Pomysł ten cyklicznie powraca na tapet. Po raz ostatni zarządzający funduszem Norges Bank Investment Management przedstawili taką propozycję rządowi przed pięcioma laty. Chcą dołączyć do swojego portfela udziały w spółkach nienotowanych na giełdzie. Liczą, że pozwoli to na osiągnięcie wyższej stopy zwrotu. Uzasadniają swoje stanowisko tym, że aktywa zarządzane przez private equity rosną o ponad 12 proc. rocznie od 2010 r. Zastrzegają przy tym, że celem inwestycji byłyby tylko takie podmioty, które spełniają wymogi w zakresie przejrzystości i odpowiedzialności.
Ewentualna zgoda ministerstwa finansów oznaczałaby poważne poszerzenie strategii opartej obecnie na akcjach i obligacjach publicznych podmiotów, nieruchomościach i infrastrukturze energetyki odnawialnej. Dotychczasowy sprzeciw był następstwem obaw dotyczących przejrzystości i kosztów zarządzania.
Tendencja do zwiększenia dywersyfikacji staje się ostatnio bardzo popularna wśród dużych funduszy emerytalnych i państwowych, które wychodzą poza aktywa publiczne.
Norweski fundusz, zarządzający aktywami o szacunkowej wartości około 1,5 bln USD posiada w swoim portfelu około 1,5 proc. notowanych na giełdach całego świata akcji i jest liczącym się udziałowcem w strukturze kapitałowej wielu podmiotów.
NBIM zakłada, że udziały private equity mogłyby stanowić od 3 do 5 proc. aktywów, co według obecnej wyceny funduszu wynosi około 40-70 mld USD. Podobne fundusze na świecie inwestują w private equity od 8 do nawet 30 proc. aktywów.