Dystrybutor mrożonek cieszy się, że fundusze interesują się branżą. Ale na razie rozwija się sam. I kupuje.
Branża dystrybutorów i producentów mrożonek patrzy dziś w jedną stronę. Bacznie obserwuje rozmowy Penty, funduszu private equity, z Iglokrakiem, jednym z największych graczy na rynku.
— To ważna sprawa. Jeśli negocjacje zakończą się zawarciem porozumienia, będzie to bardzo dobra wiadomość. Transakcja przyciągnie bowiem do naszej branży inne fundusze — tłumaczy Krzysztof Niebrzydowski, członek zarządu Jago, które mieści się w pierwszej trójce branży.
Czy ktoś interesuje się samym Jago?
— Kontaktowały się z nami różne podmioty, zarówno fundusze, jak i firmy produkcyjne [działalność Jago ma charakter stricte dystrybucyjny —red.] Na razie zainteresowani jesteśmy samodzielnym rozwojem biznesu — deklaruje Krzysztof Niebrzydowski.
Jago, po intensywnym okresie przejęć, zajmuje się teraz konsolidacją biznesu i uzyskaniem efektów synergii.
— Od lutego grupa funkcjonuje jako jeden podmiot, zintegrowany m.in. wspólnymi systemami informatycznymi. Ten rok pokaże więc, jak sprawnie możemy działać — mówi Krzysztof Niebrzydowski.
Jago nie rezygnuje jednak zupełnie z akwizycji. Prowadzi wciąż rozmowy dotyczące przejęcia bałtyckich spółek mrożonkowych.
— Partnerzy analizują naszą ofertę cenową. Proponujemy im kilka milionów euro, płatne w ratach — twierdzi Krzysztof Niebrzydowski.
Przejęcia w kraju nie są planowane, choć pewne rozmowy się toczą. Chodzi o spółki o profilu dystrybucyjnym.
Zarząd szacuje, że Jago zakończy ten rok niewielkim zyskiem netto. Dla porównania: 2009 r. grupa zamknęła z 0,5 mln zł straty. Pierwszy kwartał, tradycyjnie ciężki, bo związany z przygotowaniami do sezonu, wypadł "zgodnie z budżetem". A kolejne zapowiadają się optymistycznie.
— Drugi i trzeci kwartał to dla nas szczyt sezonu, a im cieplej, tym lepiej. Główną pozycją w naszych przychodach są przecież lody — mówi Krzysztof Niebrzydowski.