Bankructwo SKOK Wołomin (SW) zaowocowało największą w historii wypłatą z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) — do dziesiątek tysięcy członków kasy trafiło ponad 2,2 mld zł. Nie są wciąż zaspokojeni deponenci SW, których oszczędności przekraczały 100 tys. EUR. Dokładnie 781 osobom kasa winna jest prawie 120 mln zł. Pieniądze mogliby odzyskać tylko dzięki korzystnym decyzjom Kasy Krajowej SKOK (KK) lub BFG. Na te się jednak nie zanosi. Długi wołomińskiej kasy sięgają 2,4 mld zł, jej majątek jest o wiele mniejszy. Większość kredytów wyłudził bowiem gang oszustów, którego członkami, według prokuratury, byli wszyscy członkowie zarządu SW. To dlatego wskaźnik kredytów przeterminowanych wynosi dziś ponad 93 proc.! A często są one obarczone też wadami prawnymi, takimi jak źle ustanowione hipoteki czy niewłaściwa reprezentacja kasy przy podpisywaniu umów.
Okoniem staje BFG…
W złożonym niedawno w sądzie upadłościowym tzw. spisie inwentarza syndyk SW Lechosław Kochański majątek kasy oszacował wstępnie na 291,6 mln zł. Ostateczną wartość ustali biegły, którego sąd powinien powołać w najbliższych tygodniach. Pewne jest jednak, że pieniędzy będzie więcej niż 120 mln zł, na jakie liczą poszkodowani członkowie SW.
Skupieni w Stowarzyszeniu Wspierania Spółdzielczości Finansowej im. św. Michała liczą, że sąd zmieni upadłość likwidacyjną na układową lub że syndyk sprzeda wołomińską kasę w całości. Przy tej pierwszej procedurze ich roszczenia mogłyby bowiem być zaspokojone z masy upadłości, a przy drugiej nabywca SW musiałby przejąć ich depozyty.
Układ wyklucza jednak główny wierzyciel SW, czyli BFG. Sprzedaż w całości uważa z kolei za rozwiązanie sprzeczne z prawem unijnym i upadłościowym. Zdaniem Jerzego Pruskiego, prezesa BFG, fundusz zostałby w ten sposób pokrzywdzony, a zgodnie z dyrektywami unijnymi powinien mieć pierwszeństwo przed innymi wierzycielami (deponenci, rzecz jasna, przedstawiają przeciwne opinie prawne). To dlatego BFG wniósł do sądu upadłościowego o zmianę postanowienia, uniemożliwiającego sprzedaż SW w częściach. Sąd pod koniec lipca odrzucił jego wniosek.
Czy to oznacza, że członkowie SW mogą triumfować? Szczególnie że do syndyka zgłosiła się już kancelaria prawna z Legnicy, twierdząca, że reprezentuje podmiot, chcący kupić upadłą kasę? Bynajmniej. Zgodnie z prawem upadłą SKOK może nabyć jedynie inna spółdzielcza kasa lub bank. Zdaniem syndyka, takie rozwiązanie jest, głównie ze względu na katastrofalną jakość portfela kredytowego SW, praktycznie niemożliwe. Zgodnie z decyzją sądu Kochański zamierza co prawda spróbować sprzedać wołomińską kasę w całości (w dwóch przetargach w terminie do 30 kwietnia 2016 r.), ale w planie likwidacyjnym SW zakłada, że skutek przyniesie dopiero sprzedaż kasy w częściach (po 1 maja 2016 r.).
A w takim wypadku to BFG (jako wierzyciel z mocy prawa uprzywilejowany) będzie głównym jej beneficjentem. I zanim do kasy podejdą członkowie SW, ta będzie pusta.
…i Kasa Krajowa SKOK
Drugą z korzystnych dla deponentów opcji byłoby uruchomienie pieniędzy z tzw. funduszu stabilizacyjnego KK. Artykuł 91 ustawy o SKOK, dający taką możliwość, został jednak uchylony w październiku 2014 r., czyli przed bankructwem SW. I to dlatego KK konsekwentnie twierdzi, że „nie jest podmiotem właściwym w sprawach roszczeń członków SW”. Mimo to 18 sierpnia syndyk wołomińskiej kasy wysłał do KK pismo, w którym poprosił o zajęcie stanowiska w sprawie możliwości przynajmniej częściowego zaspokojenia poszkodowanych klientów SW. Powołał się przy tym na niedawne stanowisko Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), w którym ta stwierdza jednoznacznie, że pomimo wygaśnięcia art. 91 ustawy o SKOK, KK wciąż może zaspokoić roszczenia członków SW.
— To tylko opinia KNF i trudno spodziewać się, że KK wykaże dobrą wolę i rzeczywiście pokryje nasze roszczenia — komentuje gorzko Marcin Karliński, jeden z członków stowarzyszenia, skupiającego deponentów SW. Czy KK w ogóle to rozważa?
— Obecnie nie istnieje podstawa prawna umożliwiająca nam takie wykorzystanie pieniędzy funduszu stabilizacyjnego — ucina spekulacje Andrzej Dunajski, rzecznik KK.
Kosztowne porządki
Gorzowska prokuratura, prowadząca najważniejsze śledztwo w sprawie SKOK Wołomin (SW), ma pełne ręce roboty. Jeszcze kilka miesięcy temu podawała, że gang, którego członkami byli wszyscy członkowie zarządu SW, wyłudził kredyty za więcej niż 300 mln zł. Dziś ta kwota oscyluje wokół 800 mln zł, a wciąż może być niedoszacowana. Zdaniem śledczych, wszystko zaplanował Piotr P., były oficer WSI, do 2012 r. członek rady nadzorczej wołomińskiej kasy, który już w drugiej połowie lat 90. zamieszany był w aferę z wyłudzaniem kredytów. To on miał też zlecić pobicie wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego Wojciecha Kwaśniaka, do którego doszło w kwietniu 2014 r. Z ustaleń syndyka wynika, że obecnie SW jest stroną w 60 śledztwach prokuratorskich i 44 sprawach karnych, toczących się w sądach. To m.in. dlatego jedną z największych pozycji na liście wydatków syndyka SW są koszty prawników — co miesiąc idzie na to, bagatela, 370 tys. zł. Także z tego powodu cały proces upadłościowy, którego finał syndyk planuje na koniec 2017 r., ma kosztować aż ponad 32 mln zł!
JUŻ PISALIŚMY: „PB” 16.06.2015 r.
Przed wakacjami informowaliśmy, że na gruzach upadłej SKOK Wołomin toczy się wojna między Bankowym Funduszem Gwarancyjnym a poszkodowanymi deponentami kasy. Szanse tych ostatnich na zwycięstwo i odzyskanie 120 mln zł są niewielkie.