Kwartalnica prezydencji w Radzie UE bez fajerwerków

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-03-31 20:00

Rocznica jest rzeczownikiem znanym w języku polskim od zawsze, miesięcznica objawiła się i utrwaliła od 2010 r., półrocznica używana bywa bardzo rzadko, natomiast tytułowa kwartalnica to całkiem nowy twór, nie mylić z nowotworem. Idealnie pasuje do odnotowania połowy półrocznej prezydencji polskiego rządu w legislacyjnej Radzie Unii Europejskiej, trwającej od 1 stycznia do 30 czerwca 2025 r.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Rada Ministrów kwartalnicę upamiętniła 31 marca bardzo roboczo, w formule konferencji prasowej nie premiera, lecz tylko ministra Adama Szłapki i jego asystentów z KPRM. Skromność półmetkowego obrachunku kontrastowała z wypasieniem inauguracyjnej gali 3 stycznia w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej. Notabene tamta uroczystość nie miała precedensu w całych unijnych dziejach, albowiem pierwszy raz w takim evencie nie uczestniczyła głowa państwa przejmującego na pół roku pałeczkę w sztafecie. Andrzej Duda żądał wygłoszenia inauguracyjnego przemówienia, którego Donald Tusk w programie w ogóle nie przewidział – w związku z czym obrażony prezydent odmówił milczącej bytności w loży i demonstracyjnie odleciał tuż przed inauguracją do domu w Krakowie, gdzie oglądał event w telewizji.

Rządowe podsumowanie kwartału niemal całkowicie pominęło realizację podstawowego zadania prezydencji. Traktatowo polega ona przecież na półrocznym kierowaniu przez ministrów z danego państwa pracami legislacyjnej Rady UE, obradującej w dziesięciu konfiguracjach tematycznych. Rada funkcjonalnie jest odpowiednikiem naszego Senatu, czyli unijną drugą izbą prawodawczą, współtworzącą z Parlamentem Europejskim (PE) dyrektywy i rozporządzenia. Tymczasem dorobek legislacyjny pierwszego kwartału 2025 r. jest cieniutki, co potwierdza analiza zawartości Dziennika Urzędowego UE, w którym ukazują się finalne produkty współdziałania PE z Radą UE. Nie oznacza to oczywiście całkowitej pustki, ale generalnie finalizowane są formalnie projekty zapoczątkowane jeszcze w poprzedniej kadencji władz UE 2019-2024. Obiektywnie pechowa dla polskiej prezydencji jest okoliczność, że Komisja Europejska, która objęła obowiązki 1 grudnia 2024 r., bardzo powoli się rozkręcała. W pierwszym kwartale 2025 r. produkowała plany i koncepcje, a nie projekty konkretnych aktów prawnych stanowiących materię do obróbki przez PE i Radę UE.

Wobec braku dorobku legislacyjnego rządowe obrachunki skoncentrowały się na hasłach. Minister Adam Szłapka przypomniał, że oficjalny lejtmotyw polskiego przewodnictwa unijnego organu brzmi „Bezpieczeństwo, Europo!”. Wobec zagrożenia ze strony Rosji wyjątkowo zależało nam – jako państwu bezpośrednio graniczącemu z całkowicie realnym agresorem – aby Unia Europejska wraz z resztą kontynentu się obudziła i wzięła odpowiedzialność za swoje bezpieczeństwo. W połowie prezydencji całkowicie obiektywnie można powiedzieć, że to naprawdę się dzieje. Instytucje europejskie i wszyscy liderzy na formalnych i nieformalnych szczytach skupiają się właśnie na bezpieczeństwie. Polski postulat obrony wschodniej granicy UE – czyli również NATO – stał się strategicznym projektem UE. Kontynuowana jest polityka sankcyjna wobec Rosji, wszystkie dotychczasowe pakiety zostały utrzymane, zaś nałożono kolejny, 16. To rzeczywiście dorobek Rady UE.

Nie znając poufnych szczegółów obrad wspólnotowych organów trudno szacować, jaki wkład w zwrocie polityki UE naprawdę ma rząd polski. Wizerunkowo niewielki, w zakończonym kwartale na przykład pierwsze skrzypce w tzw. koalicji chętnych do wspierania Ukrainy grali francuski prezydent Emmanuel Macron i brytyjski premier Keir Starmer. Przyjmijmy jednak na wiarę, że przy istotnym zakulisowym wkładzie premiera Donalda Tuska – mimo niezorganizowania choćby jednego nadprogramowego obronnego posiedzenia Rady Europejskiej w Polsce.