Główny Urząd Statystyczny opublikował paczkę danych z polskiej gospodarki za lipiec, z których wyłania się obraz pewnej stabilności i równowagi. Ekonomiści Banku Pekao tak spuentowali te dane na portalu X: „Goldilocks (gospodarka nie za gorąca, nie za zimna) na miarę naszych możliwości: spore zaskoczenie w dół w dynamice płac nominalnych, pozytywna niespodzianka w danych z polskiego przemysłu. Budownictwo dalej na zero".
Umiarkowana poprawa
Produkcja w przetwórstwie przemysłowym zwiększyła się o 2,3 proc. r/r w porównaniu do -0,1 proc. w czerwcu (dane po odsezonowaniu). Patrząc na 3-miesięczną średnią można stwierdzić, że trwa umiarkowane ożywienie. Wprawdzie dynamizm przemysłu jest wciąż poniżej długookresowego potencjału, ale jednocześnie jest żwawszy niż w poprzednich dwóch latach.
Oznacza to, że sytuacja jest dużo lepsza niż w latach 2023-24, choć wciąż słabsza niż w 2022 r., gdy mieliśmy do czynienia z boomem towarowym, czy w okresie przedpandemicznym.
Negatywnie zaskoczyła dynamika płac nominalnych, która wyniosła 7,6 proc. r/r wobec oczekiwanych 8,6 proc. Impet płacowy wyraźnie wyhamowuje, co stanowi istotny argument za łagodzeniem polityki pieniężnej. Najbardziej prawdopodobny scenariusz na dziś to cięcia o 25 pkt bazowych na wrześniowym posiedzeniu RPP.
Natomiast produkcja budowlano-montażowa wzrosła o zaledwie 0,5 proc. w stosunku do poprzedniego roku. O ile w przemyśle można mówić więc o jakimś ożywieniu, o tyle w budownictwie trwa stagnacja. Jest oczekiwanie, że środki z funduszy unijnych poruszą tą branżą.
Ekonomiści PKO BP wskazują, że mimo zaskoczeń, lipcowe dane należy ocenić pozytywnie.
– Lipcowa paczka danych makroekonomicznych przyniosła szereg zaskoczeń jednak ogólny obraz wskazuje na całkiem dobry początek III kw. w gospodarce i wpisuje się w możliwość dalszego luzowania polityki pieniężnej [...] Spodziewamy się, że w całym 2025 gospodarka może wzrosnąć o ok. 3,5 proc. przy znacznie wyższej dynamice inwestycji w okolicach 8-9 proc. W warunkach inflacji utrzymującej się w szeroko rozumianym celu NBP (1,5-3,5 proc.) widzimy również przestrzeń do przynajmniej jednej obniżki stóp procentowych do końca roku - mówi Anna Wojtyniak-Stefańska, ekonomistka PKO BP.
Niemiecki PMI najwyżej od lat
Faza umiarkowanego ożywienia w polskim przemyśle jest spójna z poprawą danych z niemieckiej i generalnie europejskiej gospodarki. Wskaźnik wyprzedzający PMI dla niemieckiego przemysłu wzrósł w sierpniu do najwyższego poziomu od trzech lat i obecnie wynosi 49,9 pkt, czyli ociera się o granicę, która oddziela recesję od ożywienia (50 pkt). A przypomnijmy, że jeszcze w 2024 r. było to około 40 pkt. Przemysł naszego zachodniego sąsiada wychodzi więc z głębokiego dołka. Nie jest to może ani raptowne, ani nawet łagodne ożywienie, ale negatywne trendy z końcówki poprzedniego roku zostały przełamane. Koniunktura jest gdzieś pomiędzy stagnacją a słabym ożywieniem.
Analitycy S&P w komentarzu do danych o PMI wskazują, że niemiecka gospodarka utrzymuje trend wzrostowy już trzeci miesiąc z rzędu, a ta poprawa jest napędzana głównie przez zwiększony popyt w branżach produkcyjnych. Nowe zamówienia w przemyśle rosną w najszybszym tempie od marca 2022 r.
Oczywiście korelacja między wynikami PMI (czyli badaniami ankietowymi firm) a twardymi wskaźnikami przemysłowymi nie jest idealna, ale ruchy góra-dół są zazwyczaj zbieżne. Wygląda więc na to, że w niemieckim przemyśle coś drgnęło – czynniki cykliczne dały o sobie znać, szczególnie spadek stóp procentowych Europejskiego Banku Centralnego. Jednocześnie głębokie problemy strukturalne nie zniknęły: Niemcy muszą zmienić strukturę wzrostu gospodarczego, bardziej oprzeć się na popycie krajowym, czyli podnieść konsumpcję i inwestycje, a mniej na eksporcie. Bez tego trudno będzie im wyjść ze stagnacji, która trwa już ósmy rok.
Europa łapie oddech
W górę podąża też indeks PMI dla francuskiego przemysłu, który – tak jak w Niemczech – osiągnął 49,9 pkt, co stanowi najwyższy poziom od 12 miesięcy. Natomiast w całej strefie euro wskaźnik PMI dla przemysłu przebił barierę 50 pkt i wzrósł do 50,5 pkt, czyli najwyższego poziomu od ponad trzech lat. Słowem: kondycja europejskiego przemysłu ma się coraz lepiej.
To wszystko sugeruje, że wojna celna na razie nie wpływa negatywnie na producentów towarów. Można postawić kilka hipotez, dlaczego tak się dzieje. Po pierwsze, na początku niepewność związana z polityką celną USA paradoksalnie podsyciła popyt na towary – producenci zwiększali stany zapasów, by zminimalizować negatywny wpływ ceł na ceny dóbr pośrednich. Po drugie, odporność na wojnę handlową może wynikać z tego, że UE to duży rynek wewnętrzny, gdzie większość wymiany handlowej odbywa się wewnątrz tego obszaru. Dlatego wrażliwość na amerykańskie cła jest relatywnie niska. Wojna celna może spowalniać wzrost produkcji przemysłowej czy ogółem PKB, ale sama z siebie nie doprowadzi do recesji.
Co dalej? Na sytuację w polskim przemyśle w najbliższych miesiącach można patrzeć z umiarkowaną dozą optymizmu. Układanka się powoli składa: realne dochody ludności mocno odbudowały się po szoku cenowym, nastroje gospodarstw domowych i deklarowana chęć do większych wydatków poprawiają się, stopy procentowe spadają (choć w ujęciu realnym są wciąż wysokie), a ceny surowców pozostają stabilne – to wszystko mimo wysokiej niepewności geopolitycznej krążącej nad światem. Polski przemysł ma więc szansę złapać drugi oddech, szczególnie jeśli europejscy partnerzy handlowi będą kontynuować swoje ostrożne wychodzenie z zastoju.