Resort edukacji twierdzi, że to nie on popełnił głupi błąd, który może zagrozić przetargom wartym 350 mln zł. To kto?
Uderz w stół... W ubiegłym tygodniu „PB” podał, że w wartych 350 mln zł przetargach na dostawę pracowni internetowych dla szkół i centrów multimedialnych dla bibliotek pojawił się głupi błąd. W ogłoszeniu o zamówieniu urzędnicy Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN) wypełnili rubrykę, która powinna zostać pusta. W rezultacie postępowanie ma wadę prawną, którą mogą wykorzystać niezadowolone firmy do unieważnienia przetargu.
Resort wydał oświadczenie w tej sprawie. Przyznał, że feralna rubryka rzeczywiście powinna zostać pusta, ale to nie urzędnicy MEN zrobili błąd. W takim razie kto? Resort wskazuje palcem na urzędników unijnych.
„(…) punkt ten został opublikowany (przez Dziennik Urzędowy UE) niezgodnie z treścią przekazaną przez MEN” — twierdzi MEN.
To nie my, to oni
Chodzi o trzy literki („tak”), które wpisano w sekcji formularza dotyczącej konieczności przedstawienia przez potencjalnych wykonawców listy osób odpowiedzialnych za wykonanie usługi (a zamówienie było na dostawę). Nigdy wcześniej ten punkt nie był wypełniany. Potwierdzając, że listę osób trzeba dostarczyć, postawiono nieuzasadniony wymóg.
Część firm startujących w przetargu listy załączyła, część nie. Prawnicy są zgodni, że przegrani będą się starali storpedować przetarg pod pretekstem wady prawnej.
W czwartek w MEN podobno intensywnie szukano winnych zaniedbania. Nie znaleziono. Resort twierdzi, że wszystko wypełnił dobrze, a błąd wkradł się poza jego (i być może polskimi) granicami. Resort uzasadnia, że wypełnił elektroniczny formularz dostępny na stronie simap.europa.eu prawidłowo, ale ogłoszenie ukazało się z błędem.
„Gdyby niezgodność ta została zauważona wcześniej, MEN zamieściłoby stosowne sprostowanie” — napisał resort w oświadczeniu.
Oni milczą, my wątpimy
Poprosiliśmy simap. europa. eu o komentarz. I zapytaliśmy, czy zmienia polskie ogłoszenia, wypełniając błędnie dodatkowe rubryki. Nie dostaliśmy odpowiedzi.
Problem w tym, że ten sam błąd znalazł się w dwóch ogłoszeniach, więc trudno nazwać go odosobnionym. Ponadto taka sama pomyłka widnieje nie tylko na stronach unijnych, ale też w ogłoszeniach na stronie internetowej… MEN.
Pytanie, czy wypełniony elektronicznie formularz można jeszcze modyfikować? A wreszcie, dlaczego aż dochwili otwarcia ofert nikt nie zauważył błędu i go nie sprostował? Czy to oznacza, że ogłoszenie zamieszczone na oficjalnych stronach MEN może przechodzić modyfikacje na zewnątrz i nikt go już potem nie czyta?