Trzeba płacić wysoką cenę za pogodną jednomyślność — mawiał Warren Buffett. I choć ta maksyma zwykle się sprawdza, to jednak w 2013 r. wszechobecny optymizm raczej popłacił. Ci, którzy kupili akcje na początku roku — zwłaszcza giełdowych maluchów i średniaków — dziś mają portfele grubsze nawet o 40 proc.
Wśród specjalistów z TFI najlepiej z prognozami trafił Jarosław Niedzielewski, dyrektor ds. inwestycji w Investors TFI, który zapowiadał 10-procentowy wzrost WIG na koniec 2013 r. Tymczasem indeks szerokiego rynku zwyżkował o 8 proc. W tym roku prognozy zarządzających nie są już tak jednoznaczne, ale wciąż dosyć optymistyczne. Eksperci z TFI spodziewają się krótkotrwałej korekty, ale ich zdaniem hossa na GPW przetrwa kolejny rok.
— Po ponad dwóch latach hossa jest w fazie dojrzałej, ale nie schyłkowej. Przed nami okres silnego wzrostu gospodarczego. Prognozujemy ponad 3,5-procentową dynamikę PKB w latach 2014-15 i utrzymania trendu wzrostowego na rynku akcji, który potrwa jeszcze dobrych kilka kwartałów — uważa Paweł Homiński, członek zarządu Noble Funds TFI.
Bez wróżenia z fusów
Jarosław Niedzielewski, którego ubiegłoroczny optymizm był dosyć wyważony, spodziewa się, że w 2014 r. WIG wzrośnie o 11 proc.
— Większość z tego wzrostu, podobnie jak w tym roku, przypadnie na ostatnie miesiące 2014 r. Pomimo bardzo silnych zwyżek w segmencie małych i średnich spółek w 2013 r., powinien on w tej fazie cyklu koniunkturalnego nadal być relatywnie lepszy od segmentu dużych — uważa Jarosław Niedzielewski.
W ubiegłym roku również Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI, dość trafnie przewidział zachowanie rynku. Specjalista oczekiwał, że WIG wzrośnie o 10-20 proc., skończy się hossa na obligacjach, gospodarka zaliczy dołek w I półroczu, a obniżki stóp procentowych spowodują, że inwestorzy zaczną powracać na rynek akcji i do funduszy. Prawie wszystko się sprawdziło.
Od początku roku do TFI napłynęło 16 mld zł, a cykliczny dołek w koniunkturze już dawno za nami. Również rynek obligacji się przegrzał — roczna stopa zwrotu funduszy dłużnych skarbowych wynosi średnio 2,0 proc. i jest najniższa od pięciu lat. To także jeden z najsłabszych wyników tej grupy w historii. Gdyby prognozy Sebastiana Buczka sprawdzały się co roku, inwestorzy mogliby się spodziewać , że na koniec 2014 r. WIG sięgnie 60 tys. pkt, co przy dzisiejszym poziomie (51 tys. pkt) daje ponad 8-procentowy wzrost.
— Oczekujemy większej zmienności zarówno w styczniu, jak i całym 2014 r. Coraz trudniej znaleźć niedowartościowane spółki, chociaż daleko nam jeszcze do poziomów cen z 2007 r. Na szczęście w grudniu polskie akcje skorygowały się, a kursy wróciły do bardziej atrakcyjnych poziomów — uważa Sebastian Buczek. Specjalista nie wyklucza, że w 2014 r. trzeba będzie sprzedać akcje. Kiedy dokładnie? Wtedy, gdy gospodarka osiągnie apogeum rozwoju.
Najwcześniej może to nastąpić w I kwartale 2014 r., najpóźniej w I kwartale 2015 r. Wówczas dynamika PKB może zbliżyć się do 4 proc. Mniejszym optymizmem w ubiegłym roku wykazał się Ryszard Trepczyński, członek zarządu w grupie PZU nadzorujący pion inwestycji, który spodziewał się 5-procentowej zwyżki WIG, przy dynamice PKB na poziomie 1,5 proc. Na 2014 r. specjalista oczekuje dwucyfrowej stopy zwrotu z indeksu szerokiego rynku, dalszego wzrostu rentowności obligacji oraz umocnienia złotego.
Przesadny entuzjazm
Jerzy Kasprzak, zarządzający funduszami Ipopema TFI, prognozował, że WIG wzrośnie o 20 proc. w 2013 r., a Adam Łukojć ze Skarbca TFI spodziewał się 15-procentowych zwyżek. Dziś już wiemy, że były to zbyt optymistyczne założenia.
Nie udało się też specjalistom z TFI trafić w czarnego konia na rynkach zagranicznych. Uważali oni, że w minionym roku największe zyski przyniesie Turcja i Rosja. Tomasz Piotrowski, zarządzający funduszami Skarbca, przekonywał, że giełda turecka wzrośnie w 2013 r. o 25 proc., a rosyjska nawet o 50 proc. Tymczasem główny indeks tureckiej giełdy zanurkował o 14 proc., a moskiewskiej o 7 proc.
Zarządzający poglądów jednak nie zmieniają. Marek Buczak wciąż stawia na Turcję i nisko wycenione spółki rosyjskie. Paweł Homiński szansy na zysk upatruje na rynkach Europy Zachodniej, którym sprzyjać będą coraz lepsze dane makro, a Adam Łukojć i Jerzy Kasprzak oczekują dobrej koniunktury na giełdach emerging markets, które mają sporo do nadrobienia względem giełd krajów rozwiniętych.