapitów opuścić.

W współczuję bardzo ludziom w Gruzji, bo giną tam ludzie, a to jest zawsze tragedia. Jasne jest też to, że Rosja z dużą chęcią wzięła udział w tej zawierusze. Prawda jest jednak taka i nie ukrywają tego nawet najbardziej nieprzychylni Rosji obserwatorzy i politycy (ci, którzy nie zamienili się już zupełnie w demagogów), że to Gruzja uderzyła na Osetię w nocy z czwartku na piątek. Reszta to już konsekwencja. Warto zadać sobie pytanie: czy będąc prezydentem/premierem Rosji pozwoliłbym na to, żeby Gruzji ten blitzkrieg się udał? Odpowiedź wydaje się być oczywista.

Rodzi się jednak pewne pytanie. Wszyscy wiedzą, że prezydent Gruzji niespecjalnie może być uważany za demokratę. Sposób przeprowadzenia wyborów też był w całym demokratycznym świecie przyjęty z kwaśnymi minami. Poparcie Gruzja ma tylko dlatego, że jest kluczowa dla ropy kaspijskiej. USA mają tam swoje interesy. Czy prezydent Gruzji mógł uderzyć na Osetię bez zgody USA? Może mógł i uderzył, czyli popełnił dramatyczny, zbrodniczy błąd. Ale może jednak zgodę miał? Nie ma to jak mała wojenka, przed wyborami, a w listopadzie są przecież w USA wybory. Może to tylko takie moje, niecne podejrzenia, ale jeśli coś w nich jest to sytuacja zamiast się uspokoić jeszcze bardziej się zaogni. A to może być już początkiem tego, co i tak w przyszłości nas czeka: wojny o surowce.

Na razie jednak rynki całkowicie konflikt zlekceważyły. I bez tego wiele się na nich dzieje. Najważniejszym wydarzeniem było ostatnio to, co stało się na rynku walutowym. W swoich komentarzach dla Xelion i na Stooq.pl pisałem przed piątkiem 8 sierpnia, że kurs EUR/USD stanął nad przepaścią, czyli nad poziomem 1,53 USD, który był dolnym ograniczeniem pięciomiesięcznego kanału trendu bocznego (1,53 - 1,60). W nocy z czwartku na piątek kurs nadal spadał, a po przełamaniu poziomu 1,53 USD powstał techniczny, średnioterminowy sygnał kupna dolara, uruchomione zostały również stop - lossy i kurs EUR/USD załamał się zatrzymując się nad poziomem 1,50 USD. Wdzięczny jestem internaucie występującemu pod pseudonimem „stoje_i_patrze" za podesłanie niekonwencjonalnego wytłumaczenia tej wymuszonej przeceny EUR/USD. Piszę o „wymuszeniu", bo okazuje się, że w środku tygodnia instytucje finansowe (banki centralne i inne oficjalne instytucje) kupiły olbrzymie ilość obligacji amerykańskich zmniejszając dostępność dolarów. Zrobiły to wtedy, kiedy kurs EUR/USD był tuż nad bardzo ważnym wsparciem. Ograniczone podaż w tak ważnym momencie doprowadziła do przełamanie poziomu 1,53 USD, a spekulanci zrobili resztę.

Byłaby to więc po prostu interwencja walutowa. Nie można wykluczyć, że tak właśnie było, ale faktem jest też, że i bez niej spodziewałem się umocnienia dolara. Jego początek lokowałem jednak gdzieś na jesieni, nie wcześniej niż z końcem września. Najwyraźniej wielu graczy tak myślało i stąd spadek, który doprowadził kurs EUR/USD nad wsparcie. Potem wystarczyło małe pchnięcie i kurs runął w przepaść. Z pewnością zobaczymy jakiś ruch powrotny, ale sprawa wydaje się być przesądzona. Słabnąca gospodarka strefy euro i spadające ceny surowców wymuszą w przyszłości obniżki stóp, a w USA będą one z obecnych 2 procent musiały wzrosnąć. Wchodzimy w okres dominacji dolara.

Nawiasem na fali umocnienie dolara do euro nasza waluta straciła zrywając z ostatnią korelacją w stosunku do EUR/USD (im niżej EUR/USD tym niżej EUR/PLN). Jednak nie tylko globalny rynek wpłynął na tę przecenę. Bardzo interesujące było to, że w Czechach stopy zostały obniżone o 25 pb. (do 3,5 proc. - przy inflacji bliskiej 7 procent). Po prostu bank centralny broni rozwoju gospodarczego Czech godząc się na wyższą inflację. Odnotować trzeba, że decyzja banku centralnego Czech wprowadziła zamieszania w naszej Radzie Polityki Pieniężnej. Niektórzy jej członkowie wyraźnie sygnalizują, że stopy nie powinny u nas rosnąć. Pomógł zwolennikom słabszego złotego również wicepremier Waldemar Pawlak, który wyłamał się z frontu zadowolonych z siły złotego urzędników. Powiedział, że „jest dobry czas na rozmowę o mechanizmach mogących zatrzymać umocnienie złotego". Powiedział też, że silny złoty szkodzi gospodarce. Można powiedzieć: wreszcie. Wreszcie coś się dzieje. Pytanie tylko, czy nie będzie to jedynie wypowiedź, bo takie z usta wicepremiera słyszałem już na dużo wyższych poziomach. Mam nadzieję, że również mój artykuł w „Parkiecie" wpłynął na wicepremiera. Pojawiły się też inne, medialne materiały (na przykład o utracie wartości przez środki unijne w „Wiadomościach"). Najważniejsze jest, że coś się wreszcie dzieje.

Załamanie kursu EUR/USD (czyli wzmocnienie dolara) musiało doprowadzić do kontynuacji przeceny surowców. Nawet obawy o dostawy ropy z regionu Morza Kaspijskiego (konflikt Rosja - Gruzja) nie pomogły bykom. I właśnie ta przecena surowców i wzmocnienie dolara doprowadziły w piątek 8. sierpnia do olbrzymich wzrostów indeksów giełdowych w USA. Gracze wpadając ze skrajności w skrajność zdecydowanie zapominają o zagrożeniach. Rzeczywiście tańsza ropa nieco zwiększy popyt wewnętrzny. To fakt. Jednak mocny dolar zmniejszy konkurencyjność eksportu i popyt na amerykańskie towary. Co będzie miało większy wpływ? Ja zakładam, że bardziej zaszkodzi mocny dolar, bo popyt wewnętrzny zależny jest nie tylko od ropy.

Pojawiły się też nowe (całkowicie zlekceważone) zagrożenia w sektorze finansowym. Fannie Mae poinformowała, że przestaje kupować i gwarantować kredyty klasy Alt-A. To jest bardzo poważna decyzja, bo te kredyty są uznawane za dużo mniej ryzykowne niż kredyty sub-prime (ryzykowne), a z tego wynika, że kryzys przeszedł na wyższy poziom. Poza tym w ten właśnie piątek bank UBS poszedł w ślady Citigroup i Merrill Lynch odkupując niepłynne aktywa o wartości 19,4 mld USD (i płacąc grzywnę 150 mln USD), które wcześniej posługując się nieuczciwymi praktykami sprzedał kupcom detalicznym. Przypominam, że mówi się o tego typu transakcjach na sumę 300 mld USD. Jak będą wyglądały bilanse banków po powrocie do nich tych aktywów?

Jakimiś wydarzeniem był też dwudniowy, bardzo duży spadek indeksu w Szanghaju. Sytuacja na giełdzie chińskiej wygląda tak jakby gracze ewakuowali się przed zakończeniem Igrzysk Olimpijskich bojąc się tego, co będzie się działo potem. Rzeczywiście spod dywanu wyciągnięte zostaną różne problemy, gospodarka z pewnością zwolni (chociaż niekoniecznie z powodu zakończenia Igrzysk), a walka z kapitałem spekulacyjnym może zakończyć się exodusem tego kapitału, co doprowadzi do pojawienia się poważnych problemów. Ten kapitał być może już wychodzi, o czym świadczyłaby różnica w skali spadków indeksu akcji typu B (kwotowanych w walutach obcych) i Shanghai Composite (w walucie lokalnej, czyli juanie). W ciągu dwóch dni (8 i 11.08 ) indeks akcji typu B stracił 16,6 procent, a Shanghai Composite 9,4 proc. Załamanie na rynku chińskim jest sporym wydarzeniem, ale jednak tylko jako prognostyk dla gospodarki globalnej, bo na bieżące zachowanie rynków europejskich i amerykańskich nie wpływa. Jeśli jednak rzeczywiście po Igrzyskach Chiny spowolnią, USA nadal będą rozwijały się bardzo wolno, a strefa euro pogrąży się w marazmie to co uratuje świat przed przedłużoną stagnacją?

Dużo pytań, mało odpowiedzi, a ja nie mam kryształowej kuli. Popatrzmy jednak na oczekiwania. Bardzo wiele banków inwestycyjnych twierdzi, że indeksy w USA wrócą w tym roku nawet do szczytów wszech czasów. Powodem mają być zyski spółek w 4. kwartale. W wielu przypadkach mogą być większe o 50 % od tych z zeszłego roku (kwestia niskiej bazy). Czy to jest prawdopodobne? Uważam, że tak. Tak więc, widząc problemy, które mogą się okazać zabójcze dla gospodarki światowej, jestem umiarkowanym optymistą, jeśli chodzi o przełom roku. W końcu przecież nic nie trwa wiecznie, a w bessie też pojawiają się potężna korekty.