Zwolennicy uważają, że ostatnie dni pokazały, iż świat jest tak niebezpieczny, że bez tarczy ani rusz. Przeciwnicy twierdzą, że nie warto drażnić niedźwiedzia, bo widać wyraźnie, że potrafi pacnąć łapą. Wojna w Gruzji może jednak zmienić stanowisko obu stron w negocjacjach — polski rząd może dojść do wniosku, że w obecnej sytuacji ściślejsze związki ze Stanami Zjednoczonymi (wzmocnione tarczą) to jednak nie jest taki zły pomysł. Z kolei Amerykanie mogą uznać (choć rzecz jasna nie muszą), że dość egzotyczna sympatia Polski do baterii Patriot nie jest tak zupełnie pozbawiona sensu.
Najważniejsze jest jednak to, że do negocjacji usiądą wreszcie Polacy i
Amerykanie. Dotychczas można było dojść do wniosku, że o tarczy rozmawiają
wyłącznie rząd z prezydentem. I to tylko na czołówkach gazet. Chyba o żadnych
poufnych rozmowach nie wiedzieliśmy z prasy tyle, co właśnie o tej wojskowej
instalacji. Wypada mieć tylko nadzieję, że negocjatorzy o rezultatach
dzisiejszych rozmów nie dowiedzą się z prasy. I że je z powodzeniem zakończą —
bo abstrahując od tego, czy ta tarcza jest Polsce rzeczywiście niezbędna (a
zakładamy że jest) — zniknęłoby jedno zarzewie konfliktu w wojnie
polsko-polskiej.
Negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej, niezależnie od wyniku, były
bardzo pożyteczną lekcją. Ukazały bez osłonek, jak bardzo najważniejsi polscy
politycy są uwikłani w partyjne walki i jak niewiele czasu im zostaje na
merytoryczną dyskusję. Wypada mieć nadzieję, że to już koniec tej pożytecznej,
acz smutnej lekcji. Że sukces w negocjacjach zwiększy — jak zapewniają politycy
— bezpieczeństwo Polski, ale też zmniejszy poziom politycznej agresji.
Wydarzenia w Gruzji mogą ułatwić negocjacje, warto kuć żelazo, póki gorące.