Hiszpanie uspokajają, Niemcy chcą kompromisu, a Bruksela prosi brytyjskiego premiera, by nie był Robin Hoodem na opak.
Coraz bliżej do finału prac nad unijnym budżetem na lata 2007-13. Nieformalna na razie propozycja dotycząca 10-procentowych cięć pomocy regionalnej dla nowych krajów członkowskich spotkała się ze sprzeciwem nie tylko samych zainteresowanych.
Alberto Navarro, hiszpański sekretarz stanu ds. europejskich, zaapelował do nowych członków UE, by zachowali zimną krew.
— Plotki są częścią strategii negocjacyjnej — podkreślał Hiszpan.
Dodał, że celem jego kraju jest utrzymanie dodatniego salda budżetowego z UE na najbliższe 7 lat. Dlatego może zablokować negocjacje na szczycie w Brukseli, jeżeli będą zmierzały do redukcji budżetu. Zdaniem Alberta Navarry, kompromis zależy przede wszystkim od tego, czy Londyn zgodzi się na zmniejszenie rabatu.
Dość oryginalny apel popłynął z Brukseli. José Manuel Barroso, przewodniczący Komisji Europejskiej, zwrócił się do przewodzącego Unii premiera Wielkiej Brytanii, by ten nie zmieniał legendy o Robin Hoodzie i nie proponował w nowym budżecie UE odebrania środków biednym krajom i oddania ich bogatym. Z kolei Niemcy chcą odgrywać rolę pośrednika w pracach nad kompromisem.
— Będziemy brać pod uwagę zdanie zarówno dużych, jak i małych krajów. Świadectwem takiej postawy będzie podróż wraz Frankiem-Walterem Steinmeierem, ministrem spraw zagranicznym, w najbliższy piątek do Polski — podkreślała Angela Merkel, kanclerz Niemiec, w swoim exposé.
W tym samym dniu dojdzie do spotkania premiera Wielkiej Brytanii z szefami rządów Polski, Słowacji, Czech i Węgier, jeszcze dziś — Litwy, Łotwy i Estonii.