122 farmy wiatrowe w 12 krajach, o łącznej mocy 28 tys. MW – taki jest, według organizacji WindEurope, stan rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Europie. To stan wciąż początkowy, a dla Polski, która nie ma jeszcze żadnego morskiego wiatraka, zupełnie wstępny, mimo że potencjał Bałtyku jest ogromny.
- Bałtyk jest płytki i ma znakomite warunki wietrzne – potwierdza Joanna Wis-Bielewicz z Orsted.

Lepszy Fryderyk czy Chopin?
Orsted to duński inwestor, który w pierwszej fazie budowy farm na polskiej części Bałtyku jest partnerem PGE, a wnioskując o nowe lokalizacje wszedł w sojusz z ZE PAK. O ile Bałtyk mu się podoba, o tyle kryteria dla przyszłego przydziału lokalizacji już nie.
- Złożyliśmy dwa wnioski na ten sam obszar, jeden to Fryderyk, a drugi Chopin. W jednym liderem projektu jest Orsted, a w drugim ZE PAK, co oznacza, że punktacja będzie inna, choć sama inwestycja jest w obu wnioskach taka sama – zauważa Joanna Wis-Bielewicz.
Paradoks wynika z systemu punktacji, która promuje firmy w początkowej fazie transformacji. Według branży daje to przewagę krajowym firmom energetycznym, zależnym od paliw kopalnych.
- System punktacji ma wspierać polską transformację – tłumaczył Ireneusz Zyska, wiceminister klimatu i środowiska, odpowiedzialny m.in. za offshore.
Groźny model francuski
Obaw dotyczących procedur administracyjnych jest więcej. W czasie środowego briefingu prasowego Małgosia Bartosik, wiceprezes Wind Europe, przypomniała, że stabilne regulacje mają dla inwestorów kluczowe znaczenie. Negatywnym przykładem w tej kwestii jest Francja.
- Wprowadziła zbyt ambitny wymóg dotyczący udziału krajowego łańcucha dostaw, w efekcie w 2018 r. musiała zrywać kontrakty. Dziś ma tylko jedną morską turbinę – tłumaczy Małgosia Bartosik.
- Boimy się, że Polska pójdzie w kierunku modelu francuskiego – mówi Maciej Wagner z amerykańskiej firmy wpd.
Ireneusz Zyska zapewniał jednak, że rząd nie chce popełniać błędów innych krajów, a poziom udziału krajowych dostawców wyznaczy rynek.