Jedność w słowach, pęknięcie w czynach

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-02-24 20:00

Posiedzenie przyprezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego (RBN) trwało w poniedziałek kilkanaście razy dłużej niż sobotnia dziesięciominutowa audiencja Andrzeja Dudy u Donalda Trumpa.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Wszyscy uczestnicy mieli zatem okazję przynajmniej do wypowiedzenia się na główny temat, czyli analizy sytuacji polityczno-militarnej w trzecią rocznicę pełnoskalowego wojennego napadu Rosji na Ukrainę. Notabene nie było to ostatnie posiedzenie doradczej RBN zwołane przez Andrzeja Dudę. Do końca jego kadencji (nowy prezydent złoży przysięgę 6 sierpnia 2025 r.) na pewno odbędzie się co najmniej jedno przed szczytem Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) wyznaczonym na 24-25 czerwca w Hadze.

Po poufnych z definicji obradach RBN konkretów jak zwykle znamy tyle, co kot napłakał. Gospodarz Andrzej Duda zrelacjonował swoje ostatnie rozmowy ze stroną amerykańską, przede wszystkim równie doniosłe wizerunkowo, co szokująco krótkie – wobec międzynarodowych standardów protokolarnych – spotkanie z Donaldem Trumpem. Premier Donald Tusk zarysował ramy narodowego konsensu w sprawie Ukrainy, oczywiście pod jego przewodem. Potrzebę politycznej jedności wobec wschodniego zagrożenia podobno rozumieją wszyscy uczestnicy posiedzenia – poza Mariuszem Błaszczakiem, szefem klubu PiS, byłym ministrem obrony. Co jest całkowicie naturalne w kontekście codziennego wzajemnego oskarżania się przez rząd obecny i poprzedni o działalność przestępczą w różnych sferach.

Jednym z nielicznych konkretów w ustach Andrzeja Dudy po RBN było upomnienie się o jego domniemaną dyskryminację. Donald Tusk forsuje nowelizację ustawy o Radzie Ministrów (RM). Jej dotychczasowa wersja ustalająca, że w posiedzeniach rządu (a także rządowych komitetów) poświęconych bezpieczeństwu i obronności „bierze udział” przedstawiciel prezydenta RP, ma według projektu zostać zmieniona w ten sposób, by premier jedynie „mógł zapraszać” takiego przedstawiciela. Jeśli ustawa dość pilna dla usprawnienia pracy RM zostanie ukończona w takiej wersji, to Andrzej Duda absolutnie jej nie podpisze, chociaż tak oburzająca go zmiana realnie dotknęłaby już następcę. Być może zatem rządowe tzw. konsorcjum 15 października nieco w parlamencie odczeka i ustawa zostanie przedłożona do podpisu już nowemu prezydentowi. Wypada przypomnieć, że obecne brzmienie ustawy Andrzej Duda przeforsował wraz z PiS dopiero w 2022 r. przy okazji ogromnej ustawy „o obronie Ojczyzny”. Poprzednio przez ćwierć wieku delegat prezydenta był na konkretne obrady RM jedynie zapraszany i bezproblemowo to funkcjonowało.

Miarą faktycznej, a nie postulowanej jedności najważniejszych decydentów w obszarze bezpieczeństwa są losy innej ustawy. Od 2 maja 2024 r. oczekuje w sejmowej zamrażarce prezydencki projekt ustawy „o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa”. Andrzej Duda naiwnie zakładał szybkie rozpatrzenie i uchwalenie, w projekcie wpisał nawet wejście ustawy w życie już od 1 stycznia 2025 r. Tymczasem nie ma mowy, aby do końca jego kadencji Sejm w ogóle podjął trudny temat. Wśród wielu przepisów ustawa radykalnie zmieniłaby system kierowania polską armią uznany przez prezydenta, czyli najwyższego jej zwierzchnika, za całkowicie nieefektywny wobec realnego zagrożenia militarnego. Projekt przewiduje m.in. likwidację dwóch odrębnych bytów, czyli Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych, które zostałyby stopione w jednolite Dowództwo Połączonych Rodzajów Sił Zbrojnych. Co najciekawsze, idea ustawy została bardzo dobrze przyjęta przez wielu doświadczonych generałów, zarówno w służbie czynnej, jak też w rezerwie. O jej losach jednak w różnych komunikatach po poniedziałkowym posiedzeniu RBN nie usłyszeliśmy ani słowa.