Zmienione, niebiesko-czerwone barwy ubezpieczyciela nie są wojennymi. Konkurencja, w tym PZU, może spać spokojnie. Na razie
Nie będziemy już chłopcem do bicia, tylko prawdziwym liderem rynku, jego
strażnikiem. Zamierzamy wyznaczać na nim standardy, a w ciągu trzech lat
zwiększyć przypis składki o 2 mld zł — te słowa nie padły wczoraj z ust
Jarosława Parkota, szefa Warty, choć powinny. Te mocarstwowe zapowiedzi
wygłosił pół roku wcześniej Andrzej Klesyk, szef PZU, podczas
prezentacji strategii rozwoju spółki.
Pełna asekuracja
Wczoraj swój wielki dzień miała Warta. Pokazała nowe oblicze i wskazała
kierunek, w którym chce iść. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że
ubezpieczyciel, który dzięki wchłonięciu HDI stał się numerem dwa w
Polsce, na razie rynku nie zamierza podbijać. Ma ambitne plany, choć
jest w nich dużo „ale”.
— Budujemy organizację, która będzie liderem rynku ubezpieczeniowego w
Polsce — deklaruje Jarosław Parkot. Ale od razu dodaje, że nie chodzi o
wynik, tylko o takie rzeczy jak np. jakość produktów czy obsługę
klientów. Twierdzi także, że w ciągu trzech lat ubezpieczyciel planuje
zwiększyć udział w rynku z 12 proc. do nawet 17 proc. Zastrzega jednak,
że te plany mogą zostać zweryfikowane w dół, jeśli rynek będzie rozwijał
się wolniej. Warta także ma zwiększać przypis składki. Ale ma to być
wzrost rentowny, bez żadnych ułańskich szarży cenowych. To wszystko
pokazuje, że choć zarząd ubezpieczyciela ma ambicję pokazać branży, że
może potrząsnąć rynkiem, to zdaje sobie sprawę z
ograniczeń, jakie nakłada na niego fuzja z HDI oraz ojcowskie spojrzenie
z hanowerskiej centrali właściciela — Talanksa.
— Polska stała się dla nas drugim najważniejszym rynkiem po Niemczech.
Nasz udział w tym rynku jest większy niż w rynku niemieckim — mówi
Herbert Haas, prezes Talanksa. — Wbrew niektórym optymistycznym opiniom
nie należy od Warty oczekiwać rynkowych cudów i rzucania rękawicy PZU.
Na razie zajmie się przede wszystkim sobą — komentuje szef dużego
ubezpieczyciela.
Bez rewolucji
Dlatego rewolucji w Warcie — przynajmniej na razie — nie będzie. Talanx
w imię spokoju złożył na ołtarzu polskie HDI. Będzie to jedna z dwóch
marek handlowych Warty, adresowana do mniej zamożnych klientów. Ale
tylko w detalicznym majątku. W biznesie korporacyjnym i życiówce
pozostanie tylko Warta. — HDI ma słabo rozwinięty biznes korporacyjny.
Natomiast w segmencie życiowym Warta i HDI wykorzystują inne kanały
sprzedaży, więc ich integracja wyjdzie firmie na dobre — tłumaczy
Jarosław Piątkowski, wiceprezes Warty odpowiedzialny za sprzedaż.
Fuzji Warty i HDI nie będzie towarzyszyło łączenie sieci sprzedaży.
Zarząd ubezpieczyciela — przynajmniej na razie — pozostawił w spokoju
3,5 tys. agentów wyłączonych, 5,6 tys. sprzedawców obu firm oraz blisko
4,5 tys. zewnętrznych pośredników pracujących dla Warty i HDI. Ich
integracja mogłaby w tym momencie odbić się spółce czkawką.
— Cześć naszych agentów oraz klientów jest emocjonalnie związana z marką
Warta i HDI. Dlatego nie planujemy żadnych zmian — mówi Jarosław Parkot.
Wielkie łączenie będzie natomiast w centrali. Nową Wartę czeka
integracja najważniejszych pionów obu ubezpieczycieli: obsługi klientów,
likwidacji czy IT. Ma to zająć trzy lata i będzie się odbywało w
atmosferze ciągłych zwolnień oraz realokacji pracowników.
— Wartę raczej czeka stagnacja niż dynamiczny rozwój. W zarządzie
ubezpieczyciela brakuje kompetencji do sprzedaży najważniejszych dla
rynku masowego ubezpieczeń komunikacyjnych. O sukcesie nie decydują już
czynniki ubezpieczeniowe, ale umiejętny marketing czy podejście do
dystrybucji — ocenia Marcin Broda, analityk firmy OGMA.
17,6 proc. Taki udział w polskim rynku ubezpieczeniowym ma grupa Talanx.
Oprócz Warty jest właścicielem TU Europa. Ze względu na różne modele
biznesowe oraz w akcjonariacie (udziały w TU Europa ma nadal Leszek
Czarnecki) obie firmy nie będą integrowane.