
Podobno w dzieciństwie miał pan wszystko…
Pochodzę z pracowitej i gospodarnej rodziny – tato ma na Ukrainie bardzo dobrze prosperujące firmy budowlane, a ja już w wieku 17 lat chciałem być samodzielny i zarabiałem pierwsze pieniądze. Ojciec zatrudnił mnie jako pomocnika budowlanego na najniższym stanowisku w swojej firmie. Rodzice zawsze mnie zachęcali, żebym próbował sił. Pozwalali mi się wykazać, co sprawiło, że zdobywałem doświadczenie, nabierałem wiary w siebie i mogłem analizować sytuację, biorąc pod uwagę różne możliwości.
To dlatego rzucił pan później pracę w banku i wyjechał do Polski?
Pracowałem pięć lat w banku, zajmowałem się kredytami. Dużo się nauczyłem o świecie finansów i modelach biznesowych. W banku jest cały przekrój branż, sektorów. Kiedy kończyłem studia, już miałem bardzo dużo praktycznego doświadczenia. W banku pracowałem głównie przy biurku, zajmując się papierami. A mnie zawsze nosiło, chciałem działać, sprawdzać siebie, uczyć się czegoś nowego. Wybrałem Polskę, bo moi dziadkowie pochodzą z województwa podkarpackiego. W moich żyłach płynie polska krew, dlatego tak dobrze idzie mi z językiem i budowaniem relacji tutaj.
A może dlatego, że pochodzi pan z bogatej rodziny i miał pan zaplecze finansowe?
Kiedy przyjechałem do Poznania i wysiadłem z autobusu, miałem 200 euro w kieszeni. Dziś na Ukrainie jest wojna, która właściwie trwa od 2014 r., biorąc pod uwagę wydarzenia w moim kraju. Wszystko się zmienia, nic jest pewne na zawsze. Pieniądze również. Jak się zaczyna wciąż od nowa, to raczej jest trudniej niż łatwiej.
A kiedy jest łatwiej niż trudniej?
Kiedy ma się świadomość, że nie wszystko trwa wiecznie, że i spokój, i komplikacje kiedyś się kończą. Kiedy się rozumie, że świat jest nierówny i mimo że dążymy do stabilizacji, to bardziej pewna jest zmienność życia. Ważny jest cel, to, że człowiek go ma i do niego dąży. Wtedy nawet w najgorszych chwilach znajdzie siły, żeby się podnieść i iść dalej.

Jaki pan ma cel?
Rozwinięcie w Polsce idei saunowania. Teraz jednak potrzebujemy pieniędzy nie tylko po to, by się utrzymać, lecz przede wszystkim na pomoc Ukrainie i wspieranie armii. Już to robimy – niedawno zawiozłem na granicę hełmy i kamizelki kuloodporne… Moja rodzina spędziła kilka dni w schronie, bojąc się o życie. Na szczęście wszyscy są już bezpieczni w Polsce.
Skąd pomysł na saunowanie?
Sauna, którą prowadzę w Kiekrzu przy Jeziorze Kierskim, to miejsce, gdzie ludzie spotykają się w kameralnych warunkach, by odpocząć, złapać dystans, zaopiekować się sobą.
Mam też piękne wspomnienia z dzieciństwa. Miałem osiem lat, gdy mój ojciec po raz pierwszy zabrał mnie do sauny. Odtąd mieliśmy tradycję, że co piątek chodzimy tam z nim i jego kolegami. Ciągnęło mnie do dorosłych, chciałem z nimi rozmawiać, czuć się na równi. I tam właśnie tak było: siedzieliśmy razem jak równy z równym, każdy był w pełni sobą. To była bardzo ważna rzecz dla dorastającego chłopaka, umacniała wiarę w siebie. Chodzi o to, by być normalnie traktowanym, komunikować, rozumieć, że każda relacja w życiu jest ważna. Istotne są też wspólne rytuały, doświadczenia, razem spędzone chwile.
Pochodzę ze Wschodu, a tam mężczyźni nie mówią kobietom, co ich boli, co ich łamie. Mogą to powiedzieć w męskim gronie, wymienić się doświadczeniami, refleksjami.

Kto nauczył pana rzucać się na głęboką wodę?
To ciekawe, bo to jednak była mama. Uważa, że jeśli coś ma 50 procent szans na powodzenie, warto to robić. Tato z kolei musi mieć pewność sytuacji i nie ryzykuje. Od nich się nauczyłem, jak ważna jest rodzina, jak bardzo potrzebujemy tych więzi, relacji. Oni zawsze się wspierają i dbają o siebie.
Dziś mamy raczej kryzys więzi. Rozwody, rozstania…
Dziś jesteśmy bardzo przebodźcowani, a wtedy trudno podejmować długoterminowe, ważne decyzje. Tak samo gdy jesteśmy w biegu, w ciągłej akcji, narażeni na ogromną liczbę informacji, z których nie wiemy, co jest prawdą, a co kłamstwem. Dlatego potrzebujemy miejsc, gdzie możemy się wyciszyć, zresetować, odpuścić wszystko, co nas boli, zapomnieć na chwilę o problemach. Po to, by móc wrócić do trudnego świata i funkcjonować w zrównoważony sposób. Stąd idea saunowania. Sauna daje mi poczucie spokoju, całkowitego relaksu, jedności z naturą. Powraca do mnie wspomnienie dzieciństwa, kiedy nie miałem żadnych problemów i całe życie było przede mną. Czuję się wtedy jak na nowo narodzony, zupełnie zresetowany. Pojawia się wielka chęć do działania.

Sauny w Polsce są najczęściej w dużych basenowych kompleksach, gdzie trudno się wyciszyć.
Filozofia saunowania ze Wschodu polega na tym, że liczba bodźców jest bardzo ograniczona. Moja sauna stoi nad brzegiem jeziora, co pozwala na kąpiele bezpośrednio po pobycie w niej, ale też zbliża człowieka do natury. Ciepło sauny i spokój jeziora dają niezwykłe ukojenie i są ważną praktyką dla zdrowia i dobrego samopoczucia. Można organizować sobie ceremonie, masaże witkami brzozowymi, aromaterapię naturalnymi olejkami.
Ciało jest świątynią duszy. W saunie wychodzą z organizmu toksyny, człowiek się hartuje, zwiększa odporność, ale przede wszystkim chodzi o to, by się zatrzymać, spędzić kilka godzin bez telefonu, w intymnej i kameralnej atmosferze. Na Wschodzie wyjście do sauny może trwać cały dzień, bo jest połączone z grillowaniem, drzemkami, rozmowami z przyjaciółmi. To powolne spędzanie czasu, nie pobyt z zegarkiem w ręku.

Czego dotychczas nauczył się pan o biznesie?
Najważniejsze jest to, by zajmować się tym, co się potrafi, co się lubi i co będzie się robiło od serca. Goście mojej sauny od razu wiedzą, że jestem jej właścicielem. Widzą zaangażowanie, doceniają, że dbam o zaparzenie dobrej herbaty, by każdy czuł się zaopiekowany. Mnie to sprawia przyjemność.
Trudno było panu otworzyć taki biznes w Polsce?
Biznes można łatwo otworzyć praktycznie wszędzie, bo są dofinansowania, jest pomoc z urzędów pracy. Nie trzeba do tego wielkiej wiedzy księgowej i prawnej. Najważniejsze są badania i analiza rynku, przygotowanie przewagi konkurencyjnej, czegoś wyjątkowego, co zapełni lukę. Dlatego trzeba tworzyć sieć kontaktów i relacji. I jeśli jesteśmy z zewnątrz, tak jak ja, jest to wyzwaniem, bo formujemy wszystko od zera. Ale i tak warto to robić i przestać się bać.
Bał się pan nietolerancji, słów: „wracaj do domu”?
Każdy, kto wyjeżdża za granicę, wie, jak miejscowi nieraz traktują obcokrajowców. Kiedyś Polacy przybywali tłumnie do Niemiec, Anglii czy Irlandii. Zawsze spotyka się tych, którzy fajnie reagują, wspierają, chwalą. Są też tacy, którzy przyjdą i powiedzą, że mamy wracać do siebie. Ostatnie dni, kiedy trwa wojna w Ukrainie, pokazały, jak ogromne wsparcie dostaliśmy od Polaków. Jestem ogromnie wdzięczny za to dobro i tolerancję.