Po wejściu do Unii zwiększył się popyt na polskie kurczaki oraz indyki. O takim szaleństwie jak w przypadku wołowiny nie ma jednak mowy.
Zniesienie granic w ramach UE pomogło producentom drobiu.
— Skończyły się kontyngenty, a sprzedaż do krajów wspólnoty nie jest obciążona opłatami granicznymi. To solidna podstawa do optymizmu — mówi Krystyna Szczepkowska, rzecznik Indykpolu.
Spółka odczuwa wzrost zamówień, choć bez spektakularnych fajerwerków. Rynek drobiarski różni się od rynku wołowiny, gdzie zachodni kontrahenci kupują praktycznie wszystko.
Niższe koszty
Olsztyńska spółka od dawna jest znaczącym eksporterem. Co drugi indyk opuszczający granice Polski pochodzi właśnie z tej firmy.
— Koszty produkcji są niższe niż na Zachodzie, a to daje nam przewagę — tłumaczy Krystyna Szczepkowska.
Eksport Indykpolu wynosi już 40 proc. produkcji, wobec 30 proc. przed rokiem. To nie tylko efekt zniesienia granic. To także praca działów sprzedaży oraz marketingu, poszerzenie oferty produktowej i ścisła kontrola jakości.
Bardzo groźnym konkurentem polskich firm jest Brazylia, która dzięki warunkom klimatycznym ma najtańszy drób.
— Na szczęście Brazylia jest daleko i może oferować tylko mięso mrożone. My sprzedajemy bardziej cenione mięso świeże — dodaje rzecznik Indykpolu.
Ożywienie w wynikach
Olsztyńska firma pracuje nad zwiększeniem mocy produkcyjnych pod kątem unijnego eksportu. W tym roku inwestycje pochłoną około 30 mln zł. 16 mln zł zostanie przeznaczone na mo- dernizację głównego zakładu w Olsztynie, reszta trafi do spółek zależnych.
Ożywienie już zaczyna przekładać się na poprawę wyników finansowych Indykpolu. W tym roku spółka chce zwiększyć przychody o ponad 7 proc. — do 600 mln zł i zysk o 51 proc. — do 17 mln zł. Prognozy nie są zagrożone.