Koniec straconych dekad? Na wykresach widać, że Japonia budzi się ze snu

Gabriel ChrostowskiGabriel Chrostowski
opublikowano: 2025-10-30 19:14

Czy Japonia stoi u progu renesansu gospodarki? Giełda bije rekordy, zyski firm odżyły, ceny i płace szybko rosną. To może być nowe otwarcie. Choć na razie brakuje najważniejszego: szybkiego wzrostu realnego PKB.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Japonia właśnie może być u progu swojego renesansu gospodarczego. Po trzech dekadach marazmu kluczowe wskaźniki wysyłają sygnały, jakich nie widzieliśmy od lat. Mamy namiastkę spirali płacowo-cenowej, rekordowo wysokie zyski firm, rajd na giełdzie, który przełamał historyczny szczyt, i ożywienie popytu wewnętrznego. Czyli wszystko to, czego Japonii brakowało w ostatnich dekadach. Brakuje jeszcze najważniejszego: istotnego przyspieszenia realnego PKB. Ale mimo to można mówić o pozytywnej zmianie.

Stracone dekady spłacania długów

Aby zrozumieć, dlaczego obecne sygnały napawają optymizmem, trzeba przypomnieć, dlaczego Japonia utknęła w stagnacji. Lata zwane straconymi (od początku lat 90.) tłumaczono wieloma czynnikami: starzejącym się społeczeństwem, nadmiernym obciążeniem długiem prywatnym po pęknięciu bańki spekulacyjnej czy niską produktywnością. Jednak jedna teoria zadziwiająco spójne tłumaczy tę stagnację: recesja bilansowa połączona z pułapką płynności.

W skrócie: po krachu na rynku nieruchomości i giełdy, bilanse firm i gospodarstw domowych załamały się. Ich pasywa (długi) stały się tak duże, że przyćmiły wartość aktywów. W tej sytuacji firmy i ludzie radykalnie zmienili cel: zamiast maksymalizować zyski, zaczęli minimalizować dług. Gdy ludzie skupiają się na długu, a nie kupowaniu czy inwestowaniu pojawia się problem: spada popyt, a to wywołuję presją na spadek cen, zysków i płac, co pogrąża gospodarkę w stagnacji.

Rozpoczęło się masowe oszczędzanie, by spłacać zobowiązania. To obniżyło popyt w gospodarce, wywołało presję na spadek cen (deflację), zysków i płac, co tylko pogrążało gospodarkę w stagnacji. Bank centralny (BoJ) był bezradny – obniżył stopy do zera i drukował biliony jenów (pułapka płynności), ale nikt nie chciał tych pieniędzy pożyczać. Z tej sytuacji niezwykle trudno jest wyjść, zwłaszcza w społeczeństwie, które wchodzi w erę po dywidendzie demograficznej – gdzie liczba osób w wieku nieprodukcyjnym rośnie szybciej niż w wieku produkcyjnym.

Buffett docenił japońskie spółki

Ale teraz coś się zmieniło. To, co obserwujemy, to seria połączonych ze sobą zdarzeń, które po raz pierwszy od 30 lat mają szansę trwale przerwać ten toksyczny cykl.

Po pierwsze, giełda. Indeks Nikkei 225 nie tylko odrobił straty, ale po 35 latach pobił historyczny rekord z 1989 r. To sygnał, że globalny sentyment inwestorów uległ zmianie.

To nie tylko optymizm, ale może też fundamentalne zmiany w japońskich spółkach, które (często pod presją giełdy) wreszcie zaczęły uwalniać wartość dla akcjonariuszy. Znany i lubiany Warren Buffett, który zainwestował ostatnio grube miliardy w japońskie domy handlowe, ujął to tak: "To było tak, jakby mieć skarbonkę, w której znajdował się certyfikat, a klucz do niej został zgubiony. I nagle ten klucz się odnalazł."

Po drugie, zyski firm, czyli paliwo dla renesansu, ożywienia inwestycji. Kwartalne zyski przedsiębiorstw wzrosły w ostatnich latach do poziomów nienotowanych nigdy wcześniej. Co istotne, te zyski rosną szybciej niż wcześniej. Można więc powiedzieć, że pojawia się amunicja dla gospodarki – gotówka na inwestycje i podwyżki płac.

Po trzecie, spirala płacowo cenowa, czyli zalążek tego, na co wszyscy czekali. Tu dochodzimy do sedna. Ceny towarów i usług mocno przyspieszyły, a w ślad za nimi przyspieszają też płace (płaca bazowa rośnie w tempie nienotowanym od 1994 r.).

Nawet jeżeli ten proces został zapoczątkowany przez globalne szoki podażowe (pandemia, wojna), nie można umniejszać jego znaczenia. Importowana inflacja zmusiła firmy do podniesienia cen, a rekordowe zyski pozwoliły im (i zmusiły je) do podniesienia płac. To budzi wewnętrzny popyt.

Konsumenci czekają na poprawę

Wiele o obecnej sytuacji mówi indeks warunków popytowych. Pokazuje on, jak zmienia się popyt (konsumpcja i inwestycje) w stosunku do podaży (maksymalnych zdolności wytwórczych kraju). Jest wyraźnie powyżej długookresowej średniej. Co prawda trzeba zaznaczyć, że na takim poziomie znajduje się on od dłuższego czasu i ostatnio nie widać istotnych zmian w pozytywnym kierunku. Ale jest to poziom będący daleko od depresyjnych dołków z lat 1992-2010.

Tak więc wiele twardych danych sugeruje, że Japonia być może stoi u progu prawdziwego renesansu gospodarki. Ważne teraz będzie to, czy mocno przyspieszą też płace realne. Jeśli nominalny wzrost pensji zdoła w końcu przegonić inflację, konsumenci odczują realną poprawę. A to realne płace są w stanie istotnie i trwale pobudzić popyt konsumpcyjny. Jest to kluczowe w nowej erze narastającego protekcjonizmu, gdzie trudno będzie rosnąć poprzez ekspansję eksportową.