Zbigniew Turek: nawet wielkie spółki giełdowe nie płacą terminowo
SPRAWDZANIE KONTRAHENTA: W Polsce analizowanie wiarygodności partnera rozpoczyna się dopiero, kiedy na stole leży nie zapłacona faktura — mówi Zbigniew Turek. fot. Borys Skrzyński
W Polsce nagminne jest nieterminowe płacenie należności przez firmy. Niektórzy szefowie firm wręcz traktują takie postępowanie jako normę. I co dziwne, nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Mamy dowody, że nawet wielkie spółki giełdowe nie płacą terminowo, celowo odkładając o kilka tygodni zapłatę za już otrzymany towar lub wykonaną usługę. A opóźnienie zapłaty wykorzystują jakby to był... tani kredyt przyznany przez kontrahenta. Nie należy zapominać, że to, co dla jednych jest zyskiem, innym przynosi wymierne straty. I to nie tylko jednej firmie, która nie otrzymała pieniędzy za swoją pracę. Takie postępowanie znakomicie pogarsza kondycję płatniczą wszystkich kontrahentów związanych z firmą. Łańcuszek firm mających zaległości wobec siebie gwałtownie się zwiększa. W sytuacjach skrajnych może wręcz doprowadzić do tego, że pierwsza firma nie płacąca w terminie sama nie otrzyma zapłaty od przedsiębiorstwa związanego z kolejnymi spółkami, które wpadły w tarapaty finansowe.
JEDNOCZEŚNIE na polskim rynku działa wiele niewiarygodnych firm, które nie tylko opóźniają termin zapłaty, ale które w ogóle nie płacą. Na początku lat 90. dziesiątki firm musiały upaść, bowiem zawierzyły oszustom. Tylko niepoprawni optymiści sądzą, że wraz z ucywilizowaniem obrotu gospodarczego znikną takie sytuacje. W krajach o rozwiniętej gospodarce rynkowej również mamy do czynienia z takimi przypadkami. Nie można bowiem przypadkowej osobie powierzyć swoich pieniędzy.
NIESTETY, PRZEDSIĘBIORCY nie zawsze chcą o tym pamiętać. Sprawdzanie wiarygodności partnera rozpoczyna się dopiero, kiedy na stole leży nie zapłacona faktura. Firmy imają się różnych sposobów, by odzyskać zaległe pieniądze. Jednak z tym wiąże się problem utrudnionej egzekucji należności przez wierzycieli. W Polsce bowiem obowiązuje niedoskonałe prawo, które bardziej chroni dłużnika niż wierzyciela. Wierzyciel nim będzie miał prawo dochodzić przed sądem swoich praw do zapłaty, najpierw musi znaleźć aktualny adres firmy, która mu nie zapłaciła. A jeśli nawet uda mu się szczęśliwie doprowadzić sprawę do końca i otrzyma prawomocny wyrok, to niedoskonałość egzekucji komorniczej spowoduje, że nie uda się wyciągnąć pieniędzy od dłużnika. Wyrok pozostanie tylko na papierze. Natomiast w Niemczech nie tylko orzeczenie komornika, ale także oświadczenie wywiadowni gospodarczej o niemożności ściągnięcia długu, umożliwia wpisanie w straty nie zapłaconej należności.
PRZEDSIĘBIORCY od dawna postulują, by umożliwić wliczenie nie ściągniętych należności w koszty firmy, nim sprawa trafi do komornika. Obecnie dopiero po nieskutecznej egzekucji komorniczej, można wpisywać w straty nie zapłacone faktury.
A PRZECIEŻ przedsiębiorca już wcześniej poniósł straty. Z chwilą wystawienia faktury powstaje obowiązek zapłacenia podatku od towaru i usług oraz podatku dochodowego. A że urząd skarbowy rygorystycznie egzekwuje należności, firma musi wyłożyć swoje pieniądze i zapłacić podatki. W sumie dwukrotnie ponosi straty.
PO RAZ PIERWSZY, kiedy sprzedaje swój produkt, nie otrzymując w zamian zapłaty. Po raz drugi, kiedy musi zapłacić podatek od pieniędzy, których nie ma. Oczywiście można domagać się od firmy, która zalega z zapłatą, pokrycia wszystkich kosztów. Jednak w praktyce jest to mało skuteczne. Wielokrotnie tak się zdarza, że lepiej odzyskać zasadniczą część długu, niż nie dostać pieniędzy wcale. I głównie na tym bazują firmy, które zamiast brać drogi kredyt bankowy na prowadzenie swojego biznesu wykorzystują inne podmioty gospodarcze.
Zbigniew Turek jest wiceprezesem zarządu Creditreform Polska