Nieco ponad dwa tygodnie temu Najwyższa Izba Kontroli ogłosiła w raporcie, że powiązania kapitałowe sektorów energetyki i górnictwa owocują ryzykiem wzrostu cen energii elektrycznej. Jednocześnie NIK zaapelowała do ministra aktywów państwowych o przeprowadzenie analizy zaopatrzenia polskich producentów energii w węgiel.
Zapytaliśmy MAP, co z tym apelem zrobił.
„Szanujemy oceny i opinie NIK, ale (…) spółki elektroenergetyczne są spółkami giełdowymi a skarb państwa jest tylko jednym z ich akcjonariuszy i nie może ingerować w ich działalność poprzez wydawanie wiążących poleceń. Niemniej jednak MAP wystąpi do rad nadzorczych spółek elektroenergetycznych, których jest udziałowcem, aby dokonały analizy w zakresie wskazanym przez NIK” – taką odpowiedź przesłało nam biuro prasowe ministerstwa.
Odpowiedź tę dostaliśmy w połowie listopada. Poczekaliśmy kilka dni i zapytaliśmy spółki, czyli PGE, Eneę, Tauron i Energę, należącą do Orlenu, czy taki wniosek wpłynął i czy nadzorcy nad nim pracują.
- Do rady nie wpłynął taki wniosek – przekazało nam biuro prasowe PGE.
- Nie mamy informacji o takim wniosku – odpowiedziało w podobnym tonie biuro Energi.
Enea, Tauron i Orlen nie odniosły się do naszego pytania.

Węglowy raport NIK odbił się szerokim echem, ponieważ uderzył w postawę funkcjonowania polskiego sektora energetyczno-węglowego. Mariaż energetyki i górnictwa miał być odpowiedzią na praktyczne bankructwo tego drugiego w 2015 r. Kompanię Węglową przekształcono wtedy w Polską Grupę Górniczą, a udziały w niej objęły państwowe firmy energetyczne. Odpowiedź okazała się kiepska, bo PGG jest dziś na skraju niewypłacalności, a perspektywy biznesowe w zieleniejącej Unii Europejskiej ma bardzo niewyraźne.
Jednocześnie rząd pracuje nad reorganizacją sektora energetyczno-górniczego tak, by aktywa węglowe, czyli „brudne”, można było wydzielić do osobnej firmy, odciążając aktywa czystsze, czyli gazowe, odnawialne i dystrybucyjne.