Nowe trendy zmienią oblicze wielu zawodów

Paulina KostroPaulina Kostro
opublikowano: 2016-12-01 22:00

Automatyzacja, ekonomia współdzielenia, pracownicy na żądanie — to niektóre zapowiedzi rewolucji na rynku pracy

Transformacje na rynku pracy wymuszają u pracodawców zmianę w podejściu do zatrudnienia, a wśród pracowników narzucają potrzebę dodatkowego kształcenia się. Następuje cyfryzacja gospodarki, pojawiają się nowe modele biznesowe, takie jak ekonomia współdzielenia czy tzw. crowdsourcing. W związku z tą rynkową metamorfozą wśród zatrudnionych często pojawia się pytanie — kogo w pracy zastąpią maszyny? —

Ekonomiści od lat spierają się na temat skali zjawiska bezrobocia technologicznego. Wydaje się jednak, że proces automatyzacji, czyli zastępowania ludzkiej pracy przez maszyny i algorytmy, w najbliższych latach nie doprowadzi do wyeliminowania dużej części zawodów, lecz raczej do ich redefinicji. Wskazują na to m.in. prognozy OECD, według których zaledwie 9 proc. zawodów jest zagrożonych pełną automatyzacją w ciągu najbliższych dwóch dekad. Dużo większy odsetek profesji czeka jednak zmiana charakteru wykonywanych zadań w wyniku adopcji nowych technologii. W przypadku naszego kraju, według OECD, jest to 35 proc. — mówi Michał Paliński, analityk w DELab UW.

Polska, ze względu na dużą liczbę miejsc pracy w sektorze maszynowym i motoryzacyjnym, jest w grupie krajów szczególnie podatnych na automatyzację. Jeszcze kilkanaście lat temu była ona kojarzona przede wszystkim z usprawnieniem procesów produkcyjnych. Dziś wiemy, że dotyka również zadań wykonywanych dotychczas przez pracowników umysłowych: tłumaczy, dziennikarzy czy analityków giełdowych. Co więcej, okazuje się, że zatrudnienie na pełen etat również odchodzi do lamusa. Rośnie natomiast zapotrzebowanie na pracę projektową wykonywaną w danym momencie, na żądanie — dowiadujemy się z raportu „Przyszłość pracy — między uberyzacją a automatyzacją”.

Czas współdzielenia

Warto zauważyć, że w błyskawicznym tempie rośnie liczba użytkowników platform typu „share economy”. Np. powstała osiem lat temu platforma AirBnB obecnie pozwala na znalezienie noclegu 155 mln gości rocznie. To o 22 proc. więcej niż największa sieć hotelarska Hilton. Natomiast założony w 2009 Uber, który dzięki aplikacji mobilnej pozwala osobom posiadającym samochody na szukanie zleceń jako taksówkarze, obecnie wyceniany jest na ponad 60 mln USD.

Według prognoz PwC, do 2025 r. wartość rynku ekonomii współdzielenia ma zrównać się z rynkiem wynajmu tradycyjnego.

— Ekonomia współdzielenia to tylko jeden z trendów obecnej cyfryzacji. Z badań PWC wynika, że do 2025 r. dzięki niej globalny przychód wyniesie 330 mld USD. Oparte na niej aplikacje internetowe, w przeciwieństwie do biznesów prowadzonych w tradycyjny sposób, wychodzą do klienta z elastyczną ofertą, proponując dostęp do usług i produktów, którymi chcą dzielić się sami użytkownicy. Z roku na rok rośnie popularność urządzeń mobilnych i bezprzewodowego internetu, dzięki czemu te usługi coraz szybciej się rozwijają, co ma również swoje przełożenie na rynek pracy i sposób zatrudnienia — komentuje Bartosz Kaczmarczyk, prezes zarządu Loyd.

Wiele kontrowersji w tym temacie budzą statusy pracowników owych platform. Obecnie tysiące kierowców prowadzi spór z Uberem, twierdząc, że z ich perspektywy współpraca z platformą nie spełnia warunków relacji pracodawca — pracownik. Właściciele platform sprowadzają swoją rolę jedynie do funkcji pośrednika w zdobywaniu zleceń. Spór budzi również fakt, że chociaż platformy ułatwiają rozpoczęcie działalności zawodowej i dotarcie do klientów, obniżają jednocześnie standardy pracy, wymuszając zatrudnienie kontraktowe i nie oferując gwarancji socjalnych.

Pracownik na żądanie

Mimo to właśnie platformy internetowe odgrywają coraz większą rolę w poszukiwaniu płatnych zleceń. Ponadto dają możliwość produktywnego wykorzystywania wolnego czasu i zarobienia, dzięki takim zleceniom, jak np. porządkowanie zdjęć produktów wg kategorii. Pozwalają też uczestniczyć w bardziej skomplikowanych projektach. Firma zyskuje dostęp do puli pracowników z całego świata posiadających poszczególne umiejętności, nie ponosząc przy tym kosztów ich zatrudniania. Pracownik natomiast może zdobywać zlecenia bez konieczności uczestniczenia w trwającej tygodniami rekrutacji, dostosowując czas pracy do swojego trybu życia, i podnosić aktywność zawodową.

— Outsourcing, który zrewolucjonizował rynek pracy w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, obecnie zmienia swój charakter. Coraz więcej pracowników cechuje się przede wszystkim niezależnością i mobilnością. Tworzą nową klasę „pracowników na żądanie” w dowolnym czasie i miejscu. To znak naszych czasów — coraz więcej ludzi ceni sobie bycie niezależnym, elastyczne godziny pracy i nie ma ochoty podporządkowywać się korporacyjnym zasadom. Jedyny warunek to dostęp do pośrednika, firmy będącej właścicielem odpowiedniej platformy mobilnej. W ten sposób swoje usługi można świadczyć „po godzinach”, porzucając etat lub pracować tylko w weekendy — mówi Bartosz Kaczmarczyk.

— Dalszy rozwój ekonomii współdzielenia wydaje się nieunikniony, bo przynosi konsumentom wymierne korzyści. Komisja Europejska i Polska będą w przyszłości zmuszone zadbać o wypracowanie regulacji dostosowanych do tego nowego zjawiska na rynku pracy — dodaje Michał Paliński. Zmieniająca się sytuacja na rynku pracy wymaga od pracowników elastyczności i ciągłego dokształcania się, również w dziedzinach, które dotychczas były głównie domeną profesjonalnych informatyków. I tak międzynarodowe koncerny E&Y oraz PwC od 2015 r. nie życzą sobie od kandydatów do pracy dyplomu potwierdzającego ukończenie studiów.

— Wiele umiejętności poszukiwanych przez pracodawców wykracza poza ramy konwencjonalnych programów studiów. Z tego powodu coraz ważniejszą rolę odgrywać będą alternatywne metody nauki, takie jak kursy, często darmowe, realizowane za pośrednictwem internetowych platform edukacyjnych, np. Coursera czy EdX — zauważa Michał Paliński.

Szanse dla 55+

Warto zauważyć, że osoby o długim stażu pracy są zdecydowanie bardziej narażone na zjawisko wykluczenia cyfrowego. Przede wszystkim ze względu na mniejszą skłonność do adaptacji nowych technologii w pracy i życiu prywatnym. Wynika to przede wszystkim z ich mniejszego zaufania do tych technologii — niż w przypadku młodszych pracowników. Jednak i dla starszych osób transformacje na rynku pracy mogą przynieść korzyści, o których wcześniej mogli nawet nie myśleć.

— Pracownicy z grupy 55+ mają lepsze perspektywy pracy w dynamicznie rozwijającym się sektorze ekonomii współdzielenia ze względu na relatywnie lepsze niż ogół społeczeństwa wyposażenie w kapitał mogący podlegać właśnie „współdzieleniu”, m.in. samochody czy mieszkania. Pracownicy ci są również bardziej elastyczni, co lepiej przygotowuje ich do pracy w gospodarce cyfrowej, cechującej się dużą zmiennością zapotrzebowania na pracę m.in. przez jej postępującą fragmentaryzację i zadaniowość — tłumaczy Michał Paliński.

Warto też pamiętać o tym, że w pracy wciąż pozostają w cenie umiejętności, w których człowiek wykazuje przewagę nad maszynami, m.in. zdolność krytycznego myślenia i aktywnego słuchania, podejmowania decyzji i przekazywania wiedzy, umiejętność negocjacji czy kreatywność i inteligencja emocjonalna.