Zmiana to rzecz niezmienna w rozwoju świata. Maksyma ta dotyczy też systemu finansowego, dlatego też prędzej czy później obecna era pieniądza fiducjarnego dobiegnie końca, wykształci się nowy system. Jaki? Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć, ale możliwy wydaje się scenariusz, w ramach którego będą – przynajmniej przejściowo - współistnieć różne formy pieniądza:
- znany nam pieniądz tradycyjny, bo ludzie boją się całkowicie odejść od gotówki, a także będzie to stanowić bezpiecznik w razie awarii systemów cyfrowych
- waluty cyfrowe banków centralnych (CBDC), bo wydają się naturalną pochodną postępu technologicznego i coraz więcej banków centralnych testuje to rozwiązanie, oraz…
- stablecoiny, czyli prywatna waluta cyfrowa, która omija koszty wymiany walut, a która mogłaby działać jak zdecentralizowany odłam światowego systemu finansowego; co istotne, taka waluta jest powiązana z aktywami denominowanymi (zazwyczaj) w dolarze, co eliminuje ekstremalną zmienność, jaka charakteryzuje tradycyjne kryptowaluty, jak bitcoin.
Teoretycznie więc ekspansja cyfrowa może sprawić, że stablecoiny staną się ważnym elementem światowego systemu finansowego. Wprawdzie ich całkowita wartość rynkowa w 2024 r. wyniosła nieco ponad 220 mld USD (dla porównania, rynek amerykańskich obligacji skarbowych to ok. 27 bln USD), ale świat stablecoinów szybko się rozwija, co widać po rosnącej kapitalizacji rynkowej dwóch największych dolarowych tokenów – tethera i USD coin. Przewiduje się, że do 2028 r. rynek stablecoinów wzrośnie do 2 bln USD i mógłby przebić zasoby amerykańskich obligacji skarbowych utrzymywanych przez banki centralne Chin, strefy euro czy Wielkiej Brytanii.
Niewykluczone więc, że – jak czytamy w niedawnym artykule dziennikarza PB Stanisława Borawskiego – nadchodzi kryptorewolucja, a stablecoiny wkrótce zaczną pełnić ważną rolę w systemie płatności.
Co by to oznaczało dla świata, gospodarki, amerykańskiej waluty, stabilności finansowej? Na te pytania starają się odpowiedzieć ekonomiści M. Azzimonti i V. Quadrini, którzy zbudowali prosty, ale skuteczny model, zastosowali go do danych, różnych założeń i odkryli, że ekspansja gospodarki cyfrowej i rozwój stablecoinów mogłaby doprowadzić do:
- Wzmocnienia pozycji dolara, ponieważ większość popularnych stablecoinów jest zabezpieczona jeden do jednego aktywami dolarowymi, więc im więcej stablecoinów w obiegu, tym większy popyt na amerykańskie obligacje skarbowe. Oczywiście może być też tak, że część tokenów cyfrowych zastąpi bezpośrednie trzymanie dolara, jednak autorzy badania wskazują, że ten kanał oddziaływania jest słabszy. To dość mało intuicyjny wynik, bo technologie cyfrowe wykorzystywane w systemach płatności teoretycznie miały ograniczyć zależność od dolara. A tymczasem mogą tylko umocnić fundamenty, na których spoczywa obecny system, bo każdy nowy stablecoin będzie wymagał zakupu amerykańskich obligacji skarbowych.
- Pogłębienia nierównowagi zewnętrznej amerykańskiej gospodarki. Mechanizm działa dwutorowo. Po pierwsze, przez kanał kursu walutowego: większy globalny popyt na stablecoiny zabezpieczone dolarem przekłada się na wzrost popytu na amerykańskie obligacje skarbowe, co prowadzi do aprecjacji dolara. Umocnienie waluty pogarsza konkurencyjność amerykańskiego eksportu i zwiększa deficyt handlowy, a w konsekwencji - deficyt na rachunku obrotów bieżących. Po drugie, przez kanał fiskalny: rosnący popyt na amerykańskie papiery skarbowe obniża stopy procentowe, co zmniejsza koszty obsługi długu publicznego i stwarza przestrzeń dla większych wydatków rządowych. To z kolei sprzyja pogłębianiu deficytu fiskalnego i akumulacji zadłużenia zagranicznego netto. W konsekwencji wzrośnie ryzyko dla stabilności finansowej świata, bo co do zasady - im większe nierównowagi w gospodarce i systemie finansowym, tym mniejsza ich stabilność.
Puenta tych rozważań? Jeżeli Amerykanie chcą rzeczywiście rozwijać rynek stablecoinów jako alternatywę dla obecnego kształtu systemu finansowego, muszą pogodzić się z pogłębieniem nierównowag, o które toczy się obecny bój handlowy.
