Oazy podatkowe stawiają na legalne interesy

Łukasz Ruciński
opublikowano: 2002-03-22 00:00

Raje podatkowe zmieniają się. Złote czasy anonimowych kąt, podstawionych właścicieli spółek i milionów wpłacanych gotówką odchodzą w przeszłość. Założenie i prowadzenie firmy offshore nie różni się dzisiaj od inwestowania w zwykły biznes.

W powszechnej opinii raj podatkowy to miejsce, w którym kryminaliści z całego świata mogą wyprać swoje podejrzane pieniądze i jeszcze nikt nie doliczy im za tę usługę VAT-u. Taką możliwość mają gwarantować anonimowe kąta, pełna tajemnica bankowa i dyskretni urzędnicy, zdający sobie doskonale sprawę, które pytania są zbędne. To już jednak historia. Jeżeli walka Organizacji Współpracy i Rozwoju (OECD) z rajami przyniosła jakieś skutki, to właśnie w postaci likwidacji infrastruktury ułatwiającej legalizację przestępczych pieniędzy.

Z czarnej listy Grupy Specjalnej ds. Przeciwdziałania Praniu Pieniędzy (FATF), organizacji niezależnej, ale współpracującej z OECD, zniknęły nazwy większości krajów tradycyjnie uznawanych za oazy podatkowe. Choć nadal kilka na niej figuruje, między innymi Wyspy Cooka, Niue i Nauru. Na dobrą sprawę trudno rozstrzygnąć, czy zmiana stanowiska lokalnych władz nastąpiła wskutek nacisków FATF czy raczej z obawy przed ostracyzmem bogatych i praworządnych inwestorów. Fakt jest jednak faktem — regulacje rynku finansowego w wielu rajach nie odbiegają od obowiązujących w Europie Zachodniej. Inwestowanie w offshore jest obecnie zajęciem żmudnym i zbiurokratyzowanym.

— Podobnie jak banki, stosujemy zasadę Know Your Client. Osoba, która chce założyć spółkę w jurysdykcji oferującej korzyści podatkowe, musi stawić się u nas osobiście i przedstawić dokumenty potwierdzające tożsamość — mówi Mirka Walecka-Agria, konsultant podatkowy w OCRA Consulting, firmie zajmującej się doradztwem w zakresie międzynarodowego planowania podatkowego.

To dopiero początek długiej drogi — teraz trzeba wybrać osobę, która będzie kierować firmą. Dawniej powszechną praktyką było obsadzanie w tej roli figurantów, którzy z miejsca przenosili wszelkie pełnomocnictwa na właściciela spółki. Obecnie zarządu podejmują się profesjonalne firmy, czuwające aby wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Zdarza się zatem, że dyrektorzy odmawiają wykonania poleceń właściciela, o ile w ten sposób mogliby złamać przepisy lub działać na szkodę spółki.

Kolejny etap to otwarcie konta. Poważni inwestorzy wybierają banki w krajach europejskich, przestrzegających tajemnicy bankowej, np. na Cyprze lub w Szwajcarii. Tamtejsze instytucje łączą dyskrecję z wysokim standardem usług. Niestety, na taki luksus trzeba sobie zasłużyć.

— Banki są bardzo ostrożne w doborze klientów. Zanim założą spółce konto, często żądają przedstawienia profesjonalnych referencji od doradców podatkowych, prawników, kontrahentów i firm audytorskich — wyjaśnia Mirka Walecka-Agria.

Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie, aby założyć sobie spółkę offshore z pominięciem uciążliwych formalności. W Internecie można znaleźć setki stron oferujących pomoc w rozkręceniu egzotycznego interesu w dowolnie wybranej jurysdykcji. Identyfikacja klienta? Wystarczy, aby legitymował się kartą kredytową, którą zapłaci za usługi pośrednika. Podstawieni dyrektorzy? Nie ma sprawy, kosztują niewiele, bo zarządzają niemal hurtowo. Rejestracja spółki? Już zrobione — wystarczy wybrać którąś z listy. Pośrednicy zachęcają promocjami i wybór jurysdykcji przypomina przeglądanie katalogu biura podróży. Niewielu jednak oferuje pomoc, która ułatwi orientację w coraz bardziej restrykcyjnych przepisach.

Offshore jest dla większości rajów zasadniczym źródłem dochodów i wprowadzanie nadmiernych utrudnień dla zagranicznych inwestorów nie leży w ich interesie. Z drugiej strony, państwa te zaczęły dbać o swój wizerunek. Tym, co ma je wyróżniać, są niskie podatki i ochrona udziałowców zakładanych w nich spółek przed nadmierną dociekliwością obcych służb skarbowych. Stąd surowe regulacje gwarantujące legalność prowadzonych transakcji. Czas wolnej amerykanki dobiega końca.