Epizod na warszawskim parkiecie prawie zakończył się wywrotką, ale teraz InPost, operator sieci paczkomatów, czuje się na siłach, by dać popis na parkiecie w Amsterdamie. W środę spółka ogłosiła zamiar debiutu na giełdzie Euronext. Według Reutersa wyceniana jest 7-8 mld EUR, czyli 32-36 zł mld zł. Tymczasem w 2017 r., gdy mocno zadłużona grupa była zdejmowana z warszawskiej giełdy, spółki Integer.pl i InPost ściągano z niej przy wycenie na poziomie 430 mln zł.
- Chcemy zostać liderem europejskiego rynku zautomatyzowanych rozwiązań odbioru przesyłek dla e-commerce. Mamy znaczące możliwości rozwoju tak w Polsce, jak też na kluczowych rynkach europejskich, na których przewagi rozwiązań zautomatyzowanych są coraz bardziej doceniane wraz ze wzrostem wartości e-handlu. Wierzymy, że nasze połączenie skali, know-how, wysokich marż i szybkiego wzrostu czyni z InPostu ciekawą propozycję inwestycyjną. Nasze wejście na Euronext ma zapoczątkować następną fazę rozwoju, w ramach której rozwiniemy biznes w skali międzynarodowej - mówi Rafał Brzoska, prezes InPostu, cytowany w komunikacie.
Funduszowe przetasowania
W ramach IPO InPost nie będzie emitował nowych akcji. Część pakietów sprzedadzą natomiast główni akcjonariusze - przede wszystkim Advent International, który zdjął paczkomatową spółkę z warszawskiej giełdy i kontroluje ją za pomocą wehikułu, w którym udziały ma też prezes Rafał Brzoska. Walory sprzedawać będą również fundusze KKR i PZU FIZ AN BIS 2, które współfinansowały działalność InPostu.

Chętni na zakup znaczących pakietów są. Pisaliśmy w „PB", że inwestycją w InPost jeszcze przed ogłoszeniem planu debiutu zainteresowanych było kilka międzynarodowych grup private equity, a także Allegro, które zagwarantowało sobie nawet w ubiegłym roku prawo pierwokupu spółki, o ile nie będzie wprowadzana na giełdę.
Teraz deklaracje zakupu sporych pakietów akcji złożyły fundusze BlackRock, Capital World Investors i GIC. Pierwszy zobowiązał się kupić w IPO walory za 430,6 mln EUR, a dwa pozostałe wydadzą po 300 mln EUR. Udział, jaki dzięki temu osiągną w akcjonariacie, jest zależny od ostatecznej ceny papierów w ofercie publicznej.
Skokowy wzrost
Skąd ta ogromna zmiana w wycenie firmy, którą zaledwie cztery lata temu ściągano z giełdy za mniej niż 0,5 mld zł? Poza rynkiem publicznym InPost zredukował kosztowną i przynoszącą straty działalność zagraniczną, koncentrując się na rozbudowie sieci paczkomatów w Polsce. W chwili schodzenia z giełdy było w niej niespełna 2,5 tys. maszyn, tymczasem jesienią ubiegłego roku już ponad 9 tys. Dodatkowym pozytywnym bodźcem dla wyników grupy był pandemiczny boom na e-zakupy.
Efekt? W 2017 r. InPost miał 482,5 mln zł przychodów, wypracowując marżę EBITDA na poziomie 3,7 proc. Rok 2019 zakończyła z 1,23 mld zł przychodów, a marża EBITDA skoczyła do 28,2 proc. Danych za cały 2020 r. jeszcze nie ma, ale po trzech kwartałach firma wykazała 1,67 mld zł przychodów przy 635,6 mln zł zysku EBITDA.
Poza Polską InPost ma ponad 1,3 tys. maszyn w Wielkiej Brytanii. Po IPO zamierza rozwijać się na innych dużych rynkach europejskich, a obecność na giełdzie w Amsterdamie ma pozwolić na „zwiększenie rozpoznawalności i wiarygodności marki oraz zapewnić elastyczność w pozyskiwaniu finansowania na rozwój".