Pączkuje śledztwo w sprawie Progres Investment

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2013-05-14 00:00

Coraz to nowi kontrahenci spółki z NewConnect oskarżają ją o oszustwo. Jej władze odpierają zarzuty.

Ponad rok temu ujawniliśmy, że warszawska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie oszukania przez Progres Investment (PI) jednego z jej kontrahentów. Dziś okazuje się, że postępowanie, dotyczące notowanej na NewConnect spółki, specjalizującej się w udzielaniu krótkoterminowego finansowania pod zabezpieczenie nieruchomości, znacznie się rozrosło.

— Śledztwo wciąż prowadzone jest w sprawie, nikomu nie przedstawiono zarzutów. Pojawiły się w nim jednak nowe wątki i nowi pokrzywdzeni. W marcu 2013 r. prokurator podjął też decyzję o przekazaniu postępowania z komendy rejonowej do komendy głównej policji, a konkretnie wydziału do spraw zorganizowanej przestępczości ekonomicznej Centralnego Biura Śledczego — informuje Dariusz Ślepokura, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Parada pokrzywdzonych

Śledztwo wszczęto pod koniec stycznia 2012 r. na podstawie zawiadomienia złożonego przez Sebastiana Targańskiego. Jak informował w „PB”, jego nieżyjący już dziś ojciec Lech otrzymał od PI 3,5 mln zł finansowania, oddał w umówionym terminie prawie 7 mln zł, a mimo to spółka z NewConnect nie zwróciła ani 2,5 mln zł kaucji, ani przewłaszczonych na zabezpieczenie nieruchomości, położonych w Warszawie i Ciechocinku, wartych co najmniej 40 mln zł. Paweł Jankowski, ówczesny prezes (dziś wiceszef rady nadzorczej) i wciąż największy akcjonariusz PI, tłumaczył to tym, że „zobowiązania umowne nie zostały prawidłowo wykonane”.

Przypadki innych kontrahentów PI, którzy uzyskali status pokrzywdzonych w śledztwie, choć różnią się szczegółami, mają cechy wspólne. Powtarza się schemat, że przedsiębiorcy szukają finansowania, trafiają do Progres, uzyskują je na trudnych warunkach, przewłaszczając przy okazji na zabezpieczenie cenne nieruchomości, których później PI nie zwraca.

Zdaniem kontrahentów — bezprawnie, zdaniem władz spółki — legalnie. I tak z informacji „PB” wynika, że Mirosław Gajewski, właściciel krakowskiej GWG Estate, zawiadomił prokuraturę,że w wyniku oszukańczych działań PI utracił kontrolę nad ponad 10 nieruchomościami gruntowymi, a Filip i Bartłomiej Bronikowscy i ich spółka JB — nad wartą nie mniej niż 18,7 mln zł nieruchomością w Krakowie, na której jest mały hotel, stacja paliw i myjnia. Z kolejną pokrzywdzoną — Renatą Kornowską, nie udało nam się skontaktować.

Nacisk i czarny PR

Co na to wszystko PI? — Jeśli te informacje są prawdziwe, to uważam, że to próba połączenia sił przez różne osoby pod egidą pana Targańskiego, których celem jest, by nie rozliczyć się z PI ze wspólnych przedsięwzięć. Stworzenie wokół naszej spółki atmosfery czarnego PR i sugerowanie niezgodnych z przepisami działań traktuję jako formę wywarcia nacisku w rozmowach ugodowych dotyczących spłaty zadłużenia — mówi Paweł Jankowski, największy akcjonariusz i były prezes PI.

— Nigdy z innymi pokrzywdzonymi nie współpracowałem, a oni sami zgłosili się do prokuratury. Łączy nas tylko to, że zostaliśmy oszukani przez tę samą firmę — odpowiada Sebastian Targański.