Sygnały poprawy koniunktury są coraz wyraźniejsze — zapewniają zgodnie rządzący, przedstawiciele RPP i ekonomiści. Rząd po wczorajszym posiedzeniu tryumfalnie odtrąbił nadejście ożywienia.
Czerwcowe pozytywne dane makroekonomiczne GUS sprawiły, że ekonomiści coraz śmielej mówią o początku ożywienia gospodarczego. Wczoraj urząd podał, że wskaźnik klimatu koniunktury w przetwórstwie przemysłowym w lipcu był lepszy niż w tym samym okresie w ostatnich dwóch latach.
Wczoraj Jrzy Hausner, wicepremier i minister gospodarki, oraz Andrzej Raczko, minister finansów, wspólnie ogłosili nadejście ożywienia. MF oszacowało w ubiegłym tygodniu dynamikę wzrostu PKB w połowie tego roku na 3,2 proc. wobec 1,4 proc. na koniec 2002 r. Jerzy Hausner poszedł dalej i zapowiedział osiągnięcie 5-proc. wzrostu PKB w 2004 r. i aż 7-proc. w 2006 r. Nawet Rada Polityki Pieniężnej przyznała po ostatnim posiedzeniu, że sygnały ożywienia są widoczne, o czym świadczą dane dotyczące produkcji przemysłowej, budownictwa i popytu inwestycyjnego.
Sygnały o poprawie koniunktury w Polsce dostrzeżono też za granicą. Timothy Ash z Bear Stearns w Londynie powiedział agencji Reuters, że dane GUS skłaniają do stwierdzenia, iż gospodarka ożywa, choć odbicie jest raczej umiarkowane. Susan Schadler, wicedyrektor departamentu europejskiego w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, stwierdziła na łamach „Rzeczpospolitej”, że ożywienie wydaje się całkiem silne.
Polscy analitycy zgadzają się, że widać ożywienie na rynku, ale nie spodziewają się boomu.
Bezpośrednio po odważnych zapowiedziach wicepremiera, Krzysztof Rybiński, główny ekonomista BPH PBK, stwierdził, że są one bardzo ambitne i wymagają spełnienia wielu warunków, m.in. przyspieszenia prywatyzacji. Janusz Jankowiak z BRE Banku uznał wręcz, że osiągnięcie 6-proc. wzrostu PKB w 2005 r. jest niemożliwe.