Kuchnia Vikinga ma apetyt na giełdę

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2023-11-19 20:00

Białostocka spółka kateringowa wyrosła na wicelidera rynku i może prześcignąć Maczfit z grupy Żabka. Rozważa debiut na GPW w perspektywie 2025 r.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jaka jest skala biznesu Kuchni Vikinga i dlaczego spółka myśli o giełdzie,
  • w jakim tempie rośnie wywodzący się z Białegostoku biznes i w jaki sposób chce się rozwijać,
  • ile jest wart polski rynek cateringu dietetycznego i jacy są na nim główni gracze,
  • dlaczego o Kuchni Vikinga zrobiło się głośno w kontekście ustawek i co na to prezes spółki.
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Niewykluczone, że Viking przeskoczy w Polsce Żabkę - przynajmniej w branży kateringu dietetycznego. Rynek dostarczanego pod drzwi jedzenia w pudełkach jest już wart nawet 3 mld zł, a największy, dziesięcioprocentowy udział w nim ma Maczfit, od 2021 r. kontrolowany przez Grupę Żabka. Jeszcze w ubiegłym roku rynkowym numerem dwa była Dieta od Brokuła, a numerem trzy - grupa Nice To Fit You. Czwarta była najmłodsza w tym gronie Kuchnia Vikinga, która bardzo szybko rośnie.

- W tym roku powinniśmy mieć 280 mln zł przychodów, co oznacza, że albo już jesteśmy najwięksi na polskim rynku, albo niedługo będziemy. Utrzymujemy wysokie tempo wzrostu i dużo inwestujemy, tylko na powiększenie i wyposażenie hali produkcyjnej w Białymstoku przeznaczymy do końca 2024 r. 20 mln zł. W 2025 r. możemy wejść na warszawską giełdę, rozważamy też pozyskanie inwestora funduszowego - najpierw jednak musimy konkretnie określić, na jakie inwestycje chcielibyśmy przeznaczyć pieniądze ze sprzedaży akcji - mówi Łukasz Dawidziuk, prezes i udziałowiec Kuchni Vikinga.

Białostocki biznes

Kuchnia Vikinga działa od 2018 r. Wystartowała w Białymstoku, a początki były bardzo skromne.

- Prowadziłem wtedy sklep z suplementami diety. Od kolegi dostałem jedzenie z kateringu, popatrzyłem na to, policzyłem – i uznałem, że pewnie dałoby się coś takiego zrobić samemu i nieźle zarobić. Moi rodzice prowadzili restaurację, mama zajęła się przygotowaniem dań, a ja postawiłem stronę internetową i już pierwszego dnia miałem 30 zamówień. Następnie krok po kroku zwiększaliśmy skalę – opowiada Łukasz Dawidziuk.

Oprócz dostarczania dań w ramach kateringu otworzono pizzerię Jaga Pizza&Bistro, która w pierwszych latach działalności przynosiła większość przychodów.

- Biznes kateringowy stopniowo rozwijał się w Białymstoku, a my zaczęliśmy dowozić dania poza nasze miasto. Na początku wchodziliśmy tam, gdzie nie było żadnej konkurencji, czyli do większych miejscowości na Podlasiu. Gdy okrzepliśmy, poszliśmy do największych ośrodków – mówi szef Kuchni Vikinga.

W całym ubiegłym roku Kuchnia Vikinga miała ok. 125 mln zł przychodów. Działalność jest rentowna. Zarejestrowana w ubiegłym roku spółka Wschodni Front, do której przeniesiono kateringową działalność, tylko w okresie 7 miesięcy wykazała 9,5 mln czystego zysku przy 78,4 mln zł przychodów.

- Utrzymujemy marżę netto na poziomie ok. 10 proc., co nie jest łatwe przy rosnących kosztach surowców, pracy itp. – a zatrudniamy ok. 900 osób i nie ma wśród nich osób zarabiających minimalną krajową. Bardzo dużo wysiłku włożyliśmy w poprawę efektywności biznesu, dlatego w ubiegłym roku bardzo długo utrzymywaliśmy niezmienione ceny i mogliśmy oferować sporo rabatów. W tym czasie główni konkurenci podnosili ceny, a my szybko zwiększaliśmy udziały rynkowe – w dwa lata urośliśmy o 1200 proc. Presja na ceny nadal jest zresztą spora, w praktyce ponad połowę oferty sprzedajemy z kodami rabatowymi – tłumaczy Łukasz Dawidziuk.

Kateringowe inwestycje

Dzisiaj firma 30 proc. przychodów generuje w Warszawie, która jest zdecydowanie największym w kraju rynkiem dla kateringów dietetycznych. Spory udział w biznesie ma też m.in. Trójmiasto.

- Białystok jest teraz na szóstym, siódmym miejscu. Tu jednak skoncentrowana jest nasza działalność – mamy tu dużą kuchnię i cukiernię, z których posiłki trafiają albo bezpośrednio do innych miast, albo do magazynu centralnego w Warszawie, z którego są rozwożone dalej. Część wozi nasz partner, firma Goodspeed, a resztę – nasza własna flota. Jest w niej teraz 150 aut, a na początku grudnia odbieramy kolejnych 50 – mówi Łukasz Dawidziuk.

Powiększenie floty samochodowej to tylko część z realizowanych przez firmę inwestycji.

- Otworzyliśmy właśnie nową cukiernię, powiększamy dwukrotnie kuchnię centralną, uruchamiamy też nowy magazyn w Broniszach pod Warszawą, który kupiliśmy za 7 mln zł. Szukamy magazynu na Śląsku, który w przyszłości ma nam też pozwolić na ekspansję do Czech. Sondowaliśmy już tamtejszy rynek, pod względem jakości i różnorodności jest on 5-6 lat za Polską. Będziemy musieli oczywiście dopasować diety pod tamtejsze oczekiwania, ale w perspektywie dwóch lat chcemy tam wejść - zapowiada prezes Kuchni Vikinga.

Giełdowy plan

Sporo pieniędzy przeznaczano też na marketing – w niektórych miesiącach przeznaczano na to nawet 7 proc. przychodów. Rozpoznawalność marki się zwiększyła, ale miało to nieprzewidziane konsekwencje. Gdy spółka wyłożyła kilkadziesiąt tysięcy złotych na organizację kongresu Everest, za którym stał Sławomir Mentzen, portal śledczy Frontsory ujawnił, że wspólnikowi Łukasza Dawidziuka postawiono zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, związanej ze środowiskiem kibicowskim. Dotyczą udziału w tzw. ustawkach.

- Mnie ta sprawa w ogóle nie dotyczy. Wspólnik zajmuje się dwiema naszymi restauracjami, które dobrze prosperują – mówi Łukasz Dawidziuk.

Na razie Kuchnia Vikinga finansuje się z własnych zysków i kredytów bankowych. Dlaczego myśli o wejściu na giełdę?

- Pieniądze z giełdy lub od inwestora finansowego mogłyby nam pozwolić na ekspansję w kategorii dań gotowych, sprzedawanych w sklepach pod naszą marką. W tym segmencie widzimy bardzo duży potencjał. Do tego potrzebny będzie nam jednak zakup firmy produkcyjnej z branży spożywczej, rozglądamy się już za celami do przejęcia na Podlasiu. Taka akwizycja miałaby też jeszcze jedną dobrą stronę. Jest coraz trudniej o pracowników, zwłaszcza wykwalifikowanych. Trzeba bardzo dużo czasu poświęcić na szkolenia. Niedawno przejęliśmy część działalności zakładu Lech Garmażeria Staropolska z pracownikami z kilkunastoletnim doświadczeniem i to jest zupełnie inna jakość – mówi Łukasz Dawidziuk.