Państwo weźmie się za parabanki

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2012-07-11 00:00

Resort finansów, KNF i NBP łączą siły w sprawie quasi- -banków. Problem zaczyna doceniać także prokuratura

Pierwszy raz w historii NBP wspomina o tzw. shadow bankingu (w opublikowanym wczoraj cyklicznym raporcie o stabilności systemu finansowego). Nieprzypadkowo. Z informacji „PB” wynika, że bank centralny, Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) i resort finansów chcą wreszcie poważnie zająć się uregulowaniem działalności rosnących w siłę instytucji parabankowych. Tylko największa z nich, opisywany przez „PB” gdański Amber Gold, chwali się, że ma już ponad 50 tys. klientów.

Zgodnie z prawem wkłady pieniężne od osób fizycznych mogą przyjmować tylko banki. W praktyce zajmują się tym też parabanki, których działalność nie jest regulowana, nadzorowana ani monitorowana. Nie istnieje nawet żaden rejestr tego typu firm, poza publikowaną przez KNF listą ostrzeżeń publicznych (jest na niej 16 podmiotów). Wszystkie oferują oprocentowanie znacznie przewyższające bankowe — po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent rocznie.

Ponadto zyski są „gwarantowane”, choć pieniądze nie są objęte Bankowym Funduszem Gwarancyjnym, a specjaliści od inwestycji są zgodni: nie ma wysokich zysków bez ryzyka.

Akcja edukacja

Nic dziwnego, że coraz głośniejsze są sugestie, że firmy te mogą być piramidami finansowymi. Podobnie jak te, które kiedyś też były na czarnej liście KNF, a dziś są bankrutami (patrz ramka).

— Jeśli ktoś oferuje kilkanaście procent gwarantowanego zysku rocznie, czyli dużo więcej niż oprocentowanie lokat bankowych czy obligacji skarbowych, to powinien być to sygnał ostrzegawczy dla potencjalnych klientów — mówił niedawno w „PB” Marcin Pachucki, dyrektor departamentu postępowań KNF. Powinien, ale często nie jest. Badania TNS Pentor pokazują, że aż 28 proc. klientów banków i 49 proc. klientów SKOK uważa, że parabanki są tak samo wiarygodne jak banki i SKOK. Aż co czwarty respondent ARC Rynek i Opinia deklaruje, że jeśli nie dostałby kredytu w banku, poszedłby do innej instytucji. NBP chce to zmienić. Jak wynika z informacji „PB”, na okres powakacyjny szykuje dużą akcję informacyjno-edukacyjną.

— Takich działań nigdy za wiele. Zapowiedzi cieszą, szczególnie że bank centralnyma dużo większe możliwości finansowe niż my — komentuje przedstawiciel KNF.

Prokuratorska jaskółka

Na razie jednak rzeczywistość skrzeczy. Jako że KNF nie nadzoruje parabanków, to nie może zrobić nic poza umieszczeniem ich na swojej liście i zgłoszeniem do prokuratury podejrzenia naruszenia prawa bankowego. Śledczy nie doceniają jednak wagi takich spraw i najchętniej od razu je umarzają, a po odwołaniach KNF — prowadzą w nieskończoność. Ostatnio coś jednak i tu zmienia się na lepsze.

— Prokurator generalny Andrzej Seremet zadeklarował, że takie sprawy będą trafiać nie do prokuratur rejonowych, lecz do lepiej przygotowanych okręgowych. Tak się już stało ze śledztwem w sprawie Finroyala, podobnie ma być ze śledztwem dotyczącym Amber Gold — mówi nasz informator.

Tymczasem same parabanki coraz częściej oskarżają KNF o działanie na ich szkodę i zgodnie zapewniają, że ani nie są piramidami finansowymi, ani nie naruszają prawa bankowego. Zapewne na potwierdzenie tych słów często unikają w ofertach pojęć „lokata” czy „depozyt”, zastępując je „kontraktami lokacyjnymi” (Finroyal), „inwestycjami” (Centrum Inwestycyjno-Oddłużeniowe), „pożyczkami” (Dobra Lokata) czy „obrotem i składowaniem metali szlachetnych” (Amber Gold). Zapewniają, że inwestują w swoje córki w celu podniesienia ich wartości (Usługi Konsultingowe Artur Sendrak) czy akcje innych spółek lub fundusze private equity (Finroyal). By się uwiarygodnić, informują też o współpracy z największymi instytucjami finansowymi. Brak niezależnego nadzoru sprawia jednak, że są to wyłącznie nieweryfikowalne deklaracje.

Piramidy z listy

O tym, że warto śledzić listę ostrzeżeń publicznych KNF oraz że te ostrzeżenia często nie są na wyrost, boleśnie przekonali się klienci firm inwestujących na rynku forex, które upadły z hukiem kilka lat temu.

1. Interbrok

Znalazł się na liście KNF na początku 2007 r. Pięć lat później jego założyciele, najpoważniejsi kandydaci na „polskiego Madoffa”, zostali prawomocnie skazani. Za m.in. wyrządzenie ponad 600 klientom szkód na prawie 260 mln zł. Maciej S. i Andrzej K. dostali po 3 lata więzienia, a Emil D. — 7,5 roku.

2. Digit Serve

Nadzór umieścił spółkę na swojej liście w połowie 2007 r. W lutym 2012 r. prokuratura oskarżyła dwóch jej szefów o stworzenie piramidy finansowej i oszukanie 170 osób na 33,5 mln zł. Jednym z oskarżonych jest Bogusław B., jeden z najsłynniejszych aferzystów III RP, były szef Art-B.

3. Netforex

Na liście KNF znalazł się w wakacje 2006 r. W grudniu 2011 r. trzech szefów spółki zostało oskarżonych o wyrządzenie ponad 24 mln zł szkód, niezgłoszenie na czas wniosku o upadłość, nierzetelną rachunkowość, prowadzanie działalności bez licencji KNF i poświadczanie nieprawdy.