Kolejne starcie ministrów Kołodki i Hausnera

Lesław Kretowicz
opublikowano: 2003-05-20 00:00

Na dzisiejszym posiedzeniu Rada Ministrów jednak zajmie się projektem reformy finansów publicznych — zapowiedział premier. Leszek Miller dodał, że jeśli nie będzie kwestii spornych, rząd go przyjmie. Ale kwestie sporne już są.

Premier oświadczył, że na dzisiejszym posiedzeniu rządu Grzegorz Kołodko, minister finansów, przedstawi ostateczny kształt reformy finansów publicznych. To interesujące, zwłaszcza że jeszcze w ubiegłym tygodniu Leszek MIller zapowiedział, że Rada Ministrów zajmie się Programem Naprawy Finansów Rzeczypospolitej (PNFR) dopiero po referendum, czyli 10 czerwca.

W opinii premiera program ten jest jednak na tyle istotny, iż nie można stracić żadnej szansy porozumienia się z partnerami społecznymi, koalicją rządzącą i opozycją.

Niemniej Leszek Miller ostrożnie wypowiada się na temat szans przyjęcia już dziś programu Grzegorza Kołodki. Jego zdaniem, wszystko zależy od tego, co zaprezentuje minister finansów. Spodziewa się jednak, że dalszych konsultacji będzie wymagać kwestia ustawy o osobach prowadzących działalność gospodarczą oraz problem rozdziału środków z podatków pośrednich. Nie jest jeszcze przesądzone, czy samorządy otrzymają wszystkie wpływy państwa z tytułu podatków bezpośrednich (CIT i PIT), a budżet centralny z pośrednich (VAT i akcyza).

— Lepiej poświęcić więcej czasu na dyskusję nad tymi problemami, które wywołują kontrowersje. Najważniejsze jest, aby projekt mógł później szybko i sprawnie przejść procedurę parlamentarną — uważa premier.

Według autora, PNFR ma zapewnić szybki wzrost gospodarczy i umożliwić wykorzystanie szans, związanych z integracją z Unią Europejską. Pozwoli także spełnić wszystkie kryteria układu z Maastricht, tak aby Polska mogła przyjąć euro w 2007 r.

Ostrożność premiera jest w pełni uzasadniona. Tym razem Leszek Miller stanął pod ścianą i wreszcie będzie musiał jednoznacznie opowiedzieć się po stronie Grzegorza Kołodki lub Jerzego Hausnera, ministra gospodarki i pracy. Mimo zapewnień tego drugiego, że jego program jest uzupełnieniem reform ministra finansów, rynek i sam Grzegorz Kołodko odbierają to inaczej.

Plan resortu finansów zakłada między innymi: obniżkę podatku CIT z 27 do 19 procent, wprowadzenie 17-procentowej stawki PIT dla najmniej zarabiających, likwidację większości ulg i zwolnień, utrzymanie indeksacji rent i emerytur oraz wprowadzenie 9-proc. podatku dochodowego dla rolników. Celem nadrzędnym wicepremiera Grzegorza Kołodki jest przyjęcie euro w 2007 r.

Tymczasem Jerzy Hausner uważa, że strefa euro może poczekać do momentu wejścia polskiej gospodarki na ścieżkę wysokiego, ponad 5-proc. tempa wzrostu. Szef resortu gospodarki nie wyklucza przejściowego zwiększenia deficytu budżetowego, na co kategorycznie nie zgadza się Grzegorz Kołodko. Kolejnym punktem spornym jest sprawa indeksacji płac, rent i emerytur — Jerzy Hausner jest skłonny zamrozić je na kilka lat, podnosząc jednak kwotę wolną od podatku. Minister finansów woli indeksować według obecnie obowiązujących zasad.

Do tego dochodzą kwestie ambicjonalne — żaden minister nie ustąpi, więc o wyniku bitwy musi zdecydować Leszek Miller.

Analitycy są zgodni — premier powinien zdecydować się na jeden kierunek polityki gospodarczej i jej architekta. Inna sprawa, że — w ocenie ekonomistów — oba programy nie są receptą na problemy polskiej gospodarki, zmierzają jedynie do pobudzania popytu poprzez luzowanie polityki fiskalnej. Obawiają się również, że mimo szumnych deklaracji rząd podejmie decyzję dopiero po referendum.

— Nie spodziewam się dziś żadnej decyzji rady ministrów. Nie sądzę, aby przed referendum słaby już teraz rząd dążył do kolejnych wewnętrznych konfrontacji — mówi Krzysztof Rybiński, główny ekonomista BPH PBK.

— Cokolwiek dzisiaj zrobi rząd, nie będzie to miało dużego znaczenia dla naszej przyszłości. Obydwa programy są zbyt ostrożne, aby poprawić fundamenty polskiej gospodarki. Istotna natomiast może być ocena programu Grzegorza Kołodki przez cały rząd, czy pozostali ministrowie są gotowi choć na tak powierzchowne reformy — zastanawia się z kolei Richard Mbewe, główny ekonomista WGI.