Niezmiernie istotnym wydarzeniem 2025 r. będzie zaprzysiężenie w styczniu nowego prezydenta USA Donalda Trumpa. Należy oczekiwać, że wywróci niejeden stolik międzynarodowych relacji. Szykujmy się zatem na intensywne pierwsze tygodnie nowego roku.
Ronald Reagan w 1987 r. podczas przemówienia w Berlinie Zachodnim powiedział: „Panie Gorbaczow, proszę zburzyć ten mur!”. Finalnie mur berliński runął dwa lata później, otwierając granicę między Berlinem Wschodnim a Zachodnim. Mam nieodparte wrażenie, że dziś znów, tak jak w tamtych czasach, wszystko zależy od woli i czynów dwóch osób na świecie, w tym zwłaszcza prezydenta USA. Moim największym marzeniem (jeszcze za wcześnie nazwać je oczekiwaniem) na 2025 r. jest więc optymistyczny rezultat tych możliwych czynów, czyli odwilż w Rosji. Marzeniem rozumianym wprost jako zmiana sposobu prowadzenia polityki zarówno zagranicznej, jak też wewnętrznej, a ostatecznie pokój w Ukrainie.
Czy Donald Trump będzie tak twardy jak Ronald Reagan? Ten legendarny przywódca z czasów zimnej wojny, do którego często odnosi się prezydent Trump, prowadził politykę gospodarczą, która obejmowała elementy protekcjonistyczne, ale nie pełnowymiarowe wojny handlowe. Natomiast przyszły gospodarz Białego Domu do zastosowania agresywnych rozwiązań celnych nawiązuje wyjątkowo często. Zatem jako istotne ryzyko należy brać pod uwagę nie tylko działania USA, lecz także potencjalne środki odwetowe ze strony Chin, Unii Europejskiej, Kanady, Meksyku i innych krajów. Ta sytuacja może wpłynąć na dynamikę globalnego handlu i prowadzić do znaczącego podniesienia kosztów prowadzenia działalności. Wiele krajów i firm ostatecznie na tym raczej straci niż zyska.
Fundamenty Europy i Polski
„Fundamenty, na których budowaliśmy, teraz się chwieją” — stwierdził Mario Draghi, publikując we wrześniu swój słynny raport. Słabnąca konkurencyjność i innowacyjność europejskich gospodarek (w tym polskiej), niska produktywność i niewystarczające wykorzystanie nowoczesnych technologii, coraz większe uzależnienie w wielu krytycznych obszarach od Chin, rosnąca biurokracja i niewystarczające wykorzystanie wspólnego rynku jako przewagi konkurencyjnej — to wszystko mamy bardzo dobrze opisane i zdiagnozowane w raporcie Mario Draghiego. Moim kolejnym marzeniem (a może nawet oczekiwaniem) na 2025 r. byłoby wykorzystanie tez Draghiego do wprowadzenia realnych zmian w europejskiej i polskiej polityce. To, co postuluje w raporcie, to m.in. skokowy wzrost inwestycji, co w efekcie ma prowadzić do największego udziału wydatków inwestycyjnych w PKB (odblokowanie ducha i projektów na innowacje, nowe technologie, nowe silniki wzrostu dla Europy) w Europie od lat 70. Co roku potrzeba 750-800 mld EUR dodatkowych inwestycji. Te inwestycje powinny dotyczyć także nas, proporcjonalnie do wielkości naszej gospodarki. Pamiętajmy, że polska gospodarka pod względem wartości PKB jest szósta w UE. Prędko tego miejsca raczej nie zmienimy, biorąc pod uwagę, że inwestujemy znacznie mniej od innych krajów UE.
Wiosna i nadzieje
Dziwne to uczucie, kiedy jesteśmy pewni, że po raz kolejny nowe odsłony niepokojów polityczno-gospodarczych wciąż przed nami. Przyznajmy też, że patrząc rok wstecz, raczej większość z nas miała bardzo dużo nadziei — osobiście na pewno ja ją miałem. Wydawało nam się, że wiosna nowych szans i lepszych nastrojów wcześniej do nas przyjdzie. Jeśli nie pierwsza, to chociaż druga połowa 2024 r. przyniesie odczuwalne ożywienie w gospodarce. Tymczasem rynek niemiecki, z którym tak mocno jest związana koniunktura nad Wisłą, być może jeszcze na dobre nawet nie dotknął swojego dna — o sygnałach rychłego mocnego odbicia raczej nie ma mowy. Obecnie w rozmowach z klientami często słyszymy zatem frazę: „jak będzie tak jak teraz, to … i tak dobrze”. Czas niższego wzrostu gospodarki, stabilna lub nawet kurcząca się baza konsumentów, geopolityczna niepewność — to wszystko nie sprzyja dalszemu rozwojowi polskich firm. Zwłaszcza że wiele z nich od wielu lat jest przyzwyczajonych do działania w korzystnych warunkach makroekonomicznych, które pozwalały im na stały rozwój. Możliwą odpowiedzią na taką sytuację powinien być skok do przodu, zastąpienie wzrostu organicznego rozwojem przez akwizycje, rozpoczęcie inwestycji czy wejście na nowe rynki.
Życzę całemu polskiemu biznesowi, by podobnie jak przez ostatnie lata miał ambicje i plany podboju wielu europejskich i światowych rynków oraz by do prawdziwej międzynarodowej geopolitycznej odwilży doszło już 2025 roku.