„Puls Biznesu”: Czy płacenie podatków uważa pan za przejaw patriotyzmu, a optymalizację podatkową za jego brak?
Mateusz Morawiecki, prezes BZ WBK: Płacenie podatków to raz — kwestia obowiązku, dwa — kwestia uczciwości i przyzwoitości. Obowiązek nakazuje płacić podatki, a przyzwoitość, czy nawet uczciwość — płacić je w państwie, którego jest się obywatelem. Tym bardziej jeśli na jego terytorium prowadzi się aktywność biznesową. Jednak płacenie podatków nie wystarczy. Zbyt wiele osób w naszej historii dosłużyło się miana patrioty za bohaterskie czyny, by definiować patriotyzm w odniesieniu li tylko do kwestii rozliczeń z fiskusem. Jeśli przez optymalizację podatkową rozumiemy geografię rozliczania się z fiskusem przyjętą tylko ze względu na wysokość stawek, to nie budzi to mojego entuzjazmu. Zawsze można narzekać, że w kraju, którego jest się obywatelem, istnieje za duży fiskalizm, w przypadku większości państw UE to nawet truizm. Nie przekonują mnie takie argumenty. Zawsze bowiem znajdą się raje podatkowe, które składają się z plaż, palm i atrakcyjnych systemów podatkowych, z którymi państwa biorące na siebie ciężar finansowania służby zdrowia, edukacji, systemów emerytalnych etc., nie mogą konkurować. Notabene, patrząc na łączne obciążenia podatkowe i okołopodatkowe, jak ZUS, warto zauważyć, że w Polsce są one jedne z niższych w Europie i zdecydowanie niższe niż w zachodniej Europie.
Czy i jak można być gospodarczym patriotą i nie zaprzeczyć idei wolnego i równego rynku europejskiego?
Czy Francuzi kupujący francuskie wina, jedzący francuskie sery i wybierający się podczas wakacji na Lazurowe Wybrzeże, zaprzeczają idei wolnego i równego rynku europejskiego? Patriotyzmu gospodarczego nie można definiować tylko poprzez wybory dokonywane w sklepach: o wiele istotniejsza jest aktywna polityka gospodarcza i przemysłowa realizowana przez poszczególne państwa na zewnątrz. Nie bądźmy naiwni gospodarczo — w dzisiejszych czasach pozycja międzynarodowa państwa w dużej mierze zależy zarówno od siły gospodarczej i zdolności ekspansji na rynki zagraniczne firm, tak zwanych narodowych championów, jak i od wspierania rodzimych mniejszych i średnich firm w ich ekspansji za granicę. Należy przy tym odróżnić patriotyzm gospodarczy od typowego zinstytucjonalizowanego protekcjonizmu. Protekcjonizm ma charakter przede wszystkim pasywny, natomiast promocja biznesu za granicą, od której zaczynają wizyty zagraniczne wszyscy premierzy i prezydenci, to aktywne, prorozwojowe działania mające między innymi na celu wzmacnianie rodzimych marek i grup kapitałowych.
Wciąż niewiele jest polskich firm globalnych. Czy polscy przedsiębiorcy powinni mocniej postawić na ekspansję? Czy mogą liczyć na wsparcie administracji państwowej?
Swego czasu Henry Kissinger powiedział, że problem RFN polega na tym, że to kraj za duży na Europę, a za mały na cały świat. Parafrazując jego słowa można rzec, że po 24 latach funkcjonowania wolnego rynku w Polsce mamy do czynienia z coraz większą liczbą firm zbyt dużych na nasz kraj, wciąż zbyt małych na podbój całej Europy, ale dysponujących już potencjałem wystarczającym do rozpoczęcia ekspansji regionalnej — na rynkach Europy Środkowo-Wschodniej. Polskie firmy nie mają już żadnych kompleksów w zdobywaniu rynków zagranicznych. Widać to doskonale po ostatnich wynikach polskiego handlu zagranicznego — potrafimy szybko tworzyć przewagę konkurencyjną zarówno za Odrą, jak i za Bugiem. Wśród dużych i średnich klientów naszego banku widzę rosnące zainteresowanie rynkami zewnętrznymi, nie tylko eksportem, ale również trwałym zakotwiczeniem instytucjonalnym, budową tam fabryk czy oddziałów. Państwo powinno wspierać firmy, które chcą zdobywać zagraniczne rynki. Dyplomacja gospodarcza powinna być równie ważna jak dyplomacja polityczna. Cieszę się, że świadomość tej konieczności jest coraz powszechniejsza, również u polityków. Oczywiście samo wsparcie sukcesu nie zapewni — przede wszystkim potrzebna jest innowacyjność i gospodarcza siła firm.
Przez lata Polska konkurowała kosztami pracy, ale w zglobalizowanej gospodarce jest to coraz trudniejsze. Co może i powinno być nową polską specjalnością biznesową? Jak ją wesprzeć i wypromować?
Możliwość konkurowania kosztami jest nie tyle coraz trudniejsza, co powinna być przez nas uznawana za „pieśń przeszłości”. Dzisiaj musimy obrać zdecydowany kurs na innowacyjność. W tym sensie zwiększenie nakładów na badania i rozwój należy uczynić priorytetem narodowym. Nie oznacza to konieczności ogromnego wsparcia publicznego. Skoncentrujmy się na mniejszych krokach, na przykład na poprawie efektywności wsparcia: obecnie wsparcie przyznawane jest przede wszystkim na bardziej zaawansowane etapy badań, sama pomoc jest natomiast rozdrobniona i przyznawana przez wiele agencji, co rodzi konflikty kompetencyjne. Zakup technologii z zagranicy tworzy dla przedsiębiorcy „tarczę podatkową”, wytworzenie tej samej technologii w kraju nie daje takich korzyści — to są regulacyjne mechanizmy do stosunkowo prostej zmiany.
Czy Polska to miejsce przyjazne biznesowi? Co należałoby poprawić?
Określanie naszego kraju jako wrogiego przedsiębiorcom byłoby grubą przesadą. Niedostatki systemu prawnego czy fiskalnego nie biorą się z wrogości do przedsiębiorców. Po części są to zaszłości historyczne i systemow. Mimo awansu w rankingu Doing Business wiele pozostaje do zrobienia. Weźmy chociażby na przykład to, jak długo przedsiębiorcy muszą czekać na tak podstawowe kwestie, jak różnego rodzaju zezwolenia inwestycyjne i budowlane. Tutaj nie potrzeba ze strony administracji skomplikowanych rozwiązań ani dużej innowacyjności. Czasem wystarczy znacznie ograniczyć formalności. Konieczne są kolejne transze deregulacyjne i ich uzupełnienie — uelastycznienie rynku pracy.
W wielu krajach, np. w Szwecji czy USA, rządzący regularnie spotykają się z przedsiębiorcami, pytając co mogą dla nich zrobić. Czy taki dialog jest w Polsce możliwy?
Oczywiście, ale taki dialog wymaga jednak podobnego zaangażowania po obu stronach. Jeśli państwo bywa oskarżane o nadmierny apetyt na dochody przedsiębiorców, to biznes także w pewnym sensie roszczeniowy wobec państwa na zasadzie: niech państwo nas zostawi. To nie takie proste — w kraju takim jak Polska biznes powinien być włączony w strategię rozwoju całego kraju. Patriotyzm gospodarczy to właśnie przede wszystkim wspólna odpowiedzialność za ten rozwój, a więc udział biznesu w ważnych projektach infrastrukturalnych czy energetycznych, z pomocą państwa i takich instrumentów jak Polskie Inwestycje Rozwojowe. Prawdą jest również, że nasz PKB, a więc nasz dobrostan, spoczywa w znacznym stopniu na barkach małych i średnich firm, które wytwarzają — według różnych szacunków — od 65 do 85 proc. naszego PKB. W Polsce istnieją wpływowe środowiska biznesowe czy platformy dialogu z państwem. Firmy mają więc wiele możliwości artykułowania swoich potrzeb i interesów. Problem nie leży więc w braku dialogu, ale w odpowiedniej formule współpracy. Zamiast koncertu życzeń lepsze byłoby raczej poszukiwanie wspólnych celów i wytyczanie optymalnych dróg, by te cele osiągnąć.