Nowe szarpnięcie rządowymi lejcami

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2021-10-26 20:00

Pojawiasz się i znikasz, mam na twym punkcie bzika… Znany refren autorstwa Beaty i Jarosława Kozidraków pasuje do opisu instytucjonalnego umocowania w powojennej Polsce sportu i turystyki.

W liczbie rządowych konstrukcji, wysadzeń, przebudów oraz powrotów do konstrukcji kiedyś wysadzonych 32-letnia III RP już wyprzedziła 45-letnią PRL (zaliczam okres 1944-89). Oba ustroje wyczerpały warianty nazw sportowo-turystycznych głównych komitetów, urzędów, federacji i konfederacji oraz ostatnio ministerstw. Przy okazji każdej rekonstrukcji Rady Ministrów (czytaj obok) radzę, by administracja KPRM nie wyrzucała żadnych pieczątek i tabliczek z nazwami, lecz je dobrze zakonserwowała. I proszę, teraz wystarczy wyjąć i odkurzyć – wraca Ministerstwo Sportu i Turystyki, które istniało do końca pierwszej kadencji tzw. dobrej zmiany 2015-19. Następne, wchłonięte rok temu przez resort kultury, było już tylko Ministerstwem Sportu. Obecnie sytuacja stała się żenująca, ponieważ konsolidowanie tworu pod nazwą Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu rozciągnęło się akurat rekordowo długo, nawet jak na biurokratyczne standardy. Wicepremier Piotr Gliński absolutnie nie chciał sportu oddać, przy okazji igrzysk w Tokio poczuł jak fajne są olimpijskie zabawki, ale przed zimowym Pekinem najwyższy prezes jednak mu je brutalnie zabrał.

Stanowisko Witolda Bańki – to on był ostatnim szefem sportu z turystyką – reaktywowano dla posła Kamila Bortniczuka. Nowy minister ma autentyczną żyłkę… piłkarską. Niedawno widziałem na murawie PGE Narodowego mecz parlamentarzystów z kadrą Górskiego/Engela. Emerytowani zawodowcy roznieśli amatorów z Sejmu i Senatu aż 13:2, ale oba gole honorowe ustrzelił właśnie Kamil Bortniczuk, przy czym pierwszy był to piłkarski cymes.

W reprezentacji Sejmu i Senatu poseł Kamil Bortniczuk (w drugim rzędzie w środku) grywa z numerem 9. Jako minister sportu chciałby osiągnąć skuteczność TEJ dziewiątki… Fot. Marcin Szymczyk

O awansowaniu posła na konstytucyjnego ministra nie zdecydowała jednak murawa, lecz partyjny handel. Jarosław Kaczyński za wszelką cenę łata dziurę w sejmowej większości po odejściu Jarosława Gowina z niewielką grupką wiernych mu członków Porozumienia. Kamil Bortniczuk również był długo wierny, m.in. w 2020 r. mocno wspierał szefa w walce o anulowanie workowych (kopertowe to nazwa niewłaściwa) wyborów prezydenckich. Gdy jednak w tym roku nadeszła godzina próby, nagle porzucił drużynę Jarosława Gowina i wykonał skok transferowy do ekipy Jarosława Kaczyńskiego. Przy czym nie bezpośrednio, przysiadł na bocznej ławce Adama Bielana pod nazwą Partia Republikańska. Główny selekcjoner policzył graczy w Sejmie i wobec braku większości dokupił kilku ze wspomnianej bocznej ławki, oferując im za poselskie głosy wszystko. Kamil Bortniczuk okazał się w żądaniach skromny i spełnił piłkarskie marzenie – w niektórych kwestiach umocował się ponad prezesem samorządnego PZPN.

Z punktu widzenia gospodarki ważniejszym ruchem władców jest zabranie turystyki jako działu administracji z ministerstwa rozwoju. Ten ważny obszar jest wręcz kopany, niczym piłka, przez kolejne ekipy rządowe III RP. Dualistyczne traktowanie turystyki podporządkowywane jest chciejstwu i prywatnym wizjom konkretnych polityków. Chwilowo wygrała szkoła, że dział uzyska mocniejszą pozycję po wpisaniu go do nazwy marginalnego ministerstwa. Generalnie zaś kolejne już w tej kadencji szarpnięcie rządowymi lejcami osłabiło decyzyjną pozycję nominalnego woźnicy Mateusza Morawieckiego. Musiał przyjąć do wiadomości decyzję Jarosława Kaczyńskiego o awansowaniu Henryka Kowalczyka na kolejnego wicepremiera. To czytelny sygnał, że wraca ekipa Beaty Szydło, którą obecny premier po przejęciu od poprzedniczki fotela starał się z rządu sczyszczać.