Manila nie zamierza podporządkować się żądaniom irackich porywaczy filipińskiego kierowcy, bułgarski MSZ zapewnia, że dwaj Bułgarzy porwani w Iraku żyją, w Iraku zaś nie ustają ataki na siły koalicji i sprzyjających nowemu porządkowi Irakijczyków.
Wbrew licznym w sobotę doniesieniom o zwolnieniu w Iraku filipińskiego zakładnika, kierowca Angelo de la Cruz wciąż jest w rękach porywaczy, którzy zagrozili, że go zetną, jeśli Manila nie zgodzi się na wycofanie swego kontyngentu z Iraku do 20 lipca, czyli na miesiąc przed terminem.
Odnosząc się do groźby porywaczy minister spraw zagranicznych Filipin Delia Domingo Albert powiedziała: "Zgodnie ze zobowiązaniem wobec wolnych obywateli Iraku zamierzamy wycofać nasz humanitarny kontyngent jak planowano, czyli 20 sierpnia tego roku". Dodała, że dyplomaci wciąż usilnie zabiegają o uwolnienie zakładnika.
O staraniach o uwolnienie w Iraku bułgarskich zakładników poinformował w niedzielę minister spraw zagranicznych Bułgarii Sołomon Pasi.
Terroryści, którzy uprowadzili dwóch bułgarskich kierowców, zagrozili ich egzekucją, jeżeli wojska amerykańskie nie zwolnią więźniów przetrzymywanych w Iraku.
Termin ultimatum porywaczy upłynął w piątek wieczorem, lecz szef bułgarskiego MSZ zapewniał w niedzielę, że Bułgarzy żyją.
Komunikat porywaczy nadała arabska telewizja Al-Dżazira, według której są oni członkami organizacji At-Tawhid wal-Dżihad, na której czele stoi Jordańczyk Abu Musab al-Zarkawi.
Jego ugrupowanie przyznało się w niedzielę do przeprowadzenia w mijającym tygodniu zamachu na bazę wojskową w Samarze, około 100 km na północ od Bagdadu.
Zginęło wówczas pięciu żołnierzy USA i dwóch Irakijczyków z Gwardii Narodowej, a 22 Amerykanów i Irakijczyków zostało rannych.
Za głowę Zarkawiego, którego uważa się współpracownika Osamy bin Ladena, Amerykanie zaoferowali 25 mln dol. - tyle samo, co za głowę samego szefa Al-Kaidy.
W ciągu weekendu w Iraku dochodziło do ataków na siły amerykańskie i iracką policję.
W eksplozji podłożonego na drodze ładunku wybuchowego zginął w niedzielę amerykański żołnierz, a także przypadkowy iracki cywil. Drugi żołnierz został ranny.
Do ataku na amerykański konwój wojskowy doszło ok. 140 km na południe od Mosulu w północnym Iraku.
Dwaj iraccy policjanci - pułkownik i szeregowy funkcjonariusz - zostali ciężko ranni w następstwie dwóch odrębnych ataków, dokonanych w niedzielę z użyciem broni palnej w okolicach Kirkuku - podała policja w tym mieście na północy Iraku. W drugim ataku ucierpiała też cywilna Irakijka.
PAP/Reuters,AFP