Liczący łącznie 44 dzieła wczesnośredniowiecznej sztuki sakralnej skarb rodziny Welfów (ang. Guelfów) jest obecnie własnością berlińskiego Muzeum Bodego na Wyspie Muzeów. To właśnie od tej instytucji spadkobiercy żydowskich handlarzy sztuką domagają się teraz odszkodowania.

Mają za sobą wsparcie izraelskiego rządu – izraelski minister kultury pisał w tej sprawie do swojego niemieckiego odpowiednika. Sprawa o odszkodowanie toczy się przed niemieckim sądem.
Zanim wchodzące w skład skarbu 44 dzieła stały się własnością dynastii Welfów (od nich wywodzi się dziś m.in. królowa Elżbieta II) zdobiły we wczesnym średniowieczu wnętrza katedry w Brunszwiku. Panujący w kilku niemieckich landach Welfowie przejmowali je na przestrzeni wieków.
Jednak wraz z wygasaniem kolejnych gałęzi swojej rodziny ich wnukowie wyprzedawali je w latach 20. XX w. prywatnym kolekcjonerom oraz pośrednikom, takim jak handlujący sztuką Zachariasz Hackenbroch, Isaak Rosenbaum, Saemy Rosenberg i Juliusz Falk Goldschmidt.
Nastałe kilka lat później rządy Nazistów nie tylko prześladowały ich za pochodzenie, ale też zmuszały do wyprzedaży majątków państwu po znacznie zaniżonej wartości. Wymienieni kupcy nakazem Goeringa mieli sprzedać swoje części Skarbu Welfów za 6,75 mln reichsmarków, co stanowiło ledwie 80 proc. tego, co sami za nie zapłacili.
- Niesprawiedliwość tamtych transakcji jest jasna i wynika z dysproporcji władzy – mówi Bloombergowi Andreas Nachama, niemiecki historyk i rabin. Jest przekonany, że wnukom żydowskich kupców należy się odszkodowanie od państwa.
Komentatorzy Bloomberga zwracają uwagę, że to największa jak dotąd sprawa restytucyjna w Niemczech.