Niemal równo rok temu, na świątecznym spotkaniu z bankowcami, Jacek Jastrzębski, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego (KNF), przedstawił koncepcję rozwiązania problemu frankowego w ramach ugód zawieranych z klientami i przewalutowania portfela walutowego na złote. Szef nadzoru przekonywał, że jest to jedyna dostępna droga rozwiązania problemu, i obiecywał wsparcie. Przestrzegał, że jeśli banki się na nią nie zdecydują, nadzór im nie pomoże.
Minął rok. Sprawy zaszły tak daleko, że banki może uratować już tylko interwencyjne rozwiązanie ustawowe.

Sędzia też frankowicz
Wkrótce po gwiazdkowym spotkaniu pierwsza prezes Sądu Najwyższego zadała izbie cywilnej cztery pytania ważne z punktu widzenia rozpatrywania sporów frankowych. Izba miała zebrać się w marcu. Już kilka dni po sylwestrze w bankach pełną parą ruszyły prace nad prawnym, informatycznym i komunikacyjnym przygotowaniem procesu zawierania ugód. Motywacją do wzmożonego wysiłku był niewypowiedziany głośno pogląd, że banki powinny pokazać sędziom gotowość do rozwiązania problemu frankowego na drodze polubownej, biorąc część kosztów na siebie. To mogłoby wpłynąć na ocenę okoliczności przez izbę.
Sąd nie zebrał się ani w marcu, ani w dwóch kolejnych terminach wyznaczonych kwiecień i maj. W czerwcu posiedzenie się odbyło, ale żadne decyzje nie zapadły, a w kolejnym terminie, wrześniowym, izba nie wróciła do pytań pierwszej prezes, bo zajęła się bardziej palącym dla siebie problemem. Skierowała do Trybunału SPrawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) pytanie, czy może orzekać, mając w składzie „neosędziów”.
Na uchwałę SN czekały nie tylko banki, ale również sądy powszechne, które wstrzymały bieg spraw frankowych. Od września znowu zaczęły orzekać, kierując się - według bankowych prawników - własnym rozeznaniem i prywatnymi doświadczeniami. Sędzia z kredytem frankowym w składzie rozstrzygającym spory banków z kredytobiorcami nikogo już nie dziwi. Bankowi prawnicy przestali już składać wnioski o wyłączenie takiego sędziego ze sprawy - chyba że ma kredyt w tym samym banku co pozywający klient. Ta ostatnia kwestia ma szansę na prawne uregulowanie - kilka dni temu do Sądu Najwyższego wypłynęło zagadnienie prawne, czy sędzia może orzekać w sprawie banku, w którym sam zaciągnął kredyt hipoteczny.
- Kierunek orzecznictwa zależy od miasta, wydziału i samych sędziów. Nie ma jednego wzorca, zapadają zupełnie inne wyroki w bliźniaczo podobnych sprawach – mówi prawnik jednego z banków.
Czasem wyrok zapada podczas jednej rozprawy. Są też sędziowie, którzy wkładają sporo wysiłku w ustalenie, czy umowa zawiera postanowienia niedozwolone, a jeśli tak to, czy można coś zrobić, żeby została utrzymana. Niedawno zapadł wyrok odwołujący się do wrześniowego orzeczenia TSUE w sprawie węgierskiej, wskazującego możliwość wprowadzenia do umowy średniego rynkowego kursu waluty - w miejsce kursu bankowego sąd wpisał kurs NBP.
W przytłaczającej większości spraw, czyli w 80-90 proc., zapadają jednak wyroki unieważniające umowy kredytowe. A nie jest to najgorszy scenariusz dla sektora bankowego. Kiełkuje bowiem linia orzecznicza, która, jeśli się utrwali, sprawi, że nie będzie czego zbierać z banków.
Nowa linia orzecznicza specywydziału
Wiosną rozpoczął działalność XXVIII wydział warszawskiego sądu okręgowego. Został powołany przez ministra sprawiedliwości z myślą o rozstrzyganiu wyłącznie sporów frankowych - w celu rozładowania zatoru, jaki utworzył się w stołecznych sądach.
Jak pisaliśmy w „Pulsie Biznesu” z oświadczeń majątkowych sędziów tego wydziału wynika, że wiedzą, czym jest dług bankowy, bo większość ma kredyt, w tym niektórzy hipoteczny w walucie obcej.
- Orzecznictwo w tym wydziale idzie w zupełnie nowym kierunku. Jest coraz więcej wyroków unieważniających umowy kredytowe, ale nie z tytułu abuzywności, tylko z powodu sprzeczności z naturą stosunku prawnego – mówi bankowy prawnik.
W przypadku abuzywności zapisów sąd zazwyczaj ustala, że po ich usunięciu umowa dalej nie może obowiązywać i orzeka, że w związku z tym jest bezskuteczna. Wyroków, które zapadły w XXVIII wydziale, nie poprzedzało jednak badanie abuzywności. Sąd stwierdzał, że treść umowy w ogóle jest sprzeczna z naturą stosunku prawnego i w konsekwencji jest nieważna.
Dla banków to ogromna różnica. Jeśli umowa upada, bank może wysłać klientowi pozew o zwrot wypłaconego mu przed laty kredytu, czyli kapitału. Musi jednak zdążyć przed upływem trzyletniego okresu przedawnienia. I tu jest pies pogrzebany. W przypadku stwierdzenia klauzul abuzywnych bieg terminu rozpoczyna się w chwili, gdy klient oświadczył, że umowa jest nieważna.
- Unieważnienie z tytułu sprzecznego z naturą stosunku prawnego to tzw. twarde unieważnienie. Tu bieg terminu przedawnienia zaczyna się w momencie wypłaty kredytu – wyjaśnia prawnik.
Ponieważ spory frankowe dotyczą umów sprzed kilkunastu lat, w świetle takich rozstrzygnięć wszelkie roszczenia banków są dawno nieaktualne.
Podobny tok rozumowania jak warszawski XXVIII wydział prezentowali dotychczas niektórzy sędziowie w Lublinie, nie było to jednak zjawisko powszechne. Teraz może się to zmienić, bo XXVIII wydział przedłożył Sądowi Najwyższemu zagadnienie prawne, czy odwołanie w umowie do bankowego kursu wymiany waluty jest sprzeczne z naturą stosunku prawnego.
- Jeśli odpowiedź będzie twierdząca, wtedy czarny scenariusz dla banków, zarysowany przez KNF, która koszt kredytów frankowych szacuje na kilkaset miliardów złotych, zrealizowałby się w pełni. Więcej, można się spodziewać pozwów od przedsiębiorców, których umowy kredytów walutowych odwołują się do kursu bankowego. Mogliby je podważać, stosując te same argumenty – mówi prawnik.
Dla frankowiczów twarde unieważnienie oznacza uwolnienie od kredytu i zachowanie nieruchomości kupionej za pieniądze od banku.
Potrzebna interwencja państwa
Niezależnie od odpowiedzi Sądu Najwyższego na wątpliwości XXVIII wydziału kierunek orzecznictwa w sprawach frankowych sprawia, że ugody zaproponowane przez szefa KNF są dla frankowiczów coraz mniej atrakcyjne. Sami prawnicy bankowi przyznają, że jest to oferta dla tych, którzy muszą sprzedać mieszkanie i chętnie uwolnią się od franka lub nie chcą poświęcać czasu i pieniędzy na włóczenie się po sądach. Zdeterminowany ma jednak 90 proc. szans na unieważnienie umowy kredytu. Oczywiście poniesie niemałe koszty obsługi prawnej, ale koniec końców z ogromnym prawdopodobieństwem mu się to opłaci.
- Coraz pilniejsza staje się interwencja państwa, które w drodze ustawy mogłoby opanować chaos w sądownictwie. Nie wiem, czy rząd jest świadomy, że sprawy przybierają groźny obrót nie tylko dla pojedynczych banków prywatnych, ale też państwowych. Jeśli twarde unieważnianie umów się upowszechni, fundusz PKO BP zawiązany na ugody będzie daleko za mały – mówi członek zarządu jednego z dużych banków.
Gdyby konsekwencją takiego obrotu sprawy była niewypłacalność słabszych banków, pojawią się kolejne ogromne koszty dla sektora, który będzie musiał partycypować w ratowaniu bankrutów.
Na razie jednak o interwencji rządu nie słychać. O przedstawienie sprawy podczas obrad Komitetu Stabilności Finansowej oraz inicjatywę ustawodawczą prosili zagraniczni inwestorzy podczas niedawnego spotkania z przedstawicielami resortu finansów, poświęconego m.in. kwestii frankowej. Żadne deklaracje nie padły.