Po pierwsze - ropy z Kazachstanu, jako że złoża Azerbejdżanu, po naszej stronie Morza Kaspijskiego, są za małe. Po drugie - zmiany kierunku przesyłu w ukraińskim ropociągu z Odessy do Brodów, bo na razie płynie nim ropa rosyjska. Wreszcie po trzecie - odcinka ropociągu z Brodów do Płocka. O takich wątkach, jak niestabilność przesyłu przez Gruzję, nawet szkoda wspominać.
Dlatego podpisanie w Baku - przy okazji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego - listu intencyjnego Lotosu i azerskiej spółki naftowej Socar zasadnie oceniane jest przez prezesa Pawła Olechnowicza jako wydarzenie, które "na dziś nic nie oznacza", a jedynie "zbliża do czegoś, co w przyszłości może ujawnić się w charakterze działań produkcyjnych". W rywalizacji ośrodka rządowego i prezydenckiego o zróżnicowanie źródeł zaopatrzenia Polski w surowce energetyczne ostatnio punktuje rząd. Skroplony gaz z Kataru będzie droższy od rosyjskiego, ale umowa o dostawach drogą morską to wreszcie konkret. Prezydent ze względów politycznych (Ukraina, Gruzja) patronuje korytarzowi naftowemu. Jednak upłynie mu cała pięcioletnia kadencja, a polskim rafineriom nie skapnie choćby symboliczna kropla kaspijskiej ropy.