Kreml zagarnia część Donbasu

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2022-02-15 20:00

Kolejne dni wojennego kryzysu wokół Ukrainy przynoszą kolejne porcje najróżniejszych debat i politycznych oświadczeń, zarówno międzynarodowych, jak też krajowych – takich jak np. posiedzenie Rady Gabinetowej. Gdyby jednak wycisnąć z nich wodę, to suchego pozostaje niewiele.

Z polskiego punktu widzenia pewnikiem jest jedna okoliczność: dobrze znajdować się od 1999 r. po zachodniej stronie granicy NATO. Dla ścisłości i przyzwoitości bez przerwy trzeba przypominać, kto w latach 1997-99 sfinalizował wstąpienie Polski do sojuszu: prezydent Aleksander Kwaśniewski, premier Jerzy Buzek i minister Bronisław Geremek. Podczas obecnego kryzysu widać kosmiczną wręcz różnicę – Ukraina nigdy nie otrzymała i szybko nie otrzyma zaproszenia do NATO w trybie art. 10 traktatu, korzysta jedynie z wymyślonego na szczycie w Warszawie tzw. pakietu kompleksowego wsparcia.

We wtorek zapoczątkowana została jednak decyzja bardzo konkretna, która zapowiada się na punkt zwrotny kryzysu. Duma Państwowa, czyli główna izba rosyjskiego parlamentu, uchwaliła apel do Władimira Putina o uznanie niepodległości dwóch separatystycznych regionów Ukrainy. Car sam polecił wystosowanie takiego apelu, po którym będzie mógł wydać dekret o uznaniu niepodległości tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej i Donieckiej Republiki Ludowej. To przylegające bezpośrednio do Rosji części dwóch obwodów – ługańskiego i donieckiego – zdobyte przez rosyjskich separatystów w 2014 r. Na zajętych obszarach szybko przeprowadzono referenda niepodległościowe, których zdecydowane wyniki stały się po ośmiu latach podstawą uchwały Dumy.

Władimir Putin oczywiście podporządkuje się głosowi suwerena i uzna niepodległość obu pseudorepublik. Zapewne powtórzy wariant przećwiczony już na Abchazji i Osetii Południowej, wyrwanych z Gruzji, które stały się niby niepodległymi przybudówkami Rosji bez formalnej inkorporacji. Wobec Krymu car zastosował natomiast pełne wchłonięcie, powtarzając po 75 latach zagarnięcie przez Związek Radziecki 17 września 1939 r. terenów Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Istnieje także trzecia szkoła, której przyjrzałem się podczas bytności w Naddniestrzu. Przyczyna odmienności jest geograficzna, otóż ten ruski lotniskowiec wciska się między Ukrainę a Mołdawię. Samozwańcza republika nie została formalnie uznana przez Rosję, chociaż nastąpiła tam samorusyfikacja – wszędzie wiszą rosyjskie flagi, a Putin na muralach, jakich nie uświadczysz w Moskwie.

Na igrzyskach w Pekinie reprezentacja Rosji nie ma prawa do używania flagi państwowej. Skolonizowane przez imperium niby niepodległe republiki mają własne niby flagi, ale rosyjska absolutnie nad nimi dominuje.
fot. REUTERS/Ilya Naymushin/Forum

Faktyczne zagarnięcie przez Rosję znacznej części Donbasu bez jednego wystrzału może być przesileniem kryzysu. Ustanowiony na poczekaniu 16 lutego tzw. Dzień Jedności Ukrainy nie będzie miał jakiegokolwiek wpływu na dekret niepodległościowy. Kijów nigdy nie przyjmie do wiadomości brutalnej prawdy, że oba skrawki terytorium zostały już stracone, podobnie jak Krym. Na wszystkich mapach demokratycznego świata takie gwałty na prawie międzynarodowym nie są uznawane, zarówno Krym jak też Ługańsk i Donieck drukowane są oczywiście w granicach Ukrainy. Trudno jednak uniknąć porównania z innym regionem – wyspa Cypr także pokrywa się z należącą do UE progrecką republiką, a przecież część północna od 1974 r. jest już na trwałe turecka. Notabene ciekawe, jak będzie brzmiał dekret cara Kremla – czy obejmie granice obu pseudorepublik wywalczone militarnie w 2014 r., czy też… całych obwodów. W tym drugim wypadku okazałoby się, że części niby niepodległych terytoriów oficjalnie już objętych parasolem Rosji są… okupowane przez Ukrainę! To byłby nowy rozdział wojennej awantury.