Najgłośniej krytykowany jest szokujący pomysł szefa Platformy Obywatelskiej, aby obywatelom RP wyrwać jedno z ich nielicznych realnych uprawnień — bezpośredni wybór głowy państwa. Reakcja klasy politycznej potwierdziła moją tezę z komentarza poniedziałkowego. Wyimaginowana przez Donalda Tuska jego prywatna, selektywna nowelizacja Konstytucji RP nie ma jakichkolwiek szans na zebranie 307 głosów w Sejmie, a także na zdążenie przed 22 czerwca 2010 r., gdy ustawowo musi wystartować procedura bezpośrednich wyborów prezydenta. W tej kwestii PO nie ma co liczyć nawet na koalicyjne PSL.
Dlatego ewentualne powołanie komisji konstytucyjnej Sejmu, z zadaniem
ekspresowego przeforsowania kanclerskiej ideé fixe, będzie kolejnym posunięciem
odwracającym uwagę od jego legislacyjnej niemocy. Posłowie już obecnie żyją
głównie igrzyskami śledczymi, doszłaby im nowa arena walk konstytucyjnych — a
tymczasem lista zaniechań i opóźnień w legislacyjnym programie rządu rośnie z
każdym jego jubileuszem.