Katastrofa nam nie grozi

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2008-10-10 00:00

Głowa do góry! Kryzys jest w USA i w strefie euro. U nas jest tylko spowolnienie — uspokajają ekonomiści i przedsiębiorcy.

koniunktura Firmy mają wiele argumentów, by się nie bać

Głowa do góry! Kryzys jest w USA i w strefie euro. U nas jest tylko spowolnienie — uspokajają ekonomiści i przedsiębiorcy.

Ostatnie wydarzenia w świecie finansów przypominają sceny z filmów katastroficznych. Plajty międzynarodowych gigantów z sektora bankowego, nerwowe reakcje rządów najpotężniejszych gospodarek świata, uruchamianie wielomiliardowych akcji pomocowych i powtarzane na Zachodzie hasło "recesja" — wszystko to wywołuje niepokój także w Polsce. Czy rzeczywiście mamy powody do paniki? Nie będzie tak źle.

Firmowa otucha

— Polska ma ogromny potencjał i nie grozi nam wielki kryzys. Nie widzimy żadnych oznak spowolnienia gospodarczego — mówi Piotr Bieliński, prezes i udziałowiec Actiona.

— Osłabienie wzrostu nie będzie w Polsce widoczne tak mocno jak na Zachodzie — uważa Marek Tymiński, prezes City Interactive.

Takich głosów wśród przedsiębiorców jest wiele. Duża część szefów firm nadal wierzy w siłę polskiej gospodarki oraz ufa działaniom rządzących.

— Faktycznie mamy kryzys i trudno przewidzieć, co dalej będzie. Na szczęście rządy państw działają, dlatego nie widzę dużego zagrożenia dla firm w Europie — mówi Dariusz Grzeszczak, prezes Erbudu.

Oznak kryzysu w swojej branży nie widzi też Piotr Jeziorowski, prezes Intronu.

— Choć trudno wyrokować, co będzie w przyszłości — przyznaje Piotr Jeziorowski.

Spokojny o losy firmy jest również Leszek Wąsowicz, prezes Helio, importera bakalii.

— Branża spożywcza zostanie w najmniejszym stopniu dotknięta przez ewentualny kryzys. Istnieje oczywiście pewne ryzyko ze strony banków, które zapewniają nam finansowanie zapasów. Radzimy sobie jednak z tym, dywersyfikując ryzyko i zaciągając kredyty w różnych bankach — mówi Leszek Wąsowicz.

Przełkniemy pigułkę

Ekonomiści starają się studzić rozpalone ostatnio emocje.

— Zalecam ostrożność, ale też namawiam do optymizmu. Polska od strony stabilności gospodarczej wypada znacznie lepiej niż kraje zachodnie — mówi Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.

Jeszcze kilka tygodni temu uważał on, że w 2009 r. gospodarka będzie rozwijać się w tempie 4,5 proc. Dziś jego prognoza wynosi 4 proc. Chociaż wzrosły obawy o wzrost gospodarczy, ekonomista zapewnia, że nie jest pesymistą.

— Sytuacja jest poważna, stąd obniżenie prognozy. Jednak hamowanie gospodarki o 1,5 pkt proc. w ciągu jednego roku — choć wyraźne — nie spowoduje zadławienia gospodarki — twierdzi Ryszard Petru.

Podobnego zdania jest Małgorzata Krzysztoszek z PKPP Lewiatan.

— Nie mamy kryzysu, tylko spowolnienie gospodarcze — uspokaja ekspertka.

Za dobrymi nastrojami analityków przemawia przede wszystkim stan sektora finansowego w Polsce — jego problemy w USA i strefie euro były punktem zapalnym kryzysu.

— W Polsce nie było rynku subprime, więc polskie banki nie są zarażone wirusem. Bankructwa nie nastąpią, kredyty będą udzielane — zapewnia Łukasz Tarnawa, ekonomista PKO BP.

Nie grozi nam też przesadna wstrzemięźliwość konsumentów.

— Chociaż pensje nieco zwolnią, Polacy nadal będą się bogacić. Silny popyt z dnia na dzień nie zniknie — mówi Paweł Majtkowski, analityk Expandera.

To tylko kilka powodów, by firmy nie bały się kryzysu.

Siedem faktów antykryzysowych

1

Polski system finansowy jest zdrowy. Według zapewnień NBP "toksyczne" papiery z amerykańskiego rynku kredytów hipotecznych stanowią mniej niż 2 proc. aktywów banków w Polsce. Dlatego nie mają one poważnych kłopotów z płynnością i nie zaprzestaną udzielania kredytów firmom. Dostęp do kapitału będzie łatwiejszy niż na zachodzie Europy, choć pożyczki prawdopodobnie zdrożeją.

2

Koniunkturę w polskiej gospodarce od kilku lat napędza przede wszystkim krajowy popyt konsumpcyjny. Szybko rosnące pensje pracowników i spadające bezrobocie spowodowały, że Polacy ruszyli na zakupy. Roczna dynamika wzrostu sprzedaży detalicznej przez ponad dwa i pół roku nie spadła poniżej dwucyfrowego poziomu. W dodatku zadłużenie gospodarstw domowych w Polsce jest znacznie niższe niż na Zachodzie. Popyt gwałtownie więc nie spadnie.

3

Ostatnie trzy lata dobrej koniunktury spowodowały, że znacznie poprawiły się wskaźniki obrazujące sytuację finansową firm. W 2007 r. zysk netto wzrósł aż o 25 proc., a wskaźnik rentowności obrotu osiągnął poziom 5 proc. Szybko rosły też oszczędności firm: wskaźnik płynności (relacja aktywów do bieżących zobowiązań) wzrósł do 35 proc. Jeszcze kilka miesięcy temu wielu ekonomistów twierdziło, że firmy dysponują zbyt dużą gotówką i mogą spokojnie obniżyć wskaźnik płynności do 20 proc.

4

Zawirowania w światowej gospodarce sprawiły, że inwestorzy spekulacyjni zaczęli wycofywać się z rynku ropy naftowej. Jeszcze w lipcu za baryłkę ropy płacono 145 USD, wczoraj kosztowała już tylko 89 USD. Ten spadek — choć często z dużym opóźnieniem — przekłada się na niższe koszty transportu i cen w ogóle oraz sprawia, że gospodarstwa domowe mają więcej pieniędzy do wydania.

5

W kwietniu euro kosztowało 3,45 zł, a przez trzy kolejne miesiące jego cena spadła poniżej 3,20 zł. Tak silny złoty spowodował, że eksporterzy mieli nóż na gardle, ponieważ umocnienie nałożyło się na spadek koniunktury w strefie euro oraz rosnące koszty pracy i materiałów. Kryzys sprawił, że dziś kurs EUR/PLN znów zbliżony jest do poziomu z kwietnia i — według ekonomistów — w następnych miesiącach złoty dalej będzie tracił. Ku uciesze eksporterów.

6

Na najbliższe lata Polska ma do wydania 230 mld zł z funduszy unijnych. Znakomita większość tych pieniędzy zostanie wydana na inwestycje w firmach i projekty infrastrukturalne. Cokolwiek działoby się w światowym systemie finansowym, Polska będzie inwestować i utrzyma wzrost gospodarczy.

7

Ostatnie kryzysy w USA, Hiszpanii czy Irlandii były spowodowane m.in. tym, że gwałtownie spadły ceny nieruchomości. Bańka rosła tam przez kilka lat i z hukiem pękła. Ekonomiści zapewniają, że u nas wzrost cen mieszkań trwał krócej, dlatego gwałtowne załamanie nie jest możliwe.

Specjalnie dla Pulsu

Po doniesieniach z ostatnich tygodni firmy stały się zbyt pesymistycznie nastawione do sytuacji makroekonomicznej. Według mojej prognozy, w przyszłym roku gospodarka spowolni do 3,5-4,2 proc. To i tak całkiem dobry wynik, nie ma powodów do paniki. Sektor bankowy ma się stosunkowo dobrze, ceny surowców spadają, presja inflacyjna słabnie. W dodatku całkiem dobrze rysuje się sytuacja fiskalna państwa.

Nadspodziewanie dobrze realizowany jest tegoroczny budżet, deficyt jest znacznie niższy od zakładanego. Ministerstwo Finansów dzięki temu nie musi być tak bardzo aktywne na rynku długu, a to poprawia wiarygodność naszego kraju. Mamy też stosunkowo niski deficyt obrotów bieżących. Rośnie, ale bardzo wolno, w dodatku mamy stosunkowo duży dopływ kapitału z innych źródeł — bezpośrednich inwestycji zagranicznych, transferów prywatnych i funduszy unijnych. Względną stabilność fiskalną gwarantuje nam też przyszłoroczny budżet. Kotwica deficytu na poziomie 18,2 mld zł zwiększa zaufanie do państwa.

Stanisław Gomułka

główny ekonomista Business Centre Club