Jest to monumentalna, niepotrzebna, źle wyceniona, kompletnie nieracjonalna inwestycja w zakresie, w jakim została przygotowana - nie ma wątpliwości Ireneusz Fąfara, prezes Orlenu.
Władze spółki we współpracy z firmami doradczymi Bain&Co. oraz EY wyceniły koszty inwestycji podstawowej i dodatkowej - określanych jako ISBL i OSBL - na 45-51 mld zł. Wydano do tej pory około 13 mld zł, a wartość zakontraktowanych już prac sięga łącznie 22 mld zł. Pod nowym szyldem Nowa Chemia projekt ma się zamknąć wydatkami rzędu 34 mld zł, przy czym kwota ta uwzględnia 6 mld zł kosztów finansowania. Analitycy uważają, że należy doliczyć 1-2 mld zł kar, które trzeba będzie zapłacić z tytułu kolejnego przesunięcia realizacji projektu.
Czas na negocjacje
Orlen zaczął rozmowy z kontrahentami i zapewnia, że prace do tej pory zakontraktowane będą kontynuowane. Kontrakt główny z Hyundaiem nie będzie zerwany, a zarząd oczekuje, że Koreańczycy dokończą inwestycję. Modyfikowana będzie przede wszystkim infrastruktura pomocnicza - z części instalacji spółka zrezygnuje. Renegocjacja kontraktów zajmie 6-9 miesięcy.
"Obecnie spółka będzie koncentrowała swoje działania związane z projektem na rozmowach z wykonawcami (...) by zapewnić realizację nowego harmonogramu. Jednocześnie (...) zostały zidentyfikowane i rozpoznane istotne problemy natury projektowo-technicznej w zakresie instalacji ISBL, których rozwiązanie wpływa na realizację projektu" - podano.
- Nie możemy zatrzymać inwestycji, bo byłoby to kosztowne i nieracjonalne, ale tak zaprojektujemy nową, by wykorzystać tę część infrastruktury, która została już wykonana - przekonuje prezes Orlenu.
Zarząd szacuje, że Nowa Chemia od 2030 r. zacznie dokładać od 550 do 800 mln zł w zależności od poziomu wykorzystania mocy produkcyjnych.
- Chodzi o to, by na końcu ta inwestycja kosztowała jak najmniej i w jak największym stopniu dokładała się do wyników - mówi Marcin Wasilewski, członek zarządu Orlenu.
- Dodatkowa EBITDA nie będzie istotna dla Orlenu, który generuje 30-40 mld zł rocznie - mówi Kamil Kliszcz, analityk z Biura Maklerskiego mBanku.
15 mld zł, których spółka nie wyda na dokończenie projektu w dotychczasowej formule, ma zostać przeznaczone na projekty "trwale zwiększające konkurencyjność spółki". Nie podano jakie.
Nerwowa reakcja
Pierwotny koszt realizacji inwestycji Olefiny III szacowany był na 8,3 mld zł. W 2023 r. ówczesny zarząd zwiększył nakłady ponadtrzykrotnie do 25 mld zł, jednocześnie zwiększając zakres inwestycji. Choć niektórzy analitycy oczekiwali, że informacja o zmniejszeniu nakładów zostanie dobrze przyjęta przez rynek i spowoduje, że kurs spółki w końcu odbije, to stało się inaczej. Na sesji 11 grudnia spadł o prawie 6 proc. i niewiele zabrakło, aby znalazł się najniżej w tym roku.
- Negatywna reakcja kursu wynika z tego, że rynek miał nadzieję na zamrożenie projektu na tym etapie i wstrzymanie się z ostateczną decyzją na kilka lat, żeby mieć lepszy ogląd tego, co będzie się działo na rynku petrochemicznym. Rynek miał też nadzieję, że kompleks będzie kosztować mniej. Wygląda jednak na to, że zobowiązania inwestycyjne są dość konkretne i nie da się zatrzymać projektu mniejszym kosztem. Trzeba wydać kolejnych 8 mld zł, do tego dojdą kary, choć do końca nie znamy zapisów kontraktowych. Dokończenie projektu w okrojonej wersji jest oczywiście lepszym wyjściem niż brnięcie do końca, ale tak czy owak generuje on ujemną wartość dla akcjonariuszy - mówi Kamil Kliszcz, analityk z Biura Maklerskiego mBanku.
- Wieści z Orlenu oceniam negatywnie. Rynek lepiej przyjąłby scenariusz zamknięcia projektu i nieinwestowania w technologię opartą na nafcie. Zarząd musiał podjąć decyzję, czy zapłacić większe kary przy zamknięciu projektu, czy mniejsze za opóźnienie, przy zobowiązaniach kontraktowych o łącznej wartości 22 mld zł powiększonej o prawdopodobne kary, głównie dla Synthosu. Widzę pole do lekkiego obniżenia wyceny, choć wiele z tego zostało już zdyskontowane w kursie - mówi Michał Kozak, analityk z Trigon Domu Maklerskiego.
Jak wspomina, w 2018 r., kiedy podejmowano decyzję o inwestycji, biznes mógł się wydawać sensowny, ale przy znacznie niższej bazie budżetowej projektu.
- Teraz otoczenie nie sprzyja, wyzwań jest dużo, a europejskie zakłady petrochemiczne będą musiały racjonalizować moce w kolejnych latach. Z drugiej strony w perspektywie kilku kwartałów – według prognoz – konkurencyjność naftowych crackerów europejskich w porównaniu do amerykańskich opartych na gazie ma się poprawiać, co powinno pozytywnie wpłynąć na wyniki - mówi Michał Kozak.
Specjalista szacuje, że wydatki na Olefiny wyniosą po ok. 5 mld zł w 2025 i 2026 r., a pozostałe 5 mld zł zostanie rozłożone na kolejne lata. Nie tworzy to jednak jego zdaniem ryzyka dla wypłaty przez Orlen tzw. dywidendy bazowej. Wynosi ona w 2024 r. 4,30 zł, a w kolejnych latach ma rosnąć o 15 groszy.
- Nadal zakładam, że koncern wypłaci nawet trochę więcej, bo wskutek ograniczenia nakładów inwestycyjnych Capex powinien być nieco niższy bądź porównywalny do zrewidowanych w dół tegorocznych wydatków - mówi analityk Trigon DM.
- Decyzja zarządu wpływa na perspektywę wolnych przepływów pieniężnych, bo trzeba będzie wydać kolejne miliardy, ale na dywidendę bazową raczej nie. Rynek liczył jednak, że Orlen będzie ponosił coraz mniej nakładów, które nie budują wartości - dodaje Kamil Kliszcz.