Inwestowanie dywidendowe w Polsce w ostatnich latach przebiło się do głównego nurtu jako jedna z opcji budowania długoterminowego – czy wręcz emerytalnego – portfela inwestycyjnego. Coraz więcej spółek notowanych na warszawskiej giełdzie stara się regularnie dzielić zyskiem z akcjonariuszami – czyli wypłaca dywidendę.
Dywidenda jest częścią zysku netto spółki kapitałowej przeznaczonego do podziału pomiędzy akcjonariuszy. Wśród niemal 350 spółek tworzących WIG dywidendę za ubiegły rok wypłaciło 155 emitentów, a więc prawie połowa. Z obserwacji inwestycyjnych forów wynika, że przybywa też inwestorów polujących na wysokie stopy dywidendy traktowanej jako regularny strumień gotówki zasilający portfel.
O co idzie gra
Koncepcja inwestowania dywidendowego oparta jest na kilku podstawowych założeniach. Po pierwsze, to strategia obliczona na przynajmniej 20-30 lat. Tak długi horyzont inwestycyjny jest nieodzowny, ponieważ nasze strategiczne założenie jest takie, że to reinwestowana dywidenda wypracuje większość zysków. Po drugie, budujemy zdywersyfikowany portfel akcji spółek dywidendowych zasilany regularnymi wpłatami. Wybieramy spółki, które regularnie dzielą się zyskiem z akcjonariuszami. Otrzymane dywidendy automatycznie reinwestujemy – kupując jeszcze więcej akcji spółek dywidendowych. Nasz portfel ma być zasilany z dwóch źródeł: regularnych wpłat własnych i strumienia gotówki z dywidend. Po trzecie, przyjmujemy postawę pasywną i cały czas jesteśmy na rynku. Nie sprzedajemy naszych akcji tylko dlatego, że ich ceny spadają lub na giełdzie trwa bessa.
Poszukujemy zatem spółek na tyle dojrzałych i stabilnych finansowo, aby co roku zasilały nasz portfel częścią wypracowywanych zysków. Spółki dzielą się informacjami o wypracowanych zyskach (bądź poniesionych stratach) podczas sezonu publikacji raportów rocznych. W polskich warunkach na roczne sprawozdania finansowe inwestor musi czekać kilka lub z reguły nawet kilkanaście tygodni. W tym roku sezon raportowania wyników za IV kwartał 2020 r. rozpoczął PKN Orlen, publikując sprawozdanie już 4 lutego.

Niestety, to raczej wyjątek niż reguła. Większość podmiotów z polskiej giełdy czeka z publikacją raportu do ostatniej chwili. Zgodnie z obowiązującym prawem mają na to czas aż do końca kwietnia. Zatem dopiero w maju i w czerwcu zwykle odbywają się walne zgromadzenia, które ostatecznie zatwierdzają proponowane przez zarządy wypłaty z zysków. Dlatego to wiosna uważana jest za szczytowy okres sezonu dywidendowego na GPW. Uchwalone wtedy dywidendy wypłacane są z reguły latem – wtedy inwestor dywidendowy ma czas żniw.
Zbieraj tam, gdzie zasiałeś
Wielu inwestorów czeka z decyzją o zakupie akcji spółek dywidendowych do publikacji wyników za IV kwartał lub wręcz do momentu zatwierdzenia podziału zysku przez walne. Wtedy jednak wszystko jest już uwzględnione w cenach akcji i trudno o „ustrzelenie” ponadprzeciętnej stopy dywidendy. Czyli zakupu akcji przy takim kursie, przy której wypłacona dywidenda będzie stanowiła wysokie kilka (albo nawet kilkanaście) procent jej ceny. Po co jednak czekać do kwietnia i maja, skoro „dywidendowe perełki” można zebrać do portfela jeszcze w sezonie jesiennym?
Na warszawskim parkiecie trwa właśnie sezon publikowania raportów za III kwartał. Do 10 listopada wyniki pokazało już 70 spółek. Do końca listopada uczyni to kolejnych 311 emitentów z rynku głównego. Zatem za trzy tygodnie będziemy znali wyniki finansowe większości spółek dywidendowych za pierwsze 9 miesięcy 2021 r. Część z nich dysponuje konkretną polityką dywidendową (czyli obiecuje regularną wypłatę zysku albo w ujęciu nominalnym albo procentowym) lub wieloletnią historią wypłat dla akcjonariuszy.
Zatem znając wyniki za trzy czwarte roku i samodzielnie estymując rezultaty za IV kwartał możemy z dość dobrym prawdopodobieństwem oszacować całoroczny zysk netto przypadający na jedną akcję. Nakładając to na politykę dywidendową lub historię wypłat z lat ubiegłych z grubsza wiemy, ile dana spółka może wypłacić dywidendy latem 2022 r. Znamy też bieżący kurs naszego waloru, więc bez problemu obliczamy też stopę dywidendy. I voilà – właśnie otrzymaliśmy własny akwen „dywidendowych perełek”. Może się bowiem okazać, że „odkryliśmy” papiery, które za pół roku mogą nam wypłacić wysokie kilka procent dywidendy.
Zatem znając wyniki za trzy czwarte roku i samodzielnie estymując rezultaty za IV kwartał możemy z dość dobrym prawdopodobieństwem oszacować całoroczny zysk netto przypadający na jedną akcję. Nakładając to na politykę dywidendową lub historię wypłat z lat ubiegłych z grubsza wiemy, ile dana spółka może wypłacić dywidendy latem 2022 r.
Potencjalne i możliwe do wypłacenia dywidendy musimy samodzielnie oszacować dla kilkunastu lub może nawet kilkudziesięciu spółek. Gdzie ich szukać? Najpierw proponuję zajrzeć do własnego portfela dywidendowego i sprawdzić, czego można oczekiwać po każdej spółce. Następnie warto powtórzyć całą operację dla walorów zgromadzonych w indeksie WIGdiv. To tam znajdują się papiery wchodzące w skład WIG20, mWIG40 i sWIG80, których emitenci wypłacali dywidendę przez przynajmniej ostatnich 5 lat. Obecnie indeks ten zrzesza 33 spółki z historyczną (czyli bazującą na obecnym kursie akcji, ale odnoszącą się do zeszłorocznej dywidendy) stopą dywidendy wahającą się do 0,2 do przeszło 12 proc. Rzecz jasna przeszłe wyniki nie dają absolutnie żadnej gwarancji ich powtórzenia w przyszłości, o czym każdy inwestor powinien cały czas pamiętać. Każdorazowo należy sprawdzić, czy wypłata z poprzedniego roku jest możliwa do powtórzenia w latach następnych. Może się na przykład zdarzyć, że spółka wypłaciła wysoką dywidendę z niepodzielonego zysku z lat ubiegłych i że było to wydarzenie jednorazowe.
Listopadowe wybieranie wisienek
Zaletą listopadowego przeglądu potencjalnych spółek dywidendowych jest to, że możemy znaleźć walory obiecujące stosunkowo wysokie dywidendy, których rynek jeszcze nie zdążył zauważyć. Wymaga to jednak pewnego nakładu pracy i choćby podstawowej umiejętności czytania sprawozdań finansowych oraz elementarnej znajomości modelu biznesowego poszczególnych spółek. Zawsze istnieje też ryzyko, że nasze estymacje nie wytrzymają zderzenia z rzeczywistością. To jest ryzyko, które świadomie na siebie bierzemy i staramy się je zminimalizować poprzez dywersyfikację. Czyli dobór do portfela przynajmniej kilkunastu spółek licząc na to, że jednostkowe niepowodzenie zostanie z nawiązką powetowane przez pozytywne niespodzianki.
Reasumując, listopadowe zbieranie wisienek jest zajęciem dla nieco bardziej doświadczonych i świadomych inwestorów oraz wymaga włożenia pewnej liczby własnych roboczogodzin. Nagrodą mogą być dywidendowe plony przewyższające te, jakie możliwe są do zebrania podczas inwestowania w czasie dywidendowych żniw wiosną i wczesnym latem.