Jeśli rzeczywiście fundamenty fabryki kleju żarskiego Kronopolu wybudowano jeszcze bez pozwolenia, a resztę murów — zgodnie z prawem, może należałoby usunąć ten nielegalny beton. Legalne ściany powinny się wtedy unosić w powietrzu.
Szwajcarscy właściciele w lewitację jednak nie wierzą. Ich oponenci — ekolodzy, zapewne także.
— Jeszcze kilka lat temu przeniesienie produkcji na Ukrainę czy do Rosji, gdzie mamy trzy fabryki, wydawało się niemożliwe. Ale dziś? Trzeba to rozważyć... — zastanawia się Wacław Maciuszonek, wiceprezes Kronopolu.
Powód? Ślimacze procedury uzyskiwania kolejnych pozwoleń na budowę, niestabilny system podatkowy, a zwłaszcza „afera z fabryką kleju”.
Burmistrz Żar Roman Pogorzelec nie do końca wierzy w całkowitą przeprowadzkę na Wschód. Ocenia, że Szwajcarzy po prostu za dużo u nas zainwestowali.
— Nawet ograniczenie działalności firmy to jednak katastrofa dla lokalnej społeczności! Nie chodzi tylko o tysiąc osób zatrudnionych w Kronopolu i kolejne kilka tysięcy pracujące na jego rzecz. Trzeba pamiętać, że Kronopol jest także największym mecenasem kultury i sportu w okolicy oraz biznesową wizytówką miasta — uważa burmistrz.
— Słyszałem coś o kleju. Ale wierzę, że jeśli badania są w porządku, to nic nam nie będzie... — mówi 60-letni emeryt.
— Dzięki Kronopolowi mąż i syn mają pracę. Jeśli komuś przeszkadza zakład, to niech się przeniesie na wieś! Cieszę się, że wszystkie pensje są wypłacane na czas! — wtóruje mu czterdziestokilkuletnia kobieta.
Zdania mieszkańców Żar są w klejowym sporze podzielone. Kiedyś prawie 1000 osób podpisało się pod protestem wymierzonym w nową fabrykę. Ekolodzy i radny powiatowy w akcję zbierania podpisów zaangażowali nawet dzieci z podstawówek.
— Denerwuje mnie, że bez pytania nikogo o zgodę postawiono fabrykę, która dymi i hałasuje całą dobę — ocenia starsza pani, właścicielka działki z warzywami w pobliżu fabryki Szwajcarów.
— Tak, z pracą fabryki wiążą się pewne uciążliwości: hałas czy ruch samochodów ciężarowych. Dymy z komina to jednak para wodna, powstająca przy osuszaniu drewna. Nie ma mowy o łamaniu norm ochrony środowiska — kwituje wiceprezes Wacław Maciuszonek.
Na pierwszy rzut oka w halach żarskiego Kronopolu obok gigantycznych, zautomatyzowanych maszyn nie widać żywego ducha. W końcu jednak z trudem da się wypatrzyć obsługę komputerów i kontrolerów jakości produkcji. Może z dziesięć osób... Pozory pustki. W rozciągniętej na niemal 100 ha fabryce szwajcarskiego koncernu Krono Holding pracuje ponad 1000 osób. W styczniu 1994 r., tuż przed prywatyzacją — protoplasta Kronopolu, Zakłady Płyt Wiórowych, zatrudniał tylko 350 ludzi.
Fabrykę kleju Kronopol uruchomił we wrześniu 2000 r. Na otwarciu zjawili się lubuscy notable, a kurek z klejem odkręcał sam pan wojewoda Stanisław Iwan. Wcześniej Kronopol musiał wozić klej do swych wyrobów aż z Pustkowa w Podkarpackiem.
Zakład produkcji kleju, którego budowa pochłonęła 30 mln DEM (60 mln zł), od początku budził sprzeciw ekologów, głównie Polskiego Klubu Ekologicznego z Krakowa, który nawet stworzył specjalne koło zajmujące się oceną sytuacji w żarskiej fabryce.
— Prywatyzacja ZPW była konieczna. Dała dobre efekty — sumuje żarski burmistrz.
— Kronopol od początku nie liczył się ze środowiskiem naturalnym. Wystawienie zaś fabryki kleju i formaldehydu na źródłach wody pitnej zagraża zdrowiu, a nawet życiu nas wszystkich — mieszkańców Żar — mówi Lech Galik, prezes żarskiego koła PKE.
— Zabezpieczenia, które wprowadziliśmy, uniemożliwiają jakąkolwiek katastrofę ekologiczną. Potwierdzają to wszelkie badania oraz pozwolenie na budowę od Ministerstwa Ochrony Środowiska, Ministerstwa Zdrowia, Głównego Inspektoratu Sanitarnego i władz administracyjnych — odpiera zarzut Wacław Maciuszonek. Jego przekonanie potwierdza i burmistrz Żar, i wyroki sądów do tej pory nie przyznające racji ekologom.
Pod koniec sierpnia do zielonogórskiego sądu wpłynął jednak akt oskarżenia przeciw trzem członkom zarządu Kronopolu. Prokuratura zarzuca im złamanie prawa budowlanego. Według organów ścigania, władze żarskiej spółki zleciły rozpoczęcie budowy fabryki kleju przed uprawomocnieniem się decyzji o pozwoleniu na budowę. Za to grozi kara pozbawienia wolności do lat dwóch.
Toczące się od lipca 1999 r. śledztwo miało wiele zakrętów. Po kilku miesiącach od jego wszczęcia, władze Kronopolu zarzuciły stronniczość Prokuraturze Rejonowej w Żarach. Śledztwo przeniesiono do Krosna Odrzańskiego. Tamtejsza prokuratura je umorzyła. Ale ekolodzy zwrócili się do prokuratury generalnej o ponowne rozpoznanie sprawy. Ta się do wniosku przychyliła i skierowała śledztwo do Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze. Zielonogórscy prokuratorzy zaś, jak wspomnieliśmy, zdecydowali o wniesienie aktu oskarżenia do sądu.
Koronnym dowodem pozostaje zdjęcie, wskazujące na rozpoczęcie budowy fabryki kleju (opublikowano je 22 marca 1999 r. w „Gazecie Lubuskiej”). Tymczasem pozwolenie na budowę Kronopol dostał dopiero 2 kwietnia 1999 r. Władze Kronopolu próbowały przekonywać, że fundamenty na fotografii miały być częścią zaplecza robót.
— Powołany przez nas biegły stwierdził jednoznacznie, że te fundamenty wykraczały poza tzw. przygotowania do budowy. Nie mogliśmy zrobić nic innego niż przesłać akt oskarżenia do sądu — mówi Grzegorz Szklarz, naczelnik wydziału śledczego Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Dodaje, że aktem oskarżenia objęte są także trzy osoby z lokalnych firm budowlanych. Jedna z nich przyznała się do fałszowania dziennika budowy — po to, by wykazać, że prace rozpoczęły się się później niż w rzeczywistości.
Wacław Maciuszonek twierdzi, że nic o tym nie wiedział.
— Nie nadzorowałem budowy bezpośrednio, więc nie wiem, kiedy dokładnie firmy budowlane zaczęły roboty. Nie rozumiem powodów rozdmuchania afery. Fabryka kleju ma przecież pozwolenie na eksploatację i dodatkowo daje pracę 30 osobom z okolicy. Łobuzy chodzą po ulicach, a prokuratura traci czas i pieniądze podatników na tak błahe sprawy! — nie kryje irytacji wiceprezes Maciuszonek.
— Fakt, ze względów społecznych sprawa jest kontrowersyjna. Ale ktoś popełnił przestępstwo i naszym obowiązkiem było skierowanie oskarżenia do sądu. I on zdecyduje, czy wymierzyć karę. Może przecież warunkowo umorzyć sprawę... — odpowiada prokurator Szklarz.
Tajemnicą poliszynela pozostaje jednak, że prokuratorzy rzadko decydują się na umorzenie śledztw, zleconych przez Prokuraturę Generalną.
Ekolodzy domagają się rozbiórki fabryki kleju. Przedstawiciele prokuratury nie wykluczają takiej decyzji — jeśli, rzecz jasna, zapadnie wyrok skazujący. Atmosferę studzi nieco wojewódzki inspektor budowlany, Jolanta Duziak, która uważa, że trudno byłoby ową rozbiórkę przeprowadzić.
— Przecież tylko dolne fragmenty tej budowy — jeśli w ogóle — były wybudowane bez pozwolenia. Reszta powstała zgodnie z prawem. Ciężko zatem będzie zastosować art. 48 prawa budowlanego, traktujący o rozbiórce — ocenia Jolanta Duziak.
Taka interpretacja nie uspokaja jednak przedstawicieli Kronopolu.
— Jesteśmy już zmęczeni. Nie chodzi tylko o spory z ekologami... Prezes naszej firmy Johann Bitzi nie rozumie, dlaczego wszystkie procedury w Polsce trwają tak długo. Choćby fabryka kleju na rozpoczęcie budowy musiała czekać blisko rok! W Niemczech pozwolenia na taki sam zakład nasz właściciel, grupa Krono, dostał w trzy miesiące. Do tego dochodzą takie „prezenty” od rządu, jak podwyżka akcyzy na energię — wylicza Wacław Maciuszonek.
Dodaje, że właśnie z tego powodu jeden z niemieckich producentów mebli zrezygnował z planów postawienia fabryki na przylegającej do Kronopolu działce.
— Kronopol sponsoruje wszystkich i wszystko. Tyle że nie bezinteresownie... Usiłuje zamknąć usta ludziom, którzy chcą żyć w zdrowym otoczeniu — ocenia Lech Galik. Jakby potwierdzając wszechwładzę Szwajcarów, ekolodzy rozpowszechniają informacje, że prokurator z Żar wycofał jeden z wniosków z Naczelnego Sądu Administracyjnego, gdy — akurat w tym samym mniej więcej czasie — pracę w Kronopolu znalazł jego syn. No, i wszystko jasne, nie?
— Wycofałem wniosek z NSA, ponieważ wszystkie wcześniejsze skargi były nieskuteczne. A fakt, że syn znalazł pracę w Kronopolu nie miał z tym żadnego związku. Naprawdę żadnego — przekonuje Andrzej Gronek, prokurator rejonowy w Żarach.
Trzy możliwości
Dziś
Słynące z festiwalu Przystanek Woodstock 40-tysięczne Żary na tle okolicznych miejscowości wypadają świetnie. Bezrobocie: równe średniej krajowej, w granicach 18-20 proc. W powiecie żarskim sięga 27 proc., a w pobliskiej gminie Lubsko też więcej niż czterech na dziesięciu mieszkańców pozostaje bez pracy.
Jutro
1. Trybunał warunkowo umarza sprawę — choćby z uwagi na znikomą szkodliwość czynu. Albo wychodząc z przekonania, że nie warto zapominać o ważnych względach społecznych. Ekolodzy coraz gwałtowniej nadal protestują — z poczuciem krzywdy, że bezkarnie naruszono prawo. I że nad Żarami wisi ekologiczna bomba. Tak zwana opinia publiczna przekonuje się ostatecznie i bezdyskusyjnie, że Kronopol „wszystko może”.
2. Sąd karze ludzi z zarządu Kronopolu, sam Kronopol lub wykonawców grzywną — na przykład z przeznaczeniem wpłaty na cele społeczne albo ekologiczne. Przekroczenie przepisów o pozwoleniu na budowę nie uchodzi płazem. Kronopol, chcąc nie chcąc, płaci, ekolodzy z oporami godzą się z rozstrzygnięciem sądu. Każdy coś straci, ale w Żarach niewiele się zmieni.
3. Po rozstrzygnięciu sądu zapada decyzja o rozbiórce fabryki kleju. Szwajcarzy mają dość i ewakuują produkcję na Wschód.
Odrestaurowany niedawno żarski ratusz z przełomu XIV i XV w. z biegiem lat coraz bardziej kontrastuje z położonym 200 m dalej, popadającym powoli w ruinę zespołem zamkowo-pałacowym (powstawał od XIII do XVII w.). I inne budowle w mieście czekają na lepszą przyszłość. Bez opłat, wnoszonych przez Kronopol na rzecz samorządu, poczekają długo, może jakiś mur w ogóle się rozsypie. Bezrobotni co miesiąc pobierają „kuroniówkę”. Do czasu.
Dziś
— Pewnie, niech sobie pójdą... Niech pan o to zapyta tych magików! Kto wtedy nakarmi połowę miasta? — gorączkuje się młody mężczyzna z siatką pełną zakupów.
Oto jest pytanie. Dla Żar. Być albo nie być.
