Kolumbia to jedna z pięciu najbardziej podatnych na ucieczkę kapitału gospodarek na świecie — oceniło w sierpniowym raporcie towarzystwo JP Morgan Asset Management. Jeszcze rok, dwa lata temu taka ocena budziłaby zaskoczenie. Kraj był typowany na wschodzącą gwiazdę rynków wschodzących, gospodarka rozwijała się w tempie nawet 6 proc., a deficyt budżetowy nie przekraczał 3 proc. PKB.

Poprawa bezpieczeństwa w targanym przez dekady wojną domową kraju i rozsądna polityka gospodarcza przyniosły Kolumbii dziesięć lat stabilizacji. Inwestycje w przemysł wydobywczy dotarły do regionów, gdzie wcześniej jedyną dochodową działalnością była uprawa narkotyków. Teraz Kolumbię znów mogą czekać trudniejsze czasy.
Wprawdzie na razie spośród danych makroekonomicznych pogorszyły się tylko niektóre, to jednak gospodarce źle rokuje cena ropy. Czarne złoto, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy straciło 51,6 proc. wartości, odpowiada za połowę wpływów z eksportu oraz jedną piątą przychodów budżetu centralnego.
— Jeżeli zależy się od pożyczonych pieniędzy, a potem cena głównego towaru eksportowego zaczyna spadać, to ma się duży problem — tłumaczy Andres Garcia-Amaya, analityk JP Morgan AM.
Nic więc dziwnego, że w rok kolumbijskie peso straciło wobec dolara jedną trzecią wartości (spośród najważniejszych walut mocniej przeceniono tylko brazylijskiego reala i rosyjskiego rubla). Wyrażony w dolarze główny indeks giełdy w Bogocie spadł w ciągu roku aż o 53 proc., a notowania obligacji zanurkowały o 41 proc. Cena zabezpieczenia rządowego długu przed niewypłacalnością znalazła się najwyżej od 2009 r. To oznacza ryzyko obniżenia ratingu (od 2010 r. agencje aż sześciokrotnie podwyższały ocenę wiarygodności Kolumbii).
— Po szoku naftowym Kolumbia musi wymyślić siebie na nowo, ale na razie to się nie udało — uważaSiobhan Morden, dyrektor w grupie inwestycyjnej Jefferies.
Pogorszenie koniunktury już widać w danych z realnej gospodarki. Deficyt na rachunku obrotów bieżących skoczył do 7 proc. PKB, a budżet stanął przed nie lada wyzwaniem. Spadek cen ropy o każdego dolara oznacza uszczuplenie jego przychodów o 200 mln USD. Tegoroczna dynamika PKB spowolni do około 3 proc. — ostrzega kolumbijski bank centralny.
Mimo to ekonomiści uważają, że Kolumbii uda się uniknąć otwartego kryzysu. Choć prognoza banku oznacza najwolniejszy wzrost od 2009 r., to jednak nie jest to zły wynik na tle innych producentów ropy czy pozostałych krajów regionu. Ostatnie dane o PKB największej w Ameryce Łacińskiej gospodarki brazylijskiej wskazują na 2,6-procentowy spadek.
Z jeszcze głębszą recesją zmaga się oparta na ropie i gazie gospodarka rosyjska. W uniknięciu podobnego losu Kolumbii pomogła lepsza dywersyfikacja gospodarki oraz elastyczny kurs walutowy. Dzięki osłabieniu peso kolumbijskim przedsiębiorstwom zaczęło się opłacać zwiększanie eksportu kawy, tekstyliów, części samochodowych czy kwiatów. Gospodarka jest na tyle elastyczna, że przecena krajowej waluty nie groziła wybuchem inflacji.
W rezultacie bank centralny nie był zmuszony podnosić stóp procentowych. Sporo wciąż jest jednak do zrobienia. Podwyżki stóp prawdopodobnie nie da się uniknąć na dłuższą metę, bo inflacja zbliża się do 5 proc. Tymczasem rząd w poszukiwaniu nowych dochodów budżetowych będzie zapewne zmuszony do przeprowadzenia reformy podatkowej. Kolumbijskie problemy nikną jednak przy tych, z którymi zmaga się chociażby Rosja.
„Wprawdzie kolumbijskie peso zmierza w tym samym kierunku co rosyjski rubel, jednak gospodarki obu krajów to zupełnie różne historie” — pocieszał „Financial Times”. © Ⓟ