Zanim w pełni poświęciła się pisaniu, Melissa Darwood pracowała m.in. w HR jako doradczyni zawodowa i trenerka kompetencji miękkich. Pozyskiwała też fundusze unijne i współpracowała z organizacjami wspierającymi szkoły. Pisała po godzinach, przez wiele lat traktując twórczość jako zajęcie dodatkowe.
Jej kariera powieściopisarska rozpoczęła się z potrzeby przelania wspomnień i emocji na papier. Pisanie było też dla niej terapią, bo porządkowało doświadczenia i umożliwiało stawianie pytań o sens życia, wiarę czy definicję szczęścia. Jej debiutancka powieść „Larista” ukazała się w 2011 r.
Pierwsze powieści
Pisze pod pseudonimem. Pracując z młodzieżą i prowadząc zajęcia edukacyjne w szkołach, dostrzegła, jak silna była niechęć uczniów do lektur szkolnych i ogólnie do polskich autorów. W rozmowach wielokrotnie słyszała, że chętniej sięgnęliby po książkę, gdyby nie wiedzieli, że została napisana przez Polaka czy Polkę. Chcąc przełamać ten opór, zdecydowała się na anglojęzycznie brzmiący pseudonim, z jednej strony neutralizujący uprzedzenia młodych czytelników, z drugiej otwierający możliwość ewentualnego debiutu zagranicznego.
Jej pierwszą książkę opublikowało wydawnictwo Zielona Sowa. Gdy umowa została podpisana, autorka zabrała się za pisanie kolejnej powieści, tym razem z gatunku romantasy (połączenie romansu i fantasy). Książka „Pryncypium” nie znalazła wydawcy, więc Melissa Darwood zdecydowała się udostępnić ją czytelnikom bezpłatnie z opcjonalną formą wsparcia finansowego. Wkrótce powieścią zainteresowało się wydawnictwo Genius Creations.
Przez kolejne lata współpracowała z różnymi oficynami, jednak coraz częściej odczuwała potrzebę większej kontroli nad procesem wydawniczym.
– Skończyłam zarządzanie i marketing, pasjonuję się grafiką, więc naturalnie wchodziłam w procesy, które formalnie należały do wydawnictwa – przyznaje autorka.
Własne wydawnictwo
W 2019 r. założyła działalność nierejestrowaną pod nazwą Melisa Darwood. Pierwszy samodzielny projekt zrealizowała z 3 tys. zł oszczędności, które pokryły koszty redakcji, korekty i zaliczki dla drukarni. Pieniądze na pozostałe wydatki zapewniła przedsprzedaż na stronie internetowej, którą promowała w swoich mediach społecznościowych.
„Mój szef”, tytuł wydany na własną rękę, to największy sukces Melissy Darwood ze sprzedażą przekraczającą 100 tys. egzemplarzy. Za dwa kolejne tomy autorka otrzymała nagrody Empik Go w kategorii Namiętne historie.
– Wtedy miałam tylko jednego dystrybutora, bo logistycznie nie byłam w stanie obsłużyć większej liczby kanałów – wspomina autorka.
Rosnące zainteresowanie książkami i nacisk rynku wymusiły kolejny krok, czyli zarejestrowanie działalności gospodarczej. Do współpracy dołączyła Agnieszka Świątczak, prywatnie przyjaciółka autorki, która z czasem objęła rolę menedżerki wydawnictwa. Zajęła się m.in. pełną obsługą dystrybucji, kontaktami z partnerami handlowymi i logistyką, co pozwoliło Melissie Darwood skupić się na twórczości.
Dziś jej książki są dostępne we wszystkich najważniejszych kanałach dystrybucji, a autorka sama projektuje okładki, prowadzi media społecznościowe i własne wydawnictwo.
– Jestem perfekcjonistką. Wszystko musi być zgodne z moją wizją, dopracowane do ostatniego przecinka – mówi pisarka.
Wyjątkowe wydania
W 2024 r. przygotowała wydanie specjalne książki „Gordian. Grzech i Kara”, która jako pierwsza na polskim rynku została wydrukowana w całości na czarnych stronach. Nakład 4 tys. egzemplarzy sprzedał się w trzy tygodnie, a książka doczekała się już kilku dodruków. Aktualnie autorka wznawia wszystkie swoje książki w wydaniach specjalnych. Jej najnowszym projektem jest „Niezdobyta” w twardej oprawie z wyciętym okienkiem, z unikatowym projektem graficznym ze złoceniami, wypukłościami i efektem topograficznego reliefu.
– Przecierałam szlaki. Dziś inni już wiedzą, gdzie drukować takie książki, ale wtedy nikt nie był na to gotowy – mówi Melissa Darwood.
Niedawno wydała nową powieść, ale skupia się na wznowieniach. Kolejne są już w przygotowaniu. W planach na ten rok ma nowe wersje „Luonto” i „Tryjonu”. Te tytuły otrzymają nietypową formę – książki będzie można czytać z dwóch stron, każda z własną okładką rozdzielającą osobne historie.
Rozważa też wznowienia klasyki literatury, do której prawa autorskie już wygasły. To jednak odleglejsza perspektywa. Obecnie koncentruje się na własnych projektach, a po roku poświęconym wznowieniom i reedycjom planuje napisanie nowej powieści.
Sprzedaż zagraniczna
Melissa Darwood podjęła próbę dotarcia ze swoją twórczością na zagraniczne rynki. Na warsztat wzięła najbardziej rozpoznawalny tytuł „My Boss” (angielska wersja „Mojego szefa”). Zdecydowała się na druk na żądanie (KDP – Kindle Direct Publishing), co pozwoliło jej uniknąć opłat za druk całego nakładu z góry. Książka jest dziś dostępna na Amazonie w wersji papierowej, jako e-book i audiobook.
Tłumaczenie okazało się jednak znacznie trudniejsze, niż zakładała, ponieważ pojawiły się problemy z przełożeniem polskiego humoru na język angielski. Kolejnym aspektem były większe koszty – profesjonalna ilustracja na okładkę, redakcja, korekta, nagranie audiobooka z amerykańską lektorką. Mimo starań wyniki nie są tak wysokie, jak oczekiwała.
– Influencerki zagraniczne cenią się tak, że jedna rolka potrafi kosztować 3 tys. dolarów. Zrezygnowałam z takich działań. Postawiłam na kilka postów sponsorowanych i obserwuję. Na razie to kropla w oceanie – przyznaje autorka.
Być pisarzem w Polsce
Uważa, że największym wyzwaniem dla pisarza jest utrzymanie się z pisania. Dla niej też było – w czasach, gdy nie miała własnego wydawnictwa. Jako pisarka i wydawczyni nie boryka się już z takimi trudnościami.
– Jeśli publikujesz w tradycyjnym wydawnictwie, jesteś na końcu łańcucha płatności. Zaczynałam od 1,20 zł za książkę. Potem było 2,80, może 3 zł – wspomina Melisa Darwood.
Dystrybutorzy pobierają ponad połowę ceny okładkowej, autorowi zostaje zaledwie kilka złotych od egzemplarza. W praktyce oznacza to konieczność sprzedaży dziesiątek tysięcy lub wydawania kilku tytułów rocznie, by móc się z tego utrzymać. Wielu twórców wspiera się spotkaniami autorskimi czy sprzedażą własnych książek odkupionych z wydawnictwa czasem po stawkach wyższych niż koszt druku.
Równie istotna jest kwestia jakości publikacji.
– Rynek zalewa masowo wydawana literatura, często bez redakcji czy korekty. Błędy się zdarzają, jesteśmy ludźmi, ale są tytuły, które wyglądają tak, jakby nie przeszły żadnego etapu redakcyjnego – mówi pisarka.
W rezultacie przybywa firm wydawniczych, które działają jak podmioty komercyjne skupione na szybkim obrocie, nie na treści.
Melissa Darwood wskazuje też kilka wyraźnych trendów na rynku wydawniczym. Po pierwsze – rosnącą popularność wydań specjalnych.
– Złocone wyklejki, barwione brzegi, tłoczenia to już nie są tylko dodatki, to elementy tożsamości książki – podkreśla autorka.
Po drugie – wzrost znaczenia e-booków i audiobooków. Pisarka dostrzega spadek znaczenia książek papierowych jako dominującego formatu. Rosnące ceny druku i dystrybucji wypierają je z rynku.
– E-booki nadal są drogie w relacji do produkcji, audiobooki z kolei bronią się jakością, ponieważ dobry lektor i studio to realne koszty, które odbiorca akceptuje – tłumaczy autorka.
Marzenia i pasje
W najbliższych latach Melissa Darwood planuje rozwój wydawnictwa – zamierza wydawać kolejne tytuły, wznawiać najważniejsze pozycje i pisać nowe książki. Marzy również o ekranizacji którejś ze swoich powieści.
W wolnym czasie całkowicie odcina się od miejskiego gwaru, pracując w ogrodzie. Drugą pasją są rowerowe wycieczki. Jesienią można spotkać ją z koszykiem w lesie na grzybobraniu. Choć na co dzień pisze, to również sporo czyta, głównie romanse i książki psychologiczne.
– Największą satysfakcję daje mi moment, w którym patrzę na rezultat swojej pracy i naprawdę go lubię. Kiedy czytam własną książkę i łapię się na tym, że śmieję się z własnych tekstów, albo odpakowuję egzemplarz sygnalny z drukarni i myślę: – Tak, właśnie o to chodziło. Opinie czytelników są ważne, ale jeśli sama nie jestem zadowolona, to żadna pochwała mnie nie przekona – podsumowuje autorka.

