Pamiętacie, jak inżynier Karwowski zasłabł podczas inspekcji na placu budowy? Lekarz pogotowia bez żadnego badania stwierdził, że jest to zawał. Dlaczego taka diagnoza była dla niego oczywista? Gdy w drugiej połowie lat 70. kręcono „Czterdziestolatka” – a właściwie jeszcze całkiem niedawno – uważano atak serca za chorobę dyrektorską: wynik stresu związanego z odpowiedzialnością, pełnieniem ważnych funkcji przywódczych. Serialowa diagnoza się potwierdziła: Karwowski został umieszczony w szpitalu w sali klinicznej wśród zawałowców – gdyby wcześniej nie dostał awansu na stanowisko dyrektora Przedsiębiorstwa Robót Drogowych, prawdopodobnie byłby zdrów jak ryba.
Nowe badania obalają jednak pogląd, że problemy kardiologiczne dotykają głównie członków kadry kierowniczej. Przeciwnie: ofiarami zawałów są najczęściej kiepsko opłacani pracownicy szeregowi, a menedżerowie trzymają się mocno! Dlaczego?

Psychologowie biznesu Wojciech Eichelberger i Jacek Santorski wyjaśniali kiedyś, że liderów biznesu cechuje swoista przewaga energetyczna. Tłumacząc na język normalnych ludzi: zwykle szefowie są silniejsi, zdrowsi, bardziej odporni od zwykłych zjadaczy korporacyjnego chleba. Ot, wybrańcy bogów, herosi, farciarze, którzy wygrali los na genetycznej loterii. Nie dość, że hojniej obdarowała ich natura, to jeszcze mieli dość oleju w głowie, by zainwestować w coachów, mentorów i rozwój osobisty, dzięki czemu wyszli ze swojej strefy komfortu i stali się lepszymi wersjami siebie, co jeszcze bardziej ich wzmocniło od strony fizycznej i mentalnej. Brzmi logicznie, prawda? Ale i tak nie kupuję takiego wyjaśnienia.
Cyfrowa taśma XXI wieku
Prawda wygląda banalnie: plaga zawałów ma związek z niedostatkiem, złym odżywianiem się, brakiem pieniędzy na lekarza. W grupie wysokiego ryzyka są także ludzie z najniższych szczebli firmowej hierarchii. Tacy, którzy o niczym nie mogą decydować sami i nigdy nie są pytani o zdanie. I którym w detalach się narzuca, co kiedy, ile i w jakim tempie mają robić. Od razu myślimy o poniewieranym budowlańcu z taczką i zahukanej kasjerce w hipermarkecie – ale nie. Wpływu na swoją pracę i poczucia sprawstwa pozbawiono również miliony białych kołnierzyków.
To ofiary cyfrowego tayloryzmu, pracy przy taśmie XXI wieku — wyjaśnia Joanna Stępień, ekspertka od komunikacji i umiejętności miękkich. Do grona nieszczęśników zalicza recepcjonistkę w szpitalu, która nawiązując kontakt z pacjentem, musi ściśle trzymać się narzuconych standardów obsługi. Inny przykład to gość z infolinii — leży przed nim skrypt, zgodnie z którym odpowiada na pytania klientów. Od tych osób nie oczekuje się kreatywności (ulubione słowo guru biznesu), lecz mechanicznego opanowania kilku prostych, odmóżdżających czynności. I po co tyle lat studiowali marketing i chodzili na korepetycje z mandaryńskiego? Najpierw tym biedakom psuje się nieużywany umysł, potem serce.
Upośledzenie płacowe wiąże się z silnym stresem, a tym samym ze zwiększonym poziomem kortyzolu – hormonu, który aktywuje metabolizm i dostarcza energii, gdy jest to potrzebne. Nawet niewielkie stężenia kortyzolu we krwi stwarza ryzyko depresji, anoreksji, zaburzeń snu i przewlekłego zmęczenia.
Ubóstwo, będące konsekwencją niskich zarobków, negatywnie oddziałuje też na intelekt – zamartwiający się o swój byt pracownicy są w pracy bardziej rozkojarzeni, mniej zorganizowani i zmotywowani, co przekłada się na mniejszą efektywność. Jak donosi magazyn „Science”, troski natury ekonomicznej wpływają na osiągnięcia poznawcze, a szczególnie funkcje wykonawcze, jak podejmowanie decyzji i planowanie.
Poczucie krzywdy a zdrowie
Kolejną przyczyną zawałów jest poczucie krzywdy z powodu niskich płac – wskazuje niemiecki ekonomista Armin Falk, który na potrzeby eksperymentu przemienił swoją pracownię w typową firmę stosującą wyzysk. Zatrudnił sporą grupę osób do mozolnych obliczeń, a ponieważ robiły to coraz dokładniej i szybciej, firma zwiększała przychody i zyski, tyle że pracownicy nic z tego nie mieli. Podwyżki i premie zgarniali menedżerowie, choć nawet bez tego zarabiali kilkadziesiąt razy tyle, ile ich podwładni. Wkrótce – jako rezultat niesprawiedliwości – wśród pracowników o jedną trzecią wzrosły stres i zagrożenie chorobą serca.
Jeśli wierzyć badaniom, ponad połowa Polaków uważa, że zarabia za mało. Gorzej jest tylko w Chinach (dwie trzecie narzekających na pensje). Ale który szef – i psycholog biznesu – przejmie się źle opłacanym podwładnym i jego zwiększoną podatnością na chorobę dyrektorską? © Ⓟ