W poniedziałek w USA tylko na początku sesji wpływ na indeksy miały „dobre” informacje z geopolityki. Potem rynek bardziej przejął się danymi makro i zapowiedziami spółek. Wydatki Amerykanów w styczniu spadły. Co prawda taka jest specyfika stycznia, ale dynamika była ujemna, co też mogło przeszkadzać bykom — oczekiwano lekkiego wzrostu. Indeks aktywności gospodarki (ISM) co prawda utrzymał się nad krytycznym poziomem 50 pkt, ale też spadł mocniej niż oczekiwano.
Doszły do tego problemy spółek. Producenci samochodów poinformowali o dużym spadku sprzedaży. W sektorze TMT ostrzeżenie dał Palm. Zrezygnował dyrektor finansowy Capital One Financial (wystawca kart kredytowych) po tym, jak otrzymał zawiadomienie, że może zostać oskarżony o wykorzystywanie poufnych informacji przy handlu akcjami. Dobił inwestorów Warren, który powiedział, że mimo trzyletnich spadków ceny akcji nie dotarły jeszcze do atrakcyjnych poziomów. Reakcja rynku była bardzo spokojna, choć jeszcze niedawno takie informacje wywołałyby spadki o jakieś 2 proc. Nastąpiło jednak znaczne osłabienie dolara — droga do 1,17 dolara za euro jest otwarta.
Z geopolityki też nie było dobrych informacji. USA uznały za nieistotne wszystkie posunięcia Iraku, a głównym problemem stała się odmowa Turcji przyjęcia 62 tys. wojsk USA. Jeśli ta decyzja nie zostanie zmieniona (a może być, bo USA mają w ręku potężną broń — pomoc finansową) to na rynkach akcji pojawią się spekulacje o opóźnieniu akcji zbrojnej i przesunięciu jej na koniec marca, albo nawet na kwiecień. Takie przesunięcie wojny na dalszy okres nie byłoby korzystne. Stan niepewności utrzymywałby się za długo, a rynki tego nie lubią. Zapowiedź, że USA będą chciały głosowania rezolucji RB ONZ na początku przyszłego tygodnia, może być jednak sygnałem, że termin ataku nie zostanie przesunięty. Tyle tylko, że znacznie wzrasta prawdopodobieństwo wojny z Irakiem bez zgody Rady, a to jest zła informacja.
W Eurolandzie te informacje wywołały spore spadki indeksów. Co prawda raport o sprzedaży detalicznej w Niemczech był dla rynków korzystny, ale dla całego Eurolandu zdecydowanie gorszy od prognoz. W Niemczech wzrost sprzedaży w styczniu był duży, co szczególnie cieszyło, bo przecież grudzień był miesiącem zakupów świątecznych. Za to indeks zaufania konsumentów we Francji w lutym spadł do poziomu najniższego od 6 lat i to był zdecydowany minus.
Na polskim rynku zaczęło się to, czego spodziewałem się na sesji poniedziałkowej: mecz Polska — zagranica. Zachodni inwestorzy sprzedawali akcje, a polskie fundusze próbowały utrzymać poziom indeksów. Być może fundusze zagraniczne potrzebowały czasu, by przetrawić sytuację polityczną po rozpadzie koalicji i dlatego sprzedawały akcje dopiero we wtorek. Być może wpływ na to miał również wtorkowy artykuł w „Financial Times” na temat skutków zawirowań politycznych. Podaż była duża i bardzo zdecydowana — przede wszystkim na ulubieńcach funduszy zagranicznych. Złoty nadal słabł.
Dziś kraje UE podadzą swoje indeksy aktywności sektora usług. Dla całego obszaru euro PMI wartość indeksu prognozowana jest na poziomie 50,4 pkt. Praktycznie oznacza to stagnację. Amerykański indeks (ISM) zostanie podany o 16.00. Prognoza mówi o spadku do 53 pkt. Rynek jednak będzie przygotowany nawet na gorsze dane, po dużym spadku podobnego indeksu w sektorze produkcyjnym. Wpływ na rynki może mieć też publikacja tzw. Beżowej Księgi — raportu, w którym amerykański bank centralny przedstawi swój punkt widzenia na sytuację w gospodarce. To o godz. 20.00.
Sytuacja techniczna naszego rynku jest zła. Pozostaje obrona (powinna być bardzo mocna) poziomu 1061 pkt. na WIG20, do którego spadek zapowiadała formacja podwójnego szczytu. Przełamanie oznacza test dna z 2002 r.