Obrachunek podzielił samorządowców

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2011-06-30 00:00

Minister finansów czy spraw wewnętrznych? Zaczęła się dyskusja, kto powinien nadzorować Regionalne Izby Obrachunkowe.

Propozycja Unii Metropolii Polskich wywołała spór między miejskimi włodarzami

Minister finansów czy spraw wewnętrznych? Zaczęła się dyskusja, kto powinien nadzorować Regionalne Izby Obrachunkowe.

Przy okazji debaty nad regułą ograniczania deficytu w samorządach w środowisku samorządowym rozgorzał ostatnio nowy spór — o Regionalne Izby Obrachunkowe (RIO). Unia Metropolii Polskich (UMP) zasugerowała, by przeszły one spod nadzoru Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA) pod pieczę Ministerstwa Finansów (MF). Oddać samorządy w ręce ministra finansów? W gminach, powiatach i miastach zawrzało.

Potrzebna miarka

Kiedy w 1992 r. powstawały RIO, rząd (głównie w osobie Jana Rokity, ówczesnego szefa Urzędu Rady Ministrów) w porozumieniu z samorządami zdecydował, że nadzór nad Izbami obejmie ówczesne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych — już wtedy pojawiały się obawy, że resort finansów chciałby ręcznie sterować finansami samorządów.

Takie umocowanie sprawia jednak, że resort finansów — choć teoretycznie odpowiada za cały sektor finansów publicznych — nie ma żadnych narzędzi do monitorowania dużej części sektora, czyli samorządów. MF do niedawna nie przejmowała się tym problemem, bo dług publiczny był na tyle daleko od progów ostrożnościowych, że nie zaprzątał głowy żadnemu ministrowi finansów. W ostatnim roku problem ten zaczął być jednak na Świętokrzyskiej coraz bardziej dostrzegalny.

— To właśnie brak w resorcie finansów monitoringu samorządów sprawił, że minister Jacek Rostowski wpadł na pomysł reguły wydatkowej. Nie wierzył w Wieloletnie Programy Finansowe i obawiał się, że deficyt będzie stale rósł. Gdyby wiedział, że w sektorze samorządowym nie ma problemu deficytu, całego tego zamieszania w ogóle by nie było — przekonuje Danuta Kamińska, przewodnicząca Komisji Skarbników UMP.

Dlatego Unia postuluje, by w negocjacjach z rządem strona samorządowa domagała się przede wszystkim opracowania sprawnego systemu monitoringu. Dopiero w następnej kolejności — gdyby kiedyś pojawiły się jakieś wątpliwości — powinno się wrócić do rozmów o ewentualnych limitach czy sankcjach za nadmierny deficyt. Miesiąc temu Andrzej Lubiatowski, dyrektor UMP, w rozmowie z ministrem Michałem Bonim zasugerował wzmocnienie sieci monitoringu przez przeniesienie RIO z MSWiA do MF.

— Nie jest to coś, o co kruszylibyśmy kopie. Po prostu szukaliśmy argumentów, aby przekonać rząd do rozliczania deficytu samorządów globalnie, dla całego sekora, a nie indywidualnie. Zmiana nadzoru nad RIO i usprawnienie dzięki temu obiegu informacji było takim argumentem — wyjaśnia Bogdan Mościcki z Biura UMP.

Z dala od "emefu"

Propozycja przeniesienia RIO z MSWiA do MF ma ciche poparcie rządu. Takie rozwiązanie jest na rękę i ministrowi spraw wewnętrznych, bo dzisiaj Izby są dla MSWiA tylko balastem, i dla ministra finansów, których chętnie zwiększyłby wpływy w sektorze samorządowym. Pomysł podoba się też Michałowi Boniemu.

— Podejrzewam, że jeżeli koalicja rządowa utrzyma się po wyborach, w przyszłej kadencji rząd będzie próbował przeforsować w parlamencie to rozwiązanie — mówi pragnący zachować anonimowość samorządowiec.

Po stronie samorządowej przenosiny RIO postuluje tylko UMP, kierowana przez Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska. Reszta samorządowców jest przeciwna. Najgłośniej protestuje Związek Miast Polskich (ZMP), któremu przewodniczy Ryszard Grobelny, prezydent Poznania.

— Zupełnie nie rozumiem stanowiska Unii. Nie ma żadnego powodu, żeby przenosić RIO pod parasol resortu finansów, bo nadzór rządu nad samorządami dotyczy tylko legalności ich działań, a nie spraw merytorycznych czy finansowych. Minister spraw wewnętrznych jako nadzorca jest więc właściwym organem — mówi Andrzej Porawski, dyrektor ZMP.

Samorządowcy boją się, że minister finansów, przejmując władzę nad RIO, będzie chciał coraz głębiej ingerować w finanse samorządów.

— Najlepszym przykładem jest obecny minister finansów, który wielokrotnie pokazywał, że szukając oszczędności najchętniej sięga po nie swoje, pozabudżetowe pieniądze. Przykładów jest wiele: zmiany w OFE, ogołocenie Funduszu Rezerwy Demograficznej, wyciąganie dywidendy z państwowych firm czy naciski na Narodowy Bank Polski dotyczące wysokości zaksięgowanego zysku — mówi pragnący zachować anonimowość samorządowiec.