Premier Jarosław Kaczyński po powołaniu Mojzesowicza deklarował, że PiS koalicji nie zrywa. Jeśli jednak - podkreślał - koalicjanci wypowiedzą umowę koalicyjną, to powstanie rząd mniejszościowy, a potem zapewne odbędą się wybory. Mogłoby do nich dojść - wynika z zapowiedzi polityków PiS - na jesieni bądź wiosną.
Powołanie Mojzesowicza, byłego wiceszefa Samoobrony, oznacza nie tylko oddanie resortu w ręce polityka PiS, ale także w ręce jednego z największych politycznych wrogów Andrzeja Leppera.
Mojzesowicz opuścił Samoobronę pod koniec 2002 r., po konflikcie z Lepperem. W wyborach parlamentarnych 2005 r. startował z listy PiS; szefował m.in. sejmowej komisji rolnictwa. Jesienią 2006 r. Lepper domagał się odwołania Mojzesowicza z tej funkcji, zarzucając mu krytykowanie i dyskredytowanie jego pracy jako ministra rolnictwa.
We wrześniu 2006 r. Mojzesowicz sam zrezygnował z przewodniczenia Komisji Rolnictwa. Swą rezygnację tłumaczył narastającym konfliktem z Lepperem.
Premier zaprzeczał we wtorek, że powołanie Mojzesowicza nie jest elementem "kruszenia" Samoobrony. "Liczymy na Samoobronę (...), to nie chodzi o żadne +wyciąganie+ czy +kruszenie+ chodzi o to, by Samoobrona (...) w trudnej dla siebie sytuacji odnalazła się jako partia, która ma polityczną przyszłość i wizję, a sądzę, że taką przyszłość i wizję może odnaleźć tylko w tym sojuszu, w tej koalicji" - mówił J.Kaczyński.
Szef rządu podkreślał także, że wolałby, aby to nie Lepper "reprezentował" Samoobronę.
W nieoficjalnych rozmowach politycy PiS przyznają, że wtorkowa nominacja to m.in. próba pokazania posłom Samoobrony, co bardziej się opłaca - trwanie przy Lepperze, z którym PiS nie chce już rozmawiać, czy też lojalne popieranie rządu, dzięki czemu nie będzie musiało dojść do przyspieszonych wyborów.
O tym, że przez najbliższe kilkadziesiąt dni będzie trwało "zmiękczanie posłów Samoobrony", by poparli rząd Jarosława Kaczyńskiego mówił także we wtorek politolog z Uniwersytetu Śląskiego dr Marek Migalski, który określa to "wrogim przejęciem". "Jeżeli to wrogie przejęcie dokonywane przez Kaczyńskiego na klubie parlamentarnym Samoobrony uda się, to wybory w ogóle nie będą potrzebne" - uważa.
Wtorkowa nominacja określana jest także w sejmowych kuluarach jako "próba sił" - premier testuje, ile koalicjanci będą w stanie znieść, byle tylko uniknąć przedterminowych wyborów, których obawiają się m.in. ze względu na niekorzystne sondaże.
Z reakcji koalicjantów wynika, że są w stanie znieść wiele. Jeszcze przed samą nominacją lider Samoobrony Krzysztof Filipek mówił, że powołanie Mojzesowicza "jednoznacznie mówi o zerwaniu koalicji"; jednak - podkreślał - Samoobrona nie zamierza ogłosić końca koalicji.
Także według lidera LPR Romana Giertycha, nie ma wątpliwości, że nominacja Mojzesowicza na ministra rolnictwa oznacza odejście od umowy koalicyjnej. W ocenie Giertycha, PiS od kilku tygodni "konsekwentnie prowadzi do złamania koalicji". Stanowisko swojej partii w sprawie przyszłości koalicji zapowiedział na przyszły tydzień.
Z kolei według premiera, to postępowanie Ligi i Samoobrony wskazuje na to, że nie zależy im na koalicji i dążą do jej zerwania. J.Kaczyński mówił rano w "Sygnałach Dnia", że warunki istnienia koalicji postawione przez te partie są prowokacyjne i nie do przyjęcia. Samoobrona i LPR domagały się w poniedziałek powrotu Daniela Pawłowca do Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej i nominacji Krzysztofa Sikory na ministra rolnictwa.
Szef rządu oceniał we wtorek, że najprawdopodobniej dojdzie do przedterminowych wyborów parlamentarnych. Podkreślał, że obecna koalicja istnieje jeszcze tylko dzięki cierpliwości PiS-u.
Kolejny front "koalicyjnej wojny" to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez premiera złożone we wtorek w prokuraturze okręgowej w Warszawie przez posłów Samoobrony. Chodzi o ubiegłotygodniowy list J.Kaczyńskiego do Leppera, w którym wezwał szefa Samoobrony do zrzeczenia się immunitetu poselskiego i poddania śledztwu w sprawie korupcji w ministerstwie rolnictwa.
W ocenie Samoobrony premier w ten sposób wywierał nacisk na prokuraturę, aby skierowała do Sejmu wniosek o uchylenie immunitetu Leppera, w sytuacji gdy prokuratura takiego wniosku nie przedstawiła.
Mimo że koalicja, przynajmniej formalnie, trwa, to partie zasiadające w parlamencie oficjalnie deklarują gotowość do wyborów. Mówią o nich także coraz wyraźniej zarówno premier jak i prezydent Lech Kaczyński; do przyspieszonych wyborów mogłoby dojść jeszcze w tym roku lub na wiosnę 2008 r.
Samoobrona oficjalnie opowiada się za jak najszybszym, wrześniowym terminem wyborów, jednak z nieoficjalnych wypowiedzi niektórych polityków tej partii wynika, że przyśpieszonych wyborów nie chcą. LPR woli termin wiosenny. Opozycja deklaruje gotowość do wyborów, chociaż powątpiewa w determinację rządzących co do skrócenia kadencji parlamentu.
Prezydent powiedział we wtorkowym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że wybory są konieczne, bo "koalicjanci co chwila wywołują rumor". W ocenie L. Kaczyńskiego, w grę wchodzą trzy terminy przyspieszonych wyborów: wrzesień, listopad lub wiosna przyszłego roku. On sam opowiada się za terminem wiosennym.
Co do tego, że wiosna jest najkorzystniejszym dla Prawa i Sprawiedliwości terminem wcześniejszych wyborów wątpliwości nie mają politolodzy, z którymi we wtorek rozmawiała PAP: politolog z Akademii Świętokrzyskiej prof. Kazimierz Kik i dr Marek Migalski z Uniwersytetu Śląskiego.
"Wyborczą propozycję" złożył we wtorek w liście skierowanym do szefa PO Donalda Tuska lider Prawicy Rzeczypospolitej Marek Jurek. Prawica namawia Platformę do złożenia w Sejmie projektu zmiany konstytucji, która umożliwiłaby wprowadzenie większościowej ordynacji wyborczej. (PAP)