Kto pisze przetargi na sprzęt IT dla muzeum w Oświęcimiu

Grzegorz SuteniecGrzegorz Suteniec
opublikowano: 2025-12-11 07:00

W kluczowym dokumencie w przetargu na sprzęt dla Muzeum Auschwitz-Birkenau jako autor widnieje… pracownik firmy, która finalnie jako jedyna złożyła ofertę. To sytuacja całkowicie przypadkowa i w żaden sposób niezamierzona — tłumaczy muzeum. Należy sprawdzić, czy nie doszło do konfliktu interesów — uważa ekspert.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego pracownik zewnętrznej firmy widniał jako autor kluczowego dokumentu przetargowego Muzeum Auschwitz
  • jak muzeum tłumaczy obecność danych zewnętrznej osoby w dokumencie przetargowym
  • jak sprawę komentuje zainteresowany?
  • jaka firma złożyła jedyną ofertę
  • na preferowanie sprzętu jakiego producenta zgłaszali początkowo uwagę potencjalni wykonawcy
  • w jaki sposób zamawiający może komunikować się z rynkiem na etapie przygotowania postępowania
  • jakie ryzyko prawne i konsekwencje grożą za nieprawidłowości w przetargach publicznych
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu ogłosiło we wrześniu przetarg na dostawę infrastruktury informatycznej do uruchomienia środowiska do masowego przechowywania danych. Jednego z naszych czytelników zdziwił fakt, że we właściwościach dokumentu Opis przedmiotu zamówienia (OPZ), czyli jednego z najważniejszych dokumentów przetargowych, widnieje osoba, która... nie jest pracownikiem muzeum. We właściwościach OPZ jako autor widnieje Marcin Plesiński.

Biuro prasowe muzeum poinformowało, że nie jest on pracownikiem, współpracownikiem ani doradcą Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Jest natomiast pracownikiem jednej z wielu firm zewnętrznych, z którymi muzeum współpracuje w realizacji bieżących działań z zakresu informatyki. „Podmiot, w którym zatrudniony jest pan Marcin Plesiński, we wcześniejszym okresie dostarczał do muzeum inne urządzenia w ramach przeprowadzonych postępowań o udzielenie zamówienia publicznego, dlatego zamawiający, bazując na wcześniejszych realizacjach, pozwolił sobie na rozeznanie i wycenę rozwiązań dostarczanych również przez ten podmiot. Rozeznanie rynku było prowadzone wśród czterech wykonawców, którzy na podstawie przekazanych potrzeb ze strony zamawiającego przekazywali szacunkowe wyceny i specyfikacje techniczne różnych rozwiązań” — informuje Bartosz Bartyzel, rzecznik muzeum.

Zapisywali i modyfikowali, ale autora pozostawili

To, że firma brała udział w rozeznaniu rynku, nie tłumaczy jednak tego, że jej pracownik widnieje jako autor dokumentu. Jak do tego doszło? Muzeum tłumaczy, że jest to „sytuacja całkowicie przypadkowa i w żaden sposób niezamierzona”. „Muzeum w trakcie badania rynku, po przedstawieniu swoich potrzeb w zakresie technicznym, prosiło różnych wykonawców o przygotowanie szacunkowej wyceny zaproponowanego rozwiązania, a także o przekazanie przykładowych specyfikacji technicznych różnych urządzeń. W odpowiedzi otrzymywało od różnych podmiotów dokumenty takie jak wyceny i specyfikacje sprzętu. Dokumenty te, w założeniu zamawiającego, miały być pomocne w poznaniu aktualnego stanu rynku pod kątem dostępności różnych rozwiązań, przygotowaniu opisu przedmiotu zamówienia poprzez wyodrębnienie cech wspólnych dla urządzeń różnych producentów oraz oszacowaniu budżetu niezbędnego do realizacji przedmiotowego zamówienia (...). W tym konkretnym przypadku musiało dojść do edycji jednego z takich dokumentów i w toku dalszych prac zamawiający tworzył na nim swoje własne zapisy, nie zwracając uwagi na szczegółowe właściwości dokumentu, takie jak autor czy jego tytuł. Zamawiający wielokrotnie zapisywał i modyfikował tworzone przez siebie dokumenty, jednakże nawet przy takich działaniach pierwotny autor wprowadzony we właściwościach dokumentu pozostaje niezmienny” — informuje Bartosz Bartyzel.

Autor zdziwiony i zaniepokojony

Widniejący jako autor dokumentu Marcin Plesiński był zdziwiony i zaniepokojony pytaniem PB dotyczącym OPZ. „Nie mam pojęcia, trzeba zapytać o to muzeum. Skontaktuję się z nimi w tej sprawie, bo przyznam, że zaniepokoiło mnie to, że ktoś publikuje dokument w moim imieniu, i to bez mojej wiedzy” — odpisał PB.

Pytany, czy brał w jakikolwiek sposób udział w przygotowaniu dokumentacji przetargowej, zaprzeczył. Poinformował, że w połowie 2024 r. prowadził dla muzeum prezentację obejmującą różne rozwiązania z oferty firmy, w której pracuje. „Zainteresowanie było głównie typowymi macierzami i składowaniem plików. Spotkanie było dość obszerne jak na jeden dzień. Na koniec zostaliśmy poproszeni o przygotowanie czegoś w rodzaju specyfikacji technicznej albo może bardziej karty katalogowej w języku polskim dla wybranego rozwiązania, bo to, co było na stronie producenta, nie było klarowne, więc możliwe, że korzystali w jakimś stopniu z naszego pliku (…). Tak więc muzeum na pewno rozmawiało z różnymi firmami i konsultowało funkcje tego rozwiązania. Na pewno też nasz dział handlowy podawał im szacunkowe ceny, ale to nie jest to, co oferowaliśmy w ramach tego rozwiązania” — napisał PB Marcin Plesiński.

W przetargu nie było żadnej konkurencji

Muzeum twierdzi, że Marcin Plesiński nie brał bezpośredniego udziału w przygotowaniu dokumentacji do przeprowadzenia postępowania. Jak się finalnie okazało, w przetargu na sprzęt nie było żadnej konkurencji. Jedyną ofertę złożyła firma Networkers.pl i to jej pracownikiem jest Marcin Plesiński. Wartość oferty wyniosła 1,7 mln zł przy budżecie zamówienia na poziomie 2 mln zł. W ramach postępowania firma zaoferowała macierz dyskową IBM FlashSystem 7300 NVMe. Co ciekawe, po ogłoszeniu postępowania pojawiły się głosy, że zapisy dotyczące macierzy dyskowych preferują rozwiązanie IBM (chodzi m.in. o zapis mówiący o półce zawierającej co najmniej 92 dyski 3,5 cala o maksymalnej wysokości 5U — oferuje ją tylko IBM). W trakcie postępowania pojawiło się w tej sprawie pytanie jednego z wykonawców. W rezultacie zamawiający usunął ten zapis.

Okiem eksperta
Dziwna sytuacja
Małgorzata Stręciwilk,
przewodnicząca Rady Zamówień Publicznych, była szefowa Urzędu Zamówień Publicznych, kanclerz UMCS
Dziwna sytuacja

W zamówieniach objętych PZP zamawiający ma prawo konsultować się z wykonawcami, ale nie z wybranymi podmiotami w ramach badania rynku, ale w ramach wstępnych konsultacji rynkowych. To transparentna procedura, w której zgłaszają się wszyscy potencjalnie zainteresowani wykonawcy, pozwalająca na zachowanie reguł uczciwej konkurencji w rozmowach z rynkiem. Zamawiający następnie wykorzystuje zebrane w ten sposób informacje do przygotowania OPZ. Jeśli nie było wstępnych konsultacji rynkowych, a w OPZ pojawiają się dane osoby, która pracuje u potencjalnego wykonawcy, to przyznam, że sytuacja wygląda dość dziwnie. W zamówieniach publicznych przy przygotowaniu i prowadzeniu postępowania obowiązuje zasada bezstronności i obiektywizmu osób występujących po stronie zamawiającego. W omawianym przypadku należałoby zbadać, czy nie doszło do konfliktu interesów.

Konflikt interesów może prowadzić do naruszenia zasady uczciwej konkurencji i równego traktowania, a nawet zarzutu wyboru oferty najkorzystniej z naruszeniem tej zasady oraz zasady bezstronności i obiektywizmu osób występujących po stronie zamawiającego. To z kolei może prowadzić do odpowiedzialności z tytułu naruszenia dyscypliny finansów publicznych. Konflikt interesów w zamówieniach publicznych może być też oceniany z perspektywy prawnokarnej w kontekście tzw. ustawiania przetargu — art. 305 Kodeksu karnego.