Gdańska spółka w prosty sposób chce zwiększyć wydobycie o 30 proc. Potrzebuje tylko zgody rady.

Lotos i Orlen po latach posuchy robią ostry zwrot w kierunku poszukiwania i wydobycia ropy. Obie spółki domykają wieloletnie i bardzo kosztowne programy inwestycyjne w down-stream. Ich biznesy rafineryjne nie będą już chłonąć miliardów inwestycji. Są zadłużone, ale i tak szykują ucieczkę do przodu. Oba zarządy mają jasny cel - wydobywać, jak najwięcej. Żeby nie szukać daleko, wystarczy spojrzeć na węgierski MOL i austriackie OMV. Kiedy sześć lat temu przepadł pomysł na wielką środkowoeuropejską fuzję tych dwóch firm z Orlenem, cała trójka była warta mniej więcej 10-11 mld zł. Dzisiaj Orlen wart jest 16 mld zł, OMV - 33 mld zł, a MOL - niepełna 29 mld zł.
Węgrzy i Austriacy ostro inwestują we własne złoża i wydobycie. Rynek to docenia.
Kilka dni temu PB informował, że Orlen bada możliwości akwizycji spółek wydobywających w Północnej Afryce. Lotos jest znacznie bliżej. W zasadzie wszystko jest dopięte: analizy przeprowadzone, negocjacje z drugim akcjonariuszem zakończone, a finansowane zapewnione. Grupa Lotos (a konkretnie jej spółka zależna Lotos Petrobaltic) może przejąć pełną kontrolę nad litewską firmą poszukiwawczo-wydobywczą Geonafta. Brakuje jednak istotnego szczegółu - zgody rady nadzorczej Lotosu. Więcej własnej ropy
Więcej we wtorkowym "Pulsie Biznesu"