Koronawirus stymuluje przemysł 4.0

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2020-04-01 22:00

Praca biurowa na odległość stała się faktem. A co z produkcją? Czy również ona może być realizowana zdalnie?

W fabryce przyszłości ma być tylko dwóch pracowników. Człowiek — do karmienia psa. I pies — do pilnowania człowieka, aby niczego nie włączał. A zupełnie poważnie… Cyfryzacja, robotyzacja i automatyzacja eliminują tzw. element białka z wielu procesów produkcyjnych. Trudno jednak sobie wyobrazić np. montownię samochodów bez jakichkolwiek ludzi.

— Maszyny pomagają, usprawniają, przyspieszają i podnoszą produktywność, ale nie wymknęłysię spod naszej kontroli. Fizyczna praca ludzi jest niezbędna do utrzymania ciągłości zakładu, jest elementem jego mocy produkcyjnej — potwierdza dr Stanisław Drosio, dyrektor pionu usług i utrzymania oprogramowania BPSC.

Jak stawić czoła temu wyzwaniu? Zdaniem przedstawiciela BPSC trzeba wyraźnie odróżnić front-office od back- -office’u fabryki, a następnie zastanowić się, w jakim stopniu da się zautomatyzować każdą z tych sfer. Back-office to oczywiście zaplecze, obsługa administracyjna zakładu — pracujące w tej części osoby dużo łatwiej objąć zdalnym działaniem. Systemy IT wydają się wprost stworzone do digitalizacji funkcji biurowych. Trudniej jest natomiast przenieść do przestrzeni wirtualnej front-office, czyli po prostu produkcję. Tymczasem pandemia wskazuje na potrzebę ograniczenia kontaktów międzyludzkich oraz zmniejszenia liczby osób znajdujących się w tym samym czasie w hali lub magazynie.

— Rozwiązaniem mogłaby być filozofia industry 4.0 wspomagana przez internet rzeczy, czyli samoczynną komunikację między urządzaniami. Problem w tym, że koncept autonomicznej fabryki dopiero zaczyna być wdrażany i daleko mu do ideału — podkreśla dr Stanisław Drosio.

O czwartej rewolucji przemysłowej w Polsce do tej pory raczej się mówiło niż ją wdrażało. Epidemia każe przejść od pomysłów do czynów.