To, co do niedawna bankowi prawnicy wykorzystywali w charakterze straszaka, staje się rzeczywistością. Kancelarie i firmy specjalizujące się w obsłudze kredytobiorców hipotecznych szykują oferty skrojone pod nową grupę klientów - osób spłacających kredyty złotowe. Wśród pionierów jest kancelaria radcowska Iwony Rzucidło. Oferta dotyczy m.in. pomocy przy zamianie kredytu o zmiennej stopie procentowej na kredyt z oprocentowaniem stałym. Choć warunki takiej zmiany można negocjować bezpośrednio z bankiem, zainteresowanych obsługą prawną nie brakuje.
― W ostatnich dwóch latach wiele osób niespodziewanie zyskało wyższą lub jakąkolwiek zdolność kredytową, bo w związku z pandemią sztucznie utrzymywano bardzo niski wskaźnik WIBOR [będący podstawą oprocentowania kredytów udzielanych w złotych ― red.]. Dziś te osoby mierzą się z podwyżkami stóp procentowych, co bezpośrednio przekłada się na wysokość miesięcznej raty. Za chwilę okaże się, że nie będzie ich stać na spłatę, bo rata wzrośnie nawet dwukrotnie, jak w przypadku frankowiczów. Moja kancelaria przygotowała się do obsługi takich osób ― mówi dr prawa Iwona Rzucidło, właścicielka warszawskiej kancelarii radcowskiej.
Więcej chętnych
Przymiarki do kredytobiorców złotowych robi również grupa Votum, która od dawna reprezentuje klientów w sporach z ubezpieczycielami, a od kilku lat specjalizuje się w obronie frankowiczów. Na rynku frankowym pod względem liczby klientów nie ma sobie równych.
― Przez ostatnie 15 lat grupa Votum kształtowała dobre praktyki na rynku ubezpieczeniowym i teraz przez drugie tyle będziemy robić to samo w odniesieniu do rynku bankowego. Właśnie poszerzyliśmy ochronę prawną dla frankowiczów o reprezentowanie ich w sporach dotyczących wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, którego domagają się instytucje finansowe [o czym więcej w dalszej części tekstu ― red.]. Rozważamy również obsługę kredytobiorców złotowych. Analizujemy treść umów pod kątem klauzul abuzywnych ― kreśli kierunek rozwoju Bartłomiej Krupa, prezes grupy Votum.
Wojciech Bochenek, radca prawny, współwłaściciel kancelarii Bochenek i Wspólnicy, nie ma wątpliwości: złotówkowicze prędzej czy później będą szukać sprawiedliwości w sądzie. Jego zdaniem to kwestia pokonania bariery mentalnej.
― Niektórzy kredytobiorcy złotowi, którzy zaciągnęli kredyty w podobnym czasie co frankowicze, mają w umowach klauzule niedozwolone, np. uzależnienie wysokości oprocentowania wyłącznie od decyzji zarządu banku. Takie postanowienia widnieją w rejestrze klauzul abuzywnych, prowadzonym przez UOKiK. W międzyczasie w umowach kredytowych pojawiała się klauzula, która gwarantowała bankowi minimalne oprocentowanie, przy jednoczesnym braku zagwarantowania klientowi górnego limitu. W umowach zawieranych w czasie pandemii szczególną uwagę należy zwrócić na obowiązek informacyjny leżący po stronie banków. Wadliwe klauzule dotyczące oprocentowania mogą stanowić podstawę do stwierdzenia nieważności umowy ― wyjaśnia Wojciech Bochenek, .
Okazja czyni biznes
Z relacji naszych rozmówców wynika, że pole do popisu prawnikom dają bankowcy, którzy nie uczą się na błędach. Wstępne podsumowanie ubiegłego roku w segmencie kredytów mieszkaniowych zwiastuje reokord. Niewielkiego odsetka tych kredytów udzielono ze stałym oprocentowaniem, co oznacza, że Kowalscy będą dostawać po kieszeni wraz z kolejnymi podwyżkami stóp procentowych.
― Banki kreują się na instytucje zaufania publicznego. Nie jest to słuszne, bo przede wszystkim prowadzą biznes nastawiony na zysk. Do tego mają silne wsparcie państwa, w tym Komisji Nadzoru Finansowego, co przejawia się chociażby programie ugód z frankowiczami, preferowanym przez nadzór. Banki powinny ponieść dotkliwe konsekwencje finansowe. Może dzięki temu przestaną sprzedawać ludziom wadliwe produkty ― sugeruje Iwona Rzucidło.
Skoro o ugodach mowach ― sprawdziliśmy, jakim cieszą się powodzeniem. KNF nie kryje dumy z dotychczasowych efektów działań, które mają zażegnać kryzys frankowy sektora bankowego. Do programu ugód pod patronatem nadzorcy przystąpiły jak na razie tylko dwa banki: PKO BP i ING Bank Śląski. Jak się dowiedzieliśmy, do specjalnie utworzonego w tym celu Systemu Obsługi Sądu Polubownego (SOSP) wpłynęło 16928 wniosków o mediację. To niezły wynik, zważywszy że SOSP działa dopiero trzy miesiące. Banki podpisały dotychczas 7008 ugód (plus 85 w ramach pilotażu), z których na razie 4061 udokumentowały w systemie. Negocjacje zakończyły się fiaskiem w 1181 sprawach. Pozostałe są w toku.

Gra warta świeczki
Banki dogadują się też z klientami na własną rękę, czyli poza reżimem nadzoru ― na tym polu najprężniej działania Millennium. Nie powinno to dziwić, bo - jak twierdzi nasza ekspertka - bankom ugody po prostu się opłacają.
― Reprezentuję klientów wszystkich banków i z moich obserwacji wynika, że ugody są niekorzystne dla kredytobiorców w porównaniu z tym, co mogą uzyskać w sądzie ― stwierdza Iwona Rzucidło.
Jej zdaniem ugody ― czy to na zasadach banków, czy według programu KNF ― wbrew twierdzeniom sektora i nadzoru nie oznaczają spotkania się w połowie drogi. Prawniczka uważa, że uczciwe byłoby przewalutowanie na takich zasadach, jak w przypadku wyroku sądowego.
Krajobraz z wokandy
Przypomnijmy, że wymiar sprawiedliwości prezentuje w tych sprawach dwa rodzaje orzeczeń na korzyść pokrzywdzonych. Zdaniem Iwony Rzucidło mniej pieniędzy pozwala odzyskać „odfrankowienie”, czyli zamienienie kredytu na złotowy. W uproszczeniu polega ono na przewalutowaniu zobowiązania z franka szwajcarskiego na złotego po kursie średnim NBP z dnia zawarcia umowy kredytu, przy jednoczesnym utrzymaniu wskaźnika LIBOR (niedawno zmienionego na SARON) jako podstawy oprocentowania, charakterystycznego dla kredytów w walucie obcej. Prawniczka twierdzi, że korzystniejszy dla kredytobiorcy jest drugi typ orzeczeń - stwierdzenie nieważności umowy. Wówczas klient oddaje bankowi kapitał, a bank zwraca mu wszystkie pobrane raty i opłaty wraz z odsetkami. W ostatecznym rozrachunku w obu wariantach kredytobiorca wychodzi znacząco na plus.
Więcej można wyczytać z liczb. Batalii sądowych w całym kraju (nie ma oficjalnego rejestru) naliczono dotychczas ok. 100 tys. W sądach sromotnie przegrywają banki - w 95 proc. spraw. Jeśli weźmiemy pod lupę wyłącznie wyroki prawomocne, wskaźnik ten jest wyższy o 3 punkty procentowe. Według szacunków kancelarii Wojciecha Bochenka 93 proc. spraw sądowych kończy się stwierdzeniem nieważności umowy, a nie zawsze tak było.
― Zajmuję się tymi sprawami od końcówki 2014 r. Wówczas korzystnych dla kredytobiorców wyroków było jak na lekarstwo. Przełom nastąpił dopiero w 2019 r. kiedy w Sądzie Najwyższym zapadło kilka korzystnych orzeczeń w sprawach frankowych, a dopełnieniem aktualnej linii był wyrok TSUE w sprawie państwa Dziubaków ― przypomina Wojciech Bochenek.
Informuje, że w ubiegłym roku zapadło 2780 wyroków, z czego wnioskuje, że sądy przyspieszyły rozpatrywanie spraw. W 2021 r. przybyło ok. 70 tys. powództw, a w 2022 ekspert spodziewa się co najmniej tylu. Sprawa w pierwszej instancji zwykle trwa 2-3 lata, a w drugiej około roku.
Tyle wyroków zapadło w 2021 r., według szacunków kancelarii Bochenek i Wspólnicy. W tym 2381 to orzeczenia sędziów w pierwszej instancji...
... taki odsetek wszystkich ubiegłorocznych wyroków (w tym apelacyjnych) dotyczył unieważnienia umowy kredytu frankowego.
― Początek 2022 r. jest obiecujący ― tylko do wydziału frankowego Sądu Okręgowego w Warszawie wpłynęło 1,6 tys. pozwów wobec 20 tys. od kwietnia [wtedy powstał wydział - red.] do grudnia 2021 r. ― zauważa Wojciech Bochenek.
Bariera mentalna
Skoro wygrana jest niemal pewna, dlaczego frankowicze nie pchają się do sądów drzwiami i oknami? Na ten ruch zdecydowało się ok. 20 procent kredytobiorców. Zdaniem Iwony Rzucidło to zaskakująco mało.
― Kredytobiorcy nie są świadomi, jak łatwo wygrać w sądzie z bankiem. Nigdy chyba w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości poszkodowani nie mieli orzecznictwa sądowego tak bardzo po swojej stronie jak w tych sprawach ― mówi prawniczka.
Inny nasz rozmówca zwraca uwagę, że banki straszą klientów pozwem o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału.
― Mimo że dotychczasowe orzeczenia sądów w tym zakresie oddalają powództwa, determinacja banków jest gigantyczna. Instytucje pozywają nawet tych kredytobiorców, w wypadku których wyrok w sprawie o stwierdzenie nieważności jeszcze nie zapadł. To absurdalna sytuacja, bo bank z góry przyjmuje, że umowa kredytu jest nieważna, choć neguje to w innym trwającym procesie ― grzmi Bartłomiej Krupa.
Na to samo uwagę zwraca Iwona Rzucidło. Dodatkowo opór kredytobiorców tłumaczy nakładami sektora bankowego na działania marketingowe, które mają zasiać ziarno niepewności w kredytobiorcy i zniechęcić go do walki o sprawiedliwość. Jej zdaniem banki są świadome, czym skończy się batalia sądowa, dlatego proponują ugody. Oferują je po kursie średnim NBP i nie zawsze z dnia zaciągnięcia kredytu, a LIBOR zamieniają na WIBOR (typowy dla kredytów złotowych), który obecnie jest w trendzie wzrostowym z powodu podwyżek stóp procentowych. Prawniczka podkreśla, że „odfrankowieni” w ten sposób klienci, którzy wciąż spłacają raty, mogą wpaść z deszczu pod rynnę. Pod tym stwierdzeniem podpisuje się również Bartłomiej Krupa.
Ugody zagrożone
Wiele wskazuje na to, że zawieranie ugód może zwolnić tempo, a składanie pozwów ― przyspieszyć. Inflacja i rosnące stopy procentowe nie sprzyjają porozumieniom na warunkach banków, bo nikt nie wie, jak będzie się zachowywał wskaźnik WIBOR.
― Osoby, które zaciągały hipotekę w 2008 r., gdy kurs franka był najniższy w historii, i zdecydowały się na ugodę opartą na wskaźniku WIBOR, już teraz płacą ratę o kilkaset złotych wyższą niż w momencie dogadywania się z bankiem. Zatem problem frankowy nie został rozwiązany, a wręcz pogłębiony ― podkreśla prezes Votum.
Okazuje się, że bez prawnika ani rusz. Kredytobiorcy którzy przystąpili do mediacji, zgłaszają się do kancelarii z prośbą o wsparcie w zakresie przeanalizowania treści propozycji ugodowej, co wytrąca bankom argument o bezkosztowym sposobie rozwiązania sporu w toku ugody. Zdaniem Wojciecha Bochenka duży formalizm związany z ugodami oraz stosy dokumentów mogą dodatkowo zniechęcać kredytobiorców do decydowania się na ugodowe zakończenie sprawy, zwiększając falę pozwów.
Poza ugodowy nawias wypadły m.in. osoby, które spłaciły dług, a jest ich ok. 300 tys. wobec 700 tys. kredytów frankowych udzielonych ogółem. Ekskredytobiorcy wciąż jednak mogą dochodzić sprawiedliwości w sądzie - i na nich liczą kancelarie.
Kij ma dwa końce
Obrońcy frankowiczów też mają sporo za uszami. Do Iwony Rzucidło zgłaszają się klienci konkurencyjnych firm, prosząc o pomoc, bo ich sprawy ciągną się latami. Z jej obserwacji wynika, że w umowach z tymi „kancelariami” (spółkami specjalizującymi się sprawach frankowych) jest wielokrotnie więcej klauzul abuzywnych niż w umowach kredytowych, a jakość pozwów ― daleka od ideału.
– Niektórym podmiotom reprezentującym frankowiczów zależy, żeby sprawy ciągnęły się jak najdłużej. Chodzi m.in. o odsetki za zwłokę, ale przede wszystkim o dość wysoką prowizję za sukces - tym wyższą, im wyższa jest kwota spłaconego kredytu ― wyjaśnia Iwona Rzucidło.
Według jej obserwacji zmiana spółki reprezentującej frankowiczów na kancelarię radcy prawnego czy adwokata zwykle finansowo nie opłaca się klientowi. Tłumaczy, że uwolnienie się od kredytu frankowego może być łatwiejsze niż uwolnienie się od wynagrodzenia za sukces dla tego typu „kancelarii”.
O tym, jak kwestia ugód frankowych i rozstrzygania sporów sądowych z kredytobiorcami wygląda z perspektywy banków, czytaj w tekstach: „Bankom grozi frankowa bomba atomowa” i „Banki będą pozywały frankowiczów”.